wtorek, 19 lipca 2016

III. Międzyplanetarna Misja: Rozdział Siedemnasty

Roboty czuły panikę. 
Wiedziały już, że nie ma z nimi Tacaty, a to w niej dzieliły nadzieję na rychłe zwycięstwo. 
 - Co teraz zrobimy, panie? - pytały. - Trzeba by odszukać i ukarać tą diabelską szkaradę. 
- Więc jej poszukajcie! - zirytował się Stalowa Pięść. - Jak przychodzi co do czego, to wiecie co robić... jak zwykle do czasu... 
Pieniacz podszedł do niego i szepnął do ucha: 
- Wiesz, że bez ciebie nie dadzą sobie rady... są jak dzieci. 
Pięść odepchnął go od siebie. 
 - Zostaw mnie! Znalazły sobie przywódcę...! Cieszcie się, że was jeszcze nie poprzepalałem laserem. 
Roboty natychmiast się cofnęły, nie pojmując jego zachowania. Również przejmowały się zniknięciem Tacaty, a raczej jej ucieczką, ale nie tak bardzo, nie tak wnikliwie jak on. Myślały, że ten oszalał, albo jest nietrzeźwy umysłowo. Jednak musiały mu służyć, bez względu na to, jak okrutne męki będą cierpiały. 
- Co z Tacatą, panie? - spytał jak zawsze wierny Pieniacz. 
Stalowa Pięść spojrzał na niego. 
- Jak to: co? Musimy ją znaleźć, i to rychło. Jeśli trafiła na kogoś z Armii... 
- Nie myśl o tym! - rzucił szybko Stalrat. - Po prostu nie była nas godna. 
Pieniacz syknął pogardliwie. 
- Nie wiesz, co mówisz. - powiedział. - Ona może być kluczem do bram sukcesu nad autobotami. Nie rozumiesz...? Nasz pan wie, co mówi, prawda? - tu spojrzał na Stalową Pięść. 
- Od kiedy ta blacha jest twoim panem? - warknął Stalrat. - Nasz pan nie żyje. 
 - Stary król zawsze znajdzie następcę. - odparł Pięść. - Jeśli nie jest to jego własny syn, to zawsze ktoś z jego dworu wolny się znajdzie. 
Odwrócił się do robotów, spojrzał im w oczy. 
 - Możemy ją znaleźć, o ile mamy przebytą dobrą szkołę. A ukaranie jej należy do mnie. 
 - Mogę ci pomagać w chłoście, panie? - spytał Pieniacz zwilżając wargi językiem. 
- Nie, Pieniaczu. - odparł ostro Stalowa Pięść. - Ale rad jestem, że tak solidnie pociągasz za sobą konsekwencje tej sprawy. Może kiedyś mianuję cię moim następcą... 
Na te słowa służalczy z natury Pieniacz padł na kolana i zajęczał u stóp Pięści: - Tak, panie, nie pożałujesz tego...! Z pewnością wtedy wprowadzę dla ciebie reformę wojska. Będę cię godnie zastępował, zobaczysz, że z takim wojskiem, jakie utworzę zmieciemy autoboty z całego południa, północy, wschodu i zachodu... Nie pożałujesz, panie...! 
 - Przestań skomleć. - warknął Pięść. 
Pieniacz zamarł chwilowo, popatrzył ze strachem na skrzywionych w jego stronę robotów i szybko powstał z klęczek, pocierając zbroję na piersi i chrząkając. 
 - Oczywiście – powiedział już twardym, nieugiętym tonem. - Służę ci, panie. Ja od zawsze byłem, jestem i będę twoim żołnierzem i nawet jeśli razem zginiemy – tym lepiej dla nas, bo byłoby nie w porządku, gdybyśmy umarli, nie znając wzajemnie położenia... dla ciebie wszystko, panie. 
Roboty skrzywiły na ten widok, gdy Pieniacz kłaniał się po raz setny Pięści; uznały że ten podlizuje się przywódcy, aby przypadkiem nie spadła na niego jego ręka. Z tego powodu Pieniacz znalazł się na drugim miejscu czołowej listy znienawidzonych przez robocie wojsko. 
 - Widzicie? - zagadnął Pięść resztę żołnierzy. - Nie ma powodu do obaw. Już mam sposób na tą niewdzięcznicę. 
Roboty jednak spojrzały na niego jak na wariata. 
- Tak? Jakoś nie chce mi się wierzyć... 
 - Znowu ściemniasz... 
 - Ciekawe, czy to nie tylko na twoją korzyść. 
 - Na korzyść nas wszystkich. - odparł Pięść. - Zobaczycie, że jeśli odzyskamy ją, uda nam się zniszczyć autoboty. A jeśli tego dokonamy, przejmiemy kontrolę nad ludnością... tego chciał nasz sławiony pan. Możecie być pewni, że jeśli autoboty wylecą stąd na cztery wiatry, wtedy będziemy mogli pozbyć się Armii. Pamiętajcie, że Inferno będzie na pierwszym miejscu... a może i pospołu egzekwo ze Scottem, nad tym jeszcze nie myślałem... ale sądzę, że tak będzie najlepiej. A co do tej robocicy... wiem już, co robić. 
- Co obmyśliłeś, panie? - dopytywał się Pieniacz. 
 Stalowa Pięść uśmiechnął się mściwie i odrzekł powoli, okrążając roboty: 
 - Pod osłoną nocy, kiedy skończyła swój dyżur przy urządzeniu wykrywającym, uśpiłem ją zastrzykiem substancji, którą pobrałem ze swojego laboratorium. Skończyłem opracowywanie funkcjonarzu nadajnika, który wczepiłem w jej system umysłowy (tak roboty nazywają mózg). Wcześniej prowadziłem przez kilka miesięcy badania nad substancją mikroskopijną, która ,,wczepiona” w czyiś umysł daje kontrolę myśli tej osoby przez tego, kto zainstalował jej urządzenie. Ponadto może wpływać na czyny kontrolowanej osoby... może nawet wyczyścić jej pamięć o pewnym fragmencie jej życia... dzięki temu Tacata będzie w pełni nam służyła, nawet jeśli będzie u McDavida. 
Roboty były niebywale zaskoczone tym pomysłem. Czuły teraz, że Pięść jednak podejrzewał ucieczkę Tacaty i dlatego to zrobił. 
 - Czemu tedy zmuszasz nas, abyśmy jej szukali? - spytał Pieniacz. - Możesz przecież sam rozkazać jej wracać. 
Pięść pokręcił głową. 
- Obawiam się, że będę potrzebował waszej pomocy. - powiedział. - Jesteśmy wojskiem, czy nie?.. Nie zawiedźcie mnie. 
- Oczywiście, panie. - odparły chórem roboty.
***
O świcie Kometa wraz z Venus zapukały do drzwi gabinetu Clary. Były bardzo wzburzone. 
Obie autobotki zaczęły się wzajem przekrzykiwać, oskarżając między wersami Scotta i ją również, dowódczynię, o obecność Tacaty. Obie były tak rozgniewane, że nawet nie syczały na siebie wzajemnie, że sobie przerywają wypowiedzi. Taki wulkan zdań mógł się wydawać śmiesznie skrajcowany, jakby tego słuchać, stojąc z boku, ale sytuacja zrobiła się zbyt poważna. 
- Nie sądzę, aby jej obecność miała dobry wpływ na naszą współpracę! - oburzała się Venus. 
 - Widać, że Pięść mógłby być jej partnerem. - dodała zaraz Kometa. - Została przez niego uwolniona. Przecież nasi przodkowie umieścili ją na Subrynie dożywotnie, aby poniosła karę za spiski i morderstwa przeciw autobotom i Armii. 
- A czy wiadomo, do czego jest jeszcze zdolna?... 
 - Skłóci nas wszystkich ze sobą! 
- Ona tylko czeka, aż ja ze Scottem będziemy patrzeć na siebie wilkiem... 
- I ja z Corlettem... 
 - To przebiegła wiedźma i nie można jej ufać... 
- Ja bym na miejscu Inferna od razu ją zarżnęła... 
Clara jak każdy człowiek, nie była zdolna słuchać dwu rozmówców naraz, więc krzyknęła: 
 - Uspokójcie się obydwie! Zachowujecie się gorzej od robocich głąbów!... Pomyślcie sobie: jakim cudem jest możliwe takie posunięcie? Być może macie rację. Ale tak czy inaczej, trzeba by przyłapać Tacatę na gorącym uczynku – jakby ośmieliła się strzelać do Inferna, albo grzebać w danych naszych komputerów – wtedy możemy ją dyskwalifikować... Ale co możemy począć w tej sytuacji? Cały czas słyszę od was skargi, ale cały czas są to skargi nieuzasadnione... Musimy mieć dowody. 
Autobotki umilkły. 
Przyznawały Clarze rację. Wiedziały, że konieczne jest zebranie dowodów i przedstawienia ich Armii. Tylko wtedy mogli podjąć dalsze kroki. 
Lecz nie tylko autoboty uważały Tacatę za niepoczytalną. Scott już wiele razy słyszał ostrzeżenie tego typu od cyborga. 
Inferno też jakby wyczuwał czającą się w Tacacie zgubę. Chciał, aby wreszcie męskie autoboty nie zwracały na nią uwagi, bo widział, że autobotki były zazdrosne może nie w sensie uczuciowym, a zawodowym. 
 - Popełniłem wielki błąd. - powiedział Scottowi Inferno siedząc skulonym w fotelu. - Ona rzeczywiście ma nawet wiele wspólnego z Pięścią. Clara zawsze musi podejmować właściwą decyzję właśnie wtedy, gdy dostrzeże minusy swojego działania. 
 - Każdy uczy się na błędach przez całe życie, Inferno. - odparł Scott. - Nawet starzec ich nie uniknie. 
 Inferno zakrył dłonią usta i spojrzał w bok, wyraźnie zamyślony. Sądził, że on sam mógł odpowiedzieć za każdy błąd Tacaty, bo w końcu on, z racji tej, że robocica najbardziej się go bała, został jej strażnikiem i kontrolerem. 
- Nie wiem, McDavid, czy to my będziemy się uczyć na błędach Tacaty... Ale to jest możliwe. Nigdy nie wiadomo, co nas spotka. Z robotami nigdy nic nie wiadomo. 
Scott pokiwał wolno głową. Nawet nie przypuszczał takiego rozwoju sytuacji. Sądził, że rzecz miewa się inaczej, niż się tego raczej wszyscy spodziewali. 
A jednak Kanada cały czas ich zaskakiwała. Armia nabrała siły, lecz teraz bardziej skupiała się na badaniach, niż walce. Jej członkowie nieśli kolejne wykonane analizy do wydziałów ufologii i kosmologii, aby ci dogłębnie zbadali inne obiekty we Wszechświecie niż ,,sąsiedzi” Ziemi z Układu Słonecznego. Można by przypuszczać, że nie tylko na Ziemi miało prawo rozwinąć się życie. 
Wiara zaś w istoty wyższe była już swego rodzaju religią, która rozwinęła się jeszcze ponad sto lat temu, czyli w dwudziestym drugim wieku. Inferno miał rację – Kościół upadał, a bogów znów było wielu – byli to bogowie tak samo potężni, lecz ludzie też inaczej ich sobie wyobrażali. 
Scott spojrzał w zamyśleniu na cyborga. Wydawało mu się niemal oczywiste to, co usłyszał od niego na temat religii. Nauka płynąca z tej wiary była pojętna jedynie dla tych, którzy wyjątkowo głęboko ją rozumieli. A tutaj rozum był potrzebny, aby pojąć niektóre rzeczy z reguły niepotrzebujące dłuższego wytłumaczenia. Ludzie poprzez rozwój kultury i nauki mogli zbadać więcej, i więcej przekazać przyszłym pokoleniom. 
Inferno spojrzał na swoje na wpół robocie ręce, i westchnął. 
- Sądzę, że twoja wiedza o robotach w połączeniu z naszą da nam szansę na przeżycie największej burzy wojennej. - powiedział Scott. - Dlatego Armia istniejąca od stu pięćdziesięciu pięciu lat (od 2145 roku) powinna chronić dalsze pokolenia, które przyjdą tu kiedyś zająć nasze miejsce. Pokonamy największe przeszkody... zawsze dawaliśmy radę. 
 Cyborg kiwnął głową, dotknął przez chwilę bok głowy, gdzie miał zloty na przewody umożliwiające mu połączenie z komputerami w stowarzyszeniu. 
Spojrzał na Scotta ciepłym wzrokiem – właściwie po raz drugi może od całych jego dwóch wcieleń. Jego głęboki bursztynowozłoty kolor oczu odbijał światło, którego nie było za oknem – to światło było po prostu. Gdy tak patrzył, powoli jego ręka uchwyciła rękę ludzką i ścisnęła. 
Na jego starczej twarzy pojawił się z wolna uśmiech. Scott widział też ten uśmiech w jego oczach – a jego oczy, muśnięte błękitem nieba również się śmiały.







1 komentarz: