Roboty
czuły panikę.
Wiedziały już, że nie ma z nimi Tacaty, a to w niej dzieliły
nadzieję na rychłe zwycięstwo.
- Co teraz zrobimy, panie? - pytały. -
Trzeba by odszukać i ukarać tą diabelską szkaradę.
- Więc jej
poszukajcie! - zirytował się Stalowa Pięść. - Jak przychodzi co
do czego, to wiecie co robić... jak zwykle do czasu...
Pieniacz podszedł do niego i
szepnął do ucha:
- Wiesz, że bez ciebie nie
dadzą sobie rady... są jak dzieci.
Pięść odepchnął go od siebie.
- Zostaw mnie! Znalazły sobie przywódcę...!
Cieszcie się, że was jeszcze nie poprzepalałem laserem.
Roboty
natychmiast się cofnęły, nie pojmując jego zachowania. Również
przejmowały się zniknięciem Tacaty, a raczej jej ucieczką, ale
nie tak bardzo, nie tak wnikliwie jak on. Myślały, że ten oszalał,
albo jest nietrzeźwy umysłowo. Jednak musiały mu służyć, bez
względu na to, jak okrutne męki będą cierpiały.
- Co z Tacatą, panie? - spytał jak zawsze wierny
Pieniacz.
Stalowa Pięść
spojrzał na niego.
- Jak to: co?
Musimy ją znaleźć, i to rychło. Jeśli trafiła na kogoś z
Armii...
- Nie myśl o tym! -
rzucił szybko Stalrat. - Po prostu nie była nas godna.
Pieniacz syknął pogardliwie.
- Nie wiesz, co mówisz. - powiedział. - Ona może być
kluczem do bram sukcesu nad autobotami. Nie rozumiesz...? Nasz pan
wie, co mówi, prawda? - tu spojrzał na Stalową Pięść.
- Od kiedy
ta blacha jest twoim panem? - warknął Stalrat. - Nasz pan nie żyje.
- Stary król zawsze znajdzie
następcę. - odparł Pięść. - Jeśli nie jest to jego własny
syn, to zawsze ktoś z jego dworu wolny się znajdzie.
Odwrócił
się do robotów, spojrzał im w oczy.
- Możemy ją
znaleźć, o ile mamy przebytą dobrą szkołę. A ukaranie jej
należy do mnie.
- Mogę ci pomagać w chłoście, panie? - spytał
Pieniacz zwilżając wargi językiem.
- Nie, Pieniaczu. - odparł
ostro Stalowa Pięść. - Ale rad jestem, że tak solidnie pociągasz
za sobą konsekwencje tej sprawy. Może kiedyś mianuję cię moim
następcą...
Na te słowa służalczy z natury Pieniacz padł na kolana i zajęczał
u stóp Pięści:
- Tak, panie, nie pożałujesz tego...! Z pewnością wtedy
wprowadzę dla ciebie reformę wojska. Będę cię godnie zastępował,
zobaczysz, że z takim wojskiem, jakie utworzę zmieciemy autoboty z
całego południa, północy, wschodu i zachodu... Nie pożałujesz,
panie...!
- Przestań skomleć. - warknął
Pięść.
Pieniacz zamarł chwilowo, popatrzył ze
strachem na skrzywionych w jego stronę robotów i szybko powstał z
klęczek, pocierając zbroję na piersi i chrząkając.
-
Oczywiście – powiedział już twardym, nieugiętym tonem. - Służę
ci, panie. Ja od zawsze byłem, jestem i będę twoim żołnierzem i
nawet jeśli razem zginiemy – tym lepiej dla nas, bo byłoby nie w
porządku, gdybyśmy umarli, nie znając wzajemnie położenia... dla
ciebie wszystko, panie.
Roboty skrzywiły na ten widok, gdy Pieniacz kłaniał się po
raz setny Pięści; uznały że ten podlizuje się przywódcy, aby
przypadkiem nie spadła na niego jego ręka. Z tego powodu Pieniacz
znalazł się na drugim miejscu czołowej listy znienawidzonych przez
robocie wojsko.
- Widzicie? - zagadnął Pięść resztę
żołnierzy. - Nie ma powodu do obaw. Już mam sposób na tą
niewdzięcznicę.
Roboty jednak spojrzały na niego jak na wariata.
- Tak?
Jakoś nie chce mi się wierzyć...
- Znowu
ściemniasz...
- Ciekawe,
czy to nie tylko na twoją korzyść.
- Na korzyść nas
wszystkich. - odparł Pięść. - Zobaczycie, że jeśli odzyskamy
ją, uda nam się zniszczyć autoboty. A jeśli tego dokonamy,
przejmiemy kontrolę nad ludnością... tego chciał nasz sławiony
pan. Możecie być pewni, że jeśli autoboty wylecą stąd na cztery
wiatry, wtedy będziemy mogli pozbyć się Armii. Pamiętajcie, że
Inferno będzie na pierwszym miejscu... a może i pospołu egzekwo ze
Scottem, nad tym jeszcze nie myślałem... ale sądzę, że tak
będzie najlepiej. A co do tej robocicy... wiem już, co robić.
- Co obmyśliłeś, panie? -
dopytywał się Pieniacz.
Stalowa Pięść uśmiechnął się mściwie i odrzekł powoli, okrążając roboty:
- Pod osłoną nocy, kiedy skończyła swój dyżur przy urządzeniu wykrywającym, uśpiłem ją zastrzykiem substancji, którą pobrałem ze swojego laboratorium. Skończyłem opracowywanie funkcjonarzu nadajnika, który wczepiłem w jej system umysłowy (tak roboty nazywają mózg). Wcześniej prowadziłem przez kilka miesięcy badania nad substancją mikroskopijną, która ,,wczepiona” w czyiś umysł daje kontrolę myśli tej osoby przez tego, kto zainstalował jej urządzenie. Ponadto może wpływać na czyny kontrolowanej osoby... może nawet wyczyścić jej pamięć o pewnym fragmencie jej życia... dzięki temu Tacata będzie w pełni nam służyła, nawet jeśli będzie u McDavida.
Stalowa Pięść uśmiechnął się mściwie i odrzekł powoli, okrążając roboty:
- Pod osłoną nocy, kiedy skończyła swój dyżur przy urządzeniu wykrywającym, uśpiłem ją zastrzykiem substancji, którą pobrałem ze swojego laboratorium. Skończyłem opracowywanie funkcjonarzu nadajnika, który wczepiłem w jej system umysłowy (tak roboty nazywają mózg). Wcześniej prowadziłem przez kilka miesięcy badania nad substancją mikroskopijną, która ,,wczepiona” w czyiś umysł daje kontrolę myśli tej osoby przez tego, kto zainstalował jej urządzenie. Ponadto może wpływać na czyny kontrolowanej osoby... może nawet wyczyścić jej pamięć o pewnym fragmencie jej życia... dzięki temu Tacata będzie w pełni nam służyła, nawet jeśli będzie u McDavida.
Roboty były niebywale
zaskoczone tym pomysłem. Czuły teraz, że Pięść jednak
podejrzewał ucieczkę Tacaty i dlatego to zrobił.
-
Czemu tedy zmuszasz nas, abyśmy jej szukali? - spytał Pieniacz. -
Możesz przecież sam rozkazać jej wracać.
Pięść pokręcił głową.
- Obawiam się, że będę
potrzebował waszej pomocy. - powiedział. - Jesteśmy wojskiem, czy
nie?.. Nie zawiedźcie mnie.
- Oczywiście, panie. - odparły chórem roboty.
***
O
świcie Kometa wraz z Venus zapukały do drzwi gabinetu Clary.
Były bardzo wzburzone.
Obie autobotki zaczęły się wzajem
przekrzykiwać, oskarżając między wersami Scotta i ją również,
dowódczynię, o obecność Tacaty.
Obie były tak rozgniewane, że nawet nie syczały na siebie
wzajemnie, że sobie przerywają wypowiedzi. Taki wulkan zdań mógł
się wydawać śmiesznie skrajcowany, jakby tego słuchać, stojąc z
boku, ale sytuacja zrobiła się zbyt poważna.
- Nie sądzę, aby jej
obecność miała dobry wpływ na naszą współpracę! - oburzała
się Venus.
- Widać, że Pięść mógłby być jej partnerem. -
dodała zaraz Kometa. - Została przez niego uwolniona. Przecież
nasi przodkowie umieścili ją na Subrynie dożywotnie, aby poniosła
karę za spiski i morderstwa przeciw autobotom i Armii.
- A czy
wiadomo, do czego jest jeszcze zdolna?...
- Skłóci nas
wszystkich ze sobą!
- Ona
tylko czeka, aż ja ze Scottem będziemy patrzeć na siebie
wilkiem...
- I ja z
Corlettem...
- To przebiegła wiedźma i nie można jej ufać...
- Ja bym
na miejscu Inferna od razu ją zarżnęła...
Clara jak każdy
człowiek, nie była zdolna słuchać dwu rozmówców naraz, więc
krzyknęła:
- Uspokójcie się obydwie! Zachowujecie się gorzej od
robocich głąbów!... Pomyślcie sobie: jakim cudem jest możliwe
takie posunięcie? Być może macie rację. Ale tak czy inaczej,
trzeba by przyłapać Tacatę na gorącym uczynku – jakby ośmieliła
się strzelać do Inferna, albo grzebać w danych naszych komputerów
– wtedy możemy ją dyskwalifikować... Ale co możemy począć w
tej sytuacji? Cały czas słyszę od was skargi, ale cały czas są
to skargi nieuzasadnione... Musimy mieć dowody.
Autobotki umilkły.
Przyznawały Clarze
rację.
Wiedziały, że konieczne jest zebranie dowodów i
przedstawienia ich Armii.
Tylko
wtedy mogli podjąć dalsze kroki.
Lecz nie tylko autoboty
uważały Tacatę za niepoczytalną.
Scott już wiele razy słyszał ostrzeżenie tego
typu od cyborga.
Inferno też jakby wyczuwał czającą się w
Tacacie zgubę. Chciał, aby wreszcie męskie autoboty nie zwracały
na nią uwagi, bo widział, że autobotki były zazdrosne może nie w
sensie uczuciowym, a zawodowym.
- Popełniłem wielki błąd. -
powiedział Scottowi Inferno siedząc skulonym w fotelu. - Ona
rzeczywiście ma nawet wiele wspólnego z Pięścią. Clara zawsze
musi podejmować właściwą decyzję właśnie wtedy, gdy dostrzeże
minusy swojego działania.
-
Każdy uczy się na błędach przez całe życie, Inferno. - odparł
Scott. - Nawet starzec ich nie uniknie.
Inferno zakrył dłonią usta
i spojrzał w bok, wyraźnie zamyślony. Sądził, że on sam mógł
odpowiedzieć za każdy błąd Tacaty, bo w końcu on, z racji tej,
że robocica najbardziej się go bała, został jej strażnikiem i
kontrolerem.
- Nie wiem, McDavid, czy to my
będziemy się uczyć na błędach Tacaty... Ale to jest możliwe.
Nigdy nie wiadomo, co nas spotka. Z robotami nigdy nic nie wiadomo.
Scott pokiwał
wolno głową. Nawet nie przypuszczał takiego rozwoju sytuacji.
Sądził, że rzecz miewa się inaczej, niż się tego raczej wszyscy
spodziewali.
A jednak Kanada cały czas ich zaskakiwała.
Armia nabrała
siły, lecz teraz bardziej skupiała się na badaniach, niż walce.
Jej członkowie nieśli kolejne
wykonane analizy do wydziałów ufologii i kosmologii, aby ci
dogłębnie zbadali inne obiekty we Wszechświecie niż ,,sąsiedzi”
Ziemi z Układu Słonecznego. Można by przypuszczać, że nie tylko
na Ziemi miało prawo rozwinąć się życie.
Wiara zaś w
istoty wyższe była już swego rodzaju religią, która rozwinęła
się jeszcze ponad sto lat temu, czyli w dwudziestym drugim wieku.
Inferno miał rację – Kościół upadał, a bogów znów było
wielu – byli to bogowie tak samo potężni, lecz ludzie też
inaczej ich sobie wyobrażali.
Scott spojrzał w zamyśleniu na
cyborga. Wydawało mu się niemal oczywiste to, co usłyszał od
niego na temat religii. Nauka płynąca z tej wiary była pojętna
jedynie dla tych, którzy wyjątkowo głęboko ją rozumieli. A tutaj
rozum był potrzebny, aby pojąć niektóre rzeczy z reguły
niepotrzebujące dłuższego wytłumaczenia. Ludzie poprzez rozwój
kultury i nauki mogli zbadać więcej, i więcej przekazać przyszłym
pokoleniom.
Inferno spojrzał na swoje na wpół robocie ręce, i westchnął.
-
Sądzę, że twoja wiedza o robotach w połączeniu z naszą da nam
szansę na przeżycie największej burzy wojennej. - powiedział
Scott. - Dlatego Armia istniejąca od stu pięćdziesięciu pięciu
lat (od 2145 roku) powinna chronić dalsze pokolenia, które przyjdą
tu kiedyś zająć nasze miejsce. Pokonamy największe przeszkody...
zawsze dawaliśmy radę.
Cyborg kiwnął głową, dotknął
przez chwilę bok głowy, gdzie miał zloty na przewody umożliwiające
mu połączenie z komputerami w stowarzyszeniu.
Spojrzał na Scotta ciepłym wzrokiem – właściwie po raz drugi
może od całych jego dwóch wcieleń. Jego głęboki
bursztynowozłoty kolor oczu odbijał światło, którego nie było
za oknem – to światło było po prostu. Gdy tak patrzył, powoli
jego ręka uchwyciła rękę ludzką i ścisnęła.
Na jego
starczej twarzy pojawił się z wolna uśmiech. Scott widział też
ten uśmiech w jego oczach – a jego oczy, muśnięte błękitem
nieba również się śmiały.
Nie mogę się doczekać bitwy :3
OdpowiedzUsuń