Cześć!
W
końcu postanowiłam na tym blogu wziąć się w garść i coś tu
napisać. Przeczytałam w tym celu całą trzecią – czyli obecnie
tworzoną :) - część Gwiezdnej Armii, i była to dobra
decyzja – od razu mam rozdział.
Napisałam
go jakieś trzy, cztery dni temu.
Miłych
wrażeń!
I
dajcie znać, czy Wam się podoba! ;* :*
>>>>>>
Minęło znowu parę dni i Scott wreszcie wrócił do domowego zaciszu. A raczej, zaciszu tylko w cudzysłowie.
Venus była na niego bardzo rozgniewana.
Twierdziła, że nigdy on sam nie dokonał gorszego wyboru, jak
przyjęcie robocicy do Armii. Scott jednak nie rozmawiał z nią tak
szczerze i przyjacielsko, jak kiedyś.
Inferno też to zauważył.
Poczuł wstyd, jednak nie wiedział, jak temu zaradzić.
Przez moment
bał się, że tym razem to autobotka opuści Armię i dla różnicy,
nigdy już do niej nie wróci – ani do Scotta. Z każdym dniem
coraz ciężej było mu patrzeć na zapaść między istotami, które
tak wiele dla siebie wzajem znaczyły.
Maj zbliżał się już ku końcowi, a kielichy
kwiatów drzew owocowych powiększyły się. Poszły już w niepamięć
zgryźliwe mrozy i jedyne co wyczuwalne było w powietrzu, to opary
zbliżającego się lata.
Parkowe klony pozieleniały tak, że
wkrótce żaden z nich nie przypominał sobie swojej zimowej nagości.
Ale wyglądało na to, że stosunki między Venus a Scottem mocno się
oziębiły. Inferno również nie wiedział, jak pozbyć się
napiętej atmosfery. Nie był w istocie pewny, czy to rzeczywiście
powód Tacaty. Ale zauważył u autobotki motyw zazdrości, co był w
stanie przewidzieć. Lecz w miarę, jak cała czwórka zadecydowała,
że Tacata zamieszka u Scotta i Venus na jakiś czas, Inferno starał
się wytłumaczyć Venus całą sprawę, lecz ta nie chciała słuchać
nawet swojego stwórcy.
- Należy do tej bandy, tak czy nie? - wpadła w złość
pewnego razu. - Popełniliście wielki błąd, Sebastianie
Patricia... Nie jesteś pewny własnych słów, a mimo to upierasz
się przy swoim. Ja na pewno nie będę gospodynią dla tej szkarady.
Te słowa jednak nie były do końca prawdą, gdyż Tacata
była najpiękniejszą robocicą nowego pokolenia.
Autobotka za
wszelką cenę starała się namówić członków Armii, aby lada
dzień ją zwolnili, lecz nie usłuchali – w tej branży jednak
wyższą pozycję zajmował człowiek.
Scott nie miał
pojęcia, co robić. Wiele razy dyskutował o tym z cyborgiem.
- Być może myśli, że już nic
dla niej nie znaczysz. - powiedział starzec przeczesując palcami
włosy na czole. - Musisz jej pokazać, co do niej czujesz – czyli
to, co dawniej. Owszem, być może jest to dla niej trudniejsze, niż
my, faceci przypuszczamy... w końcu każda kobieta jest zazdrosna o
mężczyznę wtedy, gdy jej na jemu zależy... myślisz, że ja nie
miałem podobnych przebojów? - zaśmiał się krótko, lecz
szczerze.
Scott uśmiechnął
się nikliwie, ale milczał.
- Nie przejmuj
się, Scotty. - powiedział cyborg, a przez jego twarz przemknął
uśmiech – uśmiech, który sprawia, że każdy człowiek (czy też
cyborg) bez względu na swój prawdziwy wiek, młodnieje. - Przecież
jak gdyby coś się z nią działo, gdyby coś knuła, możesz na
mnie liczyć. W końcu ja narażałem życie aby ją ujarzmić. Gdyby
chciała, mogłaby zabić mnie jednym strzałem, albo ścisnąć mnie
swoim biczem niczym pyton. Ale ja przestałem lękać się śmierci;
ty też jej się nie bój, Scott. Bolesna śmierć jest dla
przeklętych, a śmierć szybka, bez cierpienia – to droga do
chwały... jednak nie każdy uczciwy za życia umiera tą właśnie
śmiercią.
Scott nagle
zapytał:
-
Dlaczego tak jest?
-
Co...? Ze śmiercią?... No, być może dlatego, że śmierć nie
zawsze miewa szacunek dla cierpiącej osoby. A ze mną obchodziła
się wyjątkowo brutalnie, zanim moje życie ludzkie zgasło... i
może dostałem od niej należytą nauczkę.
Scott jednak
nie zrozumiał.
- Jak to: nie ma
szacunku? Każdy zmarły musi być szanowany... Kościół tak nas
uczył.
- Ale my nie wierzymy w Kościół. -
powiedział twardo Inferno. - Kościół upada... Teraz istoty
gwiezdne mają nas w swojej pieczy... ale masz rację, zmarły musi
być należycie traktowany. Ale nasza wiara przecież nakazuje to
samo... więc pod tym względem nic się nie zmieniło. Teraz, jakby
wraca do nas politeizm.
Scott milczał, rozważając słowa
mądrego, doświadczonego w życiu człowieczym cyborga. Pomyślał
wtedy o straconym w boju '95 autobocie, Luke'u. Czy on także musiał
cierpieć? Nie, on nie cierpiał. On poświęcił się dla Armii,
chcąc ratować Venus.
Jednak śmierć w poświęceniu bywa łaskawa,
a szczególnie gdy ten, który się poświęca, chce ratować druhowi
życie, bo wie, że ten druh bardziej na nie zasługuje.
Mężczyzna spojrzał na cyborga i
odrzekł:
- Powinieneś nas uczyć
szacunku wobec śmierci, Inferno. Niektórzy wcale nie kwapią się
do odejścia z tego świata, gdy wiedzą, że na nich już czas.
Starzec spojrzał
na niego piwnymi oczyma i jego wzrok spotkał się ze wzrokiem
McDavida. Przez chwilę patrzyli na siebie wzajem bezsłownie, aż w
końcu cyborg odwrócił głowę.
- Przestań, McDavid. - powiedział nieco zaostrzonym tonem,
jakby zaprzeczał kontaktowi wzrokowemu.
Scott nie dziwił się jego
zachowaniu, i nie próbował wciągać go w ten temat rozmowy.
Inferno spoglądał na niego spode łba, miał zmarszczone brwi. Nie
próbował jednak sam ponowić spojrzenia mu w oczy.
Scott jednak dla porządku położył mu
dłoń na ramieniu.
- Nie denerwuj się, przyjacielu. - powiedział. - Nie ma
powodu, abyś tak myślał.
Cyborg
spojrzał na niego pocierając knykciem skroń.
- Czy
zastanawiałeś się kiedyś, czy można kogoś kontrolować poprzez
myśl? - spytał.
Scott pomyślał chwilę.
Wiedział, że Inferno jest zwyczajny
do zadawania zagadkowych pytań i zazwyczaj udzielania wobec innych
tak samo zagadkowych odpowiedzi. Jednak, nigdy nie zdarzało mu się
zastanawiać nad wypowiedziami cyborga. Myślał on bowiem, że ten
typ już tak ma i potrzebuje czasami się wygadać.
Jednak,
potrzebował jeszcze jakiegoś odcinka czasu, aby pojąć jego
naturę, z którą tak rzadko się spotykał w jego poprzednim życiu.
Jednakże już jakiś czas temu zauważył, że Inferno mógłby
być pomocny przy badaniach nad nieznanymi konstelacjami gwiezdnymi,
o czym on sam mówił dawno temu.
Wiedza o nich byłaby z pewnością
niezbędna, i to urozmaiciłoby z kolei ich pracę.
Przypomniał sobie pytanie, zadane przez niego i
nie chcąc ani potwierdzić, ani zaprzeczyć, odparł:
- Żyjemy w
takich czasach, że z roku na rok coraz więcej możliwości jest
dostępnych ludziom. Ale z kolei, czemu ludzie mieliby siebie
wzajemnie kontrolować?... Wtedy straciliby poczucie człowieczeństwa.
Cyborg spojrzał na
mężczyznę mrużąc w zirytowaniu powieki.
- Widziałem na własne oczy, w
podświadomości, czym Pięść się stał. - powiedział. - Jeżeli
wojna ma wybuchnąć teraz, to czemuż ludzie nie odwzajemniają jego
gniewu, tylko skurczają się w sobie, jak zbite psy?
- Ludzie lękają się śmierci. - odpowiedział
Scott.
- Ale przecież... - cyborg urwał.
Czuł, że jednak jego dalsza dyskusja
na ten trudny temat nie doczeka się trafnego zakończenia. Mężczyźni
popatrzyli po sobie, a potem odwrócili głowy, każdy w przeciwną.
Scott jednak
wiedział, że być może wypowiedział kilka słów za dużo.
Rozmowa z Infernem zawsze była trudna, zawiła. Wcale się nie
dziwił złości Corletta, ale teraz, gdy miał świadomość, że
między nimi zapanowała zgoda, czuł, że on również wkrótce
wpadnie w gniew. Ale potrafił się hamować.
Miał świadomość, że ukończył
kilka miesięcy temu trzydzieści pięć wiosen, i potrafił
poskramiać złość tak samo jak bunt, i wiedział, że Inferno
wyczuwa w nim pewien respekt.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz