środa, 13 lipca 2016

III. Międzyplanetarna Misja: Rozdział Szesnasty

Cześć!

W końcu postanowiłam na tym blogu wziąć się w garść i coś tu napisać. Przeczytałam w tym celu całą trzecią – czyli obecnie tworzoną :) - część Gwiezdnej Armii, i była to dobra decyzja – od razu mam rozdział.
Napisałam go jakieś trzy, cztery dni temu.

Miłych wrażeń!
I dajcie znać, czy Wam się podoba! ;* :*


 >>>>>>

Minęło znowu parę dni i Scott wreszcie wrócił do domowego zaciszu. A raczej, zaciszu tylko w cudzysłowie. 
Venus była na niego bardzo rozgniewana. Twierdziła, że nigdy on sam nie dokonał gorszego wyboru, jak przyjęcie robocicy do Armii. Scott jednak nie rozmawiał z nią tak szczerze i przyjacielsko, jak kiedyś. Inferno też to zauważył. Poczuł wstyd, jednak nie wiedział, jak temu zaradzić. 
Przez moment bał się, że tym razem to autobotka opuści Armię i dla różnicy, nigdy już do niej nie wróci – ani do Scotta. Z każdym dniem coraz ciężej było mu patrzeć na zapaść między istotami, które tak wiele dla siebie wzajem znaczyły. Maj zbliżał się już ku końcowi, a kielichy kwiatów drzew owocowych powiększyły się. Poszły już w niepamięć zgryźliwe mrozy i jedyne co wyczuwalne było w powietrzu, to opary zbliżającego się lata. 
Parkowe klony pozieleniały tak, że wkrótce żaden z nich nie przypominał sobie swojej zimowej nagości. 
Ale wyglądało na to, że stosunki między Venus a Scottem mocno się oziębiły. Inferno również nie wiedział, jak pozbyć się napiętej atmosfery. Nie był w istocie pewny, czy to rzeczywiście powód Tacaty. Ale zauważył u autobotki motyw zazdrości, co był w stanie przewidzieć. Lecz w miarę, jak cała czwórka zadecydowała, że Tacata zamieszka u Scotta i Venus na jakiś czas, Inferno starał się wytłumaczyć Venus całą sprawę, lecz ta nie chciała słuchać nawet swojego stwórcy. 
 - Należy do tej bandy, tak czy nie? - wpadła w złość pewnego razu. - Popełniliście wielki błąd, Sebastianie Patricia... Nie jesteś pewny własnych słów, a mimo to upierasz się przy swoim. Ja na pewno nie będę gospodynią dla tej szkarady. 
Te słowa jednak nie były do końca prawdą, gdyż Tacata była najpiękniejszą robocicą nowego pokolenia. 
Autobotka za wszelką cenę starała się namówić członków Armii, aby lada dzień ją zwolnili, lecz nie usłuchali – w tej branży jednak wyższą pozycję zajmował człowiek. Scott nie miał pojęcia, co robić. Wiele razy dyskutował o tym z cyborgiem. 
- Być może myśli, że już nic dla niej nie znaczysz. - powiedział starzec przeczesując palcami włosy na czole. - Musisz jej pokazać, co do niej czujesz – czyli to, co dawniej. Owszem, być może jest to dla niej trudniejsze, niż my, faceci przypuszczamy... w końcu każda kobieta jest zazdrosna o mężczyznę wtedy, gdy jej na jemu zależy... myślisz, że ja nie miałem podobnych przebojów? - zaśmiał się krótko, lecz szczerze. Scott uśmiechnął się nikliwie, ale milczał. - Nie przejmuj się, Scotty. - powiedział cyborg, a przez jego twarz przemknął uśmiech – uśmiech, który sprawia, że każdy człowiek (czy też cyborg) bez względu na swój prawdziwy wiek, młodnieje. - Przecież jak gdyby coś się z nią działo, gdyby coś knuła, możesz na mnie liczyć. W końcu ja narażałem życie aby ją ujarzmić. Gdyby chciała, mogłaby zabić mnie jednym strzałem, albo ścisnąć mnie swoim biczem niczym pyton. Ale ja przestałem lękać się śmierci; ty też jej się nie bój, Scott. Bolesna śmierć jest dla przeklętych, a śmierć szybka, bez cierpienia – to droga do chwały... jednak nie każdy uczciwy za życia umiera tą właśnie śmiercią. 
Scott nagle zapytał: 
- Dlaczego tak jest? 
- Co...? Ze śmiercią?... No, być może dlatego, że śmierć nie zawsze miewa szacunek dla cierpiącej osoby. A ze mną obchodziła się wyjątkowo brutalnie, zanim moje życie ludzkie zgasło... i może dostałem od niej należytą nauczkę. 
 Scott jednak nie zrozumiał. 
- Jak to: nie ma szacunku? Każdy zmarły musi być szanowany... Kościół tak nas uczył. 
- Ale my nie wierzymy w Kościół. - powiedział twardo Inferno. - Kościół upada... Teraz istoty gwiezdne mają nas w swojej pieczy... ale masz rację, zmarły musi być należycie traktowany. Ale nasza wiara przecież nakazuje to samo... więc pod tym względem nic się nie zmieniło. Teraz, jakby wraca do nas politeizm. 
Scott milczał, rozważając słowa mądrego, doświadczonego w życiu człowieczym cyborga. Pomyślał wtedy o straconym w boju '95 autobocie, Luke'u. Czy on także musiał cierpieć? Nie, on nie cierpiał. On poświęcił się dla Armii, chcąc ratować Venus. 
Jednak śmierć w poświęceniu bywa łaskawa, a szczególnie gdy ten, który się poświęca, chce ratować druhowi życie, bo wie, że ten druh bardziej na nie zasługuje. 
Mężczyzna spojrzał na cyborga i odrzekł: 
 - Powinieneś nas uczyć szacunku wobec śmierci, Inferno. Niektórzy wcale nie kwapią się do odejścia z tego świata, gdy wiedzą, że na nich już czas. 
Starzec spojrzał na niego piwnymi oczyma i jego wzrok spotkał się ze wzrokiem McDavida. Przez chwilę patrzyli na siebie wzajem bezsłownie, aż w końcu cyborg odwrócił głowę. 
- Przestań, McDavid. - powiedział nieco zaostrzonym tonem, jakby zaprzeczał kontaktowi wzrokowemu. 
Scott nie dziwił się jego zachowaniu, i nie próbował wciągać go w ten temat rozmowy. Inferno spoglądał na niego spode łba, miał zmarszczone brwi. Nie próbował jednak sam ponowić spojrzenia mu w oczy. 
 Scott jednak dla porządku położył mu dłoń na ramieniu. 
- Nie denerwuj się, przyjacielu. - powiedział. - Nie ma powodu, abyś tak myślał. 
Cyborg spojrzał na niego pocierając knykciem skroń. 
- Czy zastanawiałeś się kiedyś, czy można kogoś kontrolować poprzez myśl? - spytał. 
Scott pomyślał chwilę. 
Wiedział, że Inferno jest zwyczajny do zadawania zagadkowych pytań i zazwyczaj udzielania wobec innych tak samo zagadkowych odpowiedzi. Jednak, nigdy nie zdarzało mu się zastanawiać nad wypowiedziami cyborga. Myślał on bowiem, że ten typ już tak ma i potrzebuje czasami się wygadać. 
Jednak, potrzebował jeszcze jakiegoś odcinka czasu, aby pojąć jego naturę, z którą tak rzadko się spotykał w jego poprzednim życiu. Jednakże już jakiś czas temu zauważył, że Inferno mógłby być pomocny przy badaniach nad nieznanymi konstelacjami gwiezdnymi, o czym on sam mówił dawno temu. 
Wiedza o nich byłaby z pewnością niezbędna, i to urozmaiciłoby z kolei ich pracę. Przypomniał sobie pytanie, zadane przez niego i nie chcąc ani potwierdzić, ani zaprzeczyć, odparł: 
 - Żyjemy w takich czasach, że z roku na rok coraz więcej możliwości jest dostępnych ludziom. Ale z kolei, czemu ludzie mieliby siebie wzajemnie kontrolować?... Wtedy straciliby poczucie człowieczeństwa. 
Cyborg spojrzał na mężczyznę mrużąc w zirytowaniu powieki. 
- Widziałem na własne oczy, w podświadomości, czym Pięść się stał. - powiedział. - Jeżeli wojna ma wybuchnąć teraz, to czemuż ludzie nie odwzajemniają jego gniewu, tylko skurczają się w sobie, jak zbite psy? 
- Ludzie lękają się śmierci. - odpowiedział Scott. 
- Ale przecież... - cyborg urwał. 
Czuł, że jednak jego dalsza dyskusja na ten trudny temat nie doczeka się trafnego zakończenia. Mężczyźni popatrzyli po sobie, a potem odwrócili głowy, każdy w przeciwną. 
 Scott jednak wiedział, że być może wypowiedział kilka słów za dużo. Rozmowa z Infernem zawsze była trudna, zawiła. Wcale się nie dziwił złości Corletta, ale teraz, gdy miał świadomość, że między nimi zapanowała zgoda, czuł, że on również wkrótce wpadnie w gniew. Ale potrafił się hamować. 
Miał świadomość, że ukończył kilka miesięcy temu trzydzieści pięć wiosen, i potrafił poskramiać złość tak samo jak bunt, i wiedział, że Inferno wyczuwa w nim pewien respekt.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz