-
Panie – odezwał się kilka minut po północy Pieniacz. - Tacata
nie wraca już od kilkunastu godzin.
Stalowa Pięść milczał,
bardzo rozzłoszczony, tak rozgniewany, że nie był zdolny teraz
nawet bić rękoma swoich, jak to zazwyczaj robił, gdy coś szło
nie po jego myśli.
- Kiedy ta jędza się wymknęła? - spytał
zaraz Czarna Kobra, a stojący obok niego Stalrat prychnął
pogardliwie.
- Nie mam
pojęcia. - syknął Pieniacz. - Nie widziałem, jak ona pakowała
manatki, jasne?
- I weź tu zaufaj kobiecie! - dodał zaraz Stalrat.
- Milczeć! - zirytował się Pięść. - Macie ją
odszukać, zrozumiano?
Roboty
zorientowały się teraz, że nie mają łatwego zadania. Wydawało
się, że zaczęli czuć niechęć do Tacaty, niemalże nienawiść.
- A skąd my się dowiemy, gdzie ona
wybyła? - spytał Pieniacz.
Stalowa Pięść spojrzał na nich, jak na nieporadne dzieci –
bo tak w tejże chwili się zachowywali. Jednak nie żywił dla nich
współczucia na długo.
- Jesteście wojsko, czy
nie? - odpowiedział im. - Macie nadajniki, ruszajcie! Nie
spodziewałem się, że będę musiał was, rasowych żołnierzy,
uczyć jak się strzela z karabinu! Na ogon komety! - zaklął. - Nie
chcę słyszeć od któregokolwiek z was o tym, że nie możecie
sobie poradzić z tak podłą, sykliwą żmiją.
- A ty, to niby co, nie
chcesz jej szukać? - spytał Pieniacz. - Jakoś nie kwapisz się do
jej odszukania, a na nas zwalasz wszystko, cokolwiek by to nie było.
Myślisz, że tylko służący mają za zadanie skomleć u nóg
dowódcy, a ten natomiast ma na nich szczekać?
Stalowa Pięść drgnął,
zaszokowany tak dobitnymi (i prawdziwymi) słowami z ust Pieniacza –
woja, którego cenił sobie ponad miarę i był dla niego jak brat.
Ale, jak to zazwyczaj bywa, Pieniacz miał zwyczaj porównywania jego
rządów i ich wojska do sfory, nie wiadomo czemu.
-
Nie jesteśmy psami, Pieniaczu. - odparł.
- Ale twoje
rządy są podobne psiej czelności. - syknął robot. - Czy nie
rozumiesz? Niepotrzebnie zaufałeś Tacacie. Trzeba było ją rzucić
na żer subryńskim jaszczurom... o ile one żywią się metalem.
Stalowa Pięść
odwrócił się do nich.
- Zakończyły
się lata pokoju, chłopcy. Musimy ruszać do walki. Tylko wtedy ją
odzyskamy.
- Czy ty myślisz, że wojna to jedyne rozwiązanie? - zagadnął
Stalrat. - Autoboty zduszą nas prędzej czy później. Wiesz, co
było wtedy w '97... ta porażka może być jeszcze większa!
- Już nie
pozwolimy sobie na błędy. - przekonał Pięść. - Inferno pójdzie
na pierwszy ogień, a potem może McDavid... ale jeśli będą
jeszcze te autobotki, też będzie mi miło je gościć na
szubienicy.
Przez tąże chwilę roboty słuchały jego słów bez
szmeru, bez jęku nawet. Znały już go nadzbyt dobrze i postanowiły
sobie, że dopóki on żyje, będą mu służyć, jednak pragnęły,
aby ten czas okazał się krótszy od rządów Inferna i Gallarda.
Milczały więc, niby pokornie, jednak ich serca były przepełnione
mściwym pragnieniem. Zamierzały iść za ciosem i nigdy nie dać
się oszukać.
Te ostatnie pięć lat (poczynając od roku 2295) nauczyły
ich wiele więcej, niż kiedykolwiek. Postanowiły nigdy nie wracać
do przeszłości. Uważały, że nie zamierzają wziąć odwetu za
autoboty teraz, lecz z pewnością musiały zmierzyć się z nimi –
ale jeszcze nie teraz.
Wiedziały jednakże, że roboty funkcjonują
jeszcze w Kanadzie, a najwięcej (lecz znacznie mniej od autobotów)
jest ich w Ottawie, stolicy. Wszystkie niemal prowincje były
podzielone na określoną ilość autobotów w miastach – tak samo
było w sąsiednich Stanach.
Gdy produkcja masowa autobotów w
Kanadzie dobiegła końca (Stany ukończyły tą produkcję po wojnie
w Kanadzie w '70 roku), jakiś czas potem autoboty pobierały naukę
od ludzi, aby później im pomagać w budownictwie.
Wzajemna pomoc
była bardzo ważna, szczególnie, gdy roboty zaczęły się buntować
przeciw swym panom.
Obecnie ,,rasa” ta była całkowicie niezależną od
ludzkości. Polegały jedynie na sobie. Jednakże zachowały w sobie
wiedzę od ludzi.
Wydawało się, że zapomniały czasów,
kiedy żyły pospołu z ludźmi i dzieliły ludźmi marzenia.
Ale autoboty już dawno wiedziały, że nadejdzie czas, kiedy to
roboty pojmą swój wielki, niewybaczalny niemal błąd. Miały w
sobie taką nadzieję, każdego dnia jednak karmiły ją
wątpliwościami. Ale musiały też pojąć, że jeśli żyją razem
z nimi, musiały też ich znosić, dopóki roboty nie będą w stanie
zrozumieć, co tak złego uczyniły ludzkości, lub dopóki one nie
polegną z rąk ludzkich.
***
Pojawienie
się Tacaty w kwaterze stowarzyszenia wywołało burzę podejrzeń i
niejasne spojrzenia, jak zresztą można się było spodziewać.
Z drugiej strony jednak,
przyglądali się jej w niemym podziwie; jej niebiesko-fioletowa,
niemal nie uszkodzona zbroja, połyskiwała klarowniej od zbroi
bojowej Inferna.
Jej sylwetka wywołała ogólny stan rzeczy wśród
męskich autobotów. Mężczyźni jednak, którzy ją przyprowadzili,
nie mówili wiele na jej temat; jedynie Clarze powiedzieli, że
Tacata dołącza się do nich.
Przywódczyni Armii nie zareagowała
na to entuzjazmem, lecz nie chciała mówić o tym, co myśli, w
obecności robocicy. Wezwała więc zatem trzech mężczyzn na
rozmowę na ten temat.
Gdy Corlett, Alec i Scott weszli do jej
gabinetu i zajęli miejsca, ta, jak zwykle, aby rozerwać spiętą
atmosferę, jaka zazwyczaj się tworzy, na przykładzie, gdy uczeń
jest wzywany ,,na dywanik” do dyrektora, zaproponowała im
filiżankę herbaty.
Corlett zgodził się nieco niechętnie, chociaż
upijał ze swej filiżanki małymi łykami, zaś Alec i Scott
grzecznie odmówili.
Clara jednak nie naciskała na przyjaciół. Wyczuwała,
że ta wymiana zdań może być na ich sposób nieco krępująca.
Wiedzieli oni wszyscy, że Tacata jest obdarowywana podejrzeniem,
toteż żaden z członków Armii nie mógł pojąć, czemu tu jest.
Nie wiedzieli, co jest tego przyczyną, i nawet się tego nie
spodziewali. Clara jednak starała się być godną następczynią
Susan.
Scott widział, jak jego towarzysze zacierają pod stolikiem
knykcie ze zdenerwowania, a Alec westchnął ciężko, starając się
poskromić złość.
-
Nie macie się o co denerwować. - uspokoiła ich Clara. - Jednak,
czy jesteście pewni, czy Tacata nie zdradzi naszego umiejscowienia,
nawet pod grozą śmierci? Sami wiecie, że roboty nie mogą pogodzić
się z rządami autobotów. Ona nie boi się was, widać to po niej,
i nie wiadomo, czy będzie chciała uprowadzić któregoś z naszych.
- Nie ośmieli
się. - powiedział Inferno. - Żywi przede mną trwogę. Jeżeli
uczyni coś któremuś z naszych, z pewnością poczuję się do
odpowiedzialności, aby ją należycie ukarać... i nawet jeśli
wtedy zetknę się z samym Pięścią, będę uszczęśliwiony tym
bardziej że zginę z jego ręki, nie jej. W pewnym sensie, ma co do
mnie trochę racji w swej nienawiści – i ma do tego prawo.
Clara była zaskoczona postawą cyborga – nigdy
dotychczas nie spotkała się z takim iście żołnierskim honorem w
jego statusie.
- Być może zbierze w sobie
odwagę na tyle dużą, że jeden zdrajca robotów jej nie przerazi.
- odparła. - Skoro mierzyła się już z armią wygłodniałych
jaszczurów subryńskich, to co jej po jednym cyborgu?... zastrzeli
albo udusi, jak większość.
- Zadbamy o to, aby pożałowała swoich
czynów. - przekonywał cyborg.
Teraz był
całkowicie pewny swoich słów. Jako Sebastian Patricia, nigdy nie
rzucał słów na wiatr.
Teraz, starał się nie powtarzać błędów
przeszłości – był już za stary na taką manipulację losu.
Czuł, że jego udział w tej instytucji być może będzie jego
ostatnią pracą w jego życiu, ponieważ wiedział, że jako cyborg
może teraz zakończyć żywot za pomocą jednego laserowego strzału.
Był już oswojony z myślą o śmierci, bo już raz jej
,,doświadczył”.
Nie potrafił jednak pojąć, że inni ludzie,
szczególnie młodzi, nie są obeznani w tym temacie, a przecież i
oni też często wcześnie opuszczają ten świat – zbyt wcześnie.
Gdyby jednak mieli nieco więcej rozumu od młodszych lat,
wiedzieliby, co to cierpienie. Również mieliby szacunek do
cierpiących starszych ludzi, może i w wieku człowieczym Inferna,
ale o słabszych siłach witalnych i umysłowych.
Gdy jednak Inferno
kończył po cichu w '95 roku sześćdziesiąt pięć wiosen,
doskonale wiedział, że jemu rychlej przyjdzie pożegnać się z
życiem. W ciele człowieka żył więc już sześćdziesiąt siedem
lat, a w ciele cyborga – jego ,,nowym życiu” - przebywał ledwie
trzy lata. I tak odliczało się to w ten sposób, jakby nadal żył
jako człowiek – bo cyborg był swojego rodzaju człowiekiem.
Mimo nieukrywanej nienawiści do
wrogów Armii, nie zapominał, dzięki komu zyskał ,,nowe życie”.
Był
wierny przywódczyni Armii, a najbardziej jednak jej członkowi,
dzięki któremu, zyskał światłość świadomości, kim jest
naprawdę.
Był niezwykle wdzięczny całej Armii. I za to też
właśnie obiecał, że pomoże schwytać wszystkie pojedyncze
jednostki robotów, które ośmielą się spiskować przeciw
stowarzyszeniu. A wydawało się Clarze, że Tacata była jedną z
pierwszych.
Nie wypowiedziała jednak swoich spostrzeżeń głośno.
Wpatrywała się w mężczyzn tak, jakby nie do końca ufała ich
możliwościom. Szczególnie typ spojrzenia, jakim darzyła Inferna
wydawał się Scottowi nieco nadopiekuńczy.
- Nie jestem pewna, czy z własnej woli
odejdzie od Pięści. - powiedziała. - Wydaje mi się, że rychło
będzie chciała uciec, ale pod osłoną nocy i to tak, aby nasze
radary jej nie wykryły. Ja bym dała jej czas na ucieczkę. I tak,
prędzej czy później spotkalibyśmy się w boju.
Mężczyźni spojrzeli kolejno po sobie. Nie zamierzali sprzeciwiać
się jej słowom. Co niektórzy odzyskali jasność widzenia, ale nie
Scott i Inferno – oni upierali się przy swoim. A ponieważ Corlett
wiedział, jaki Scott potrafi być uparty, postanowił jednak
niedługo zamienić słowo z cyborgiem.
Jednak nie było to łatwe.
Cały czas, gdy Scott kończył poszczególne
analizy i w trakcie przerwy starał się zagadać cyborga, ten zawsze
go spławiał tak uprzejmie, że nie poczuwał się do wrażenia, że
kiedyś mu się uda. On jednak nie wiedział, co Scott planuje.
Zdawał sobie sprawę jedynie, że trzeba pozwolić Tacacie uciec.
Venus, autobotka
Scotta, również była zwolenniczką teorii Clary. Wraz ze swoją
wspólniczką, autobotką Corletta, Kometą, starały się przekonać
swoich stwórców, że jednak Clara ma rację.
Jedynie Harley, autobot
firmy i robocica Aleca, Soprano, nie byli w stanie pojąć, o co
chodzi w tej dziwnej aferze.
- To
właśnie przez roboty straciliśmy Luke'a. - przypominała
mężczyznom po raz któryś Venus. - Nie zdajecie sobie sprawy, w co
ta żmija was wciągnie. Mogła nadal być na Subrynie i lada dzień
umrzeć, nikt by po niej nie płakał, bo na Ziemi nie dokonała
chwalebnych czynów.
Jednak żaden z nich nie był odważny jej odpowiedzieć.
- Sami
widzicie. - ciągnęła Venus. - Jesteście przecież dorośli i
odpowiedzialni, zgadza się? Więc to wy spokojnie możecie
odpowiedzieć za jej zdradę.
Kometa nie mówiła nic, bo stwierdziła,
że to Venus powiedziała za nią wszystko.
Wygląda na to, że wyraźnie pachnie wojną O.o
OdpowiedzUsuńEmil Srebrzyński
A ja dalej jestem ciekawa Tacaty...:/ A może stanie po stronie Armii? :D Wszystko zależy od ciebie
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny
Iza