wtorek, 21 czerwca 2016

III. Międzyplanetarna Misja: Rozdział Piętnasty

- Panie – odezwał się kilka minut po północy Pieniacz. - Tacata nie wraca już od kilkunastu godzin. 
Stalowa Pięść milczał, bardzo rozzłoszczony, tak rozgniewany, że nie był zdolny teraz nawet bić rękoma swoich, jak to zazwyczaj robił, gdy coś szło nie po jego myśli. 
- Kiedy ta jędza się wymknęła? - spytał zaraz Czarna Kobra, a stojący obok niego Stalrat prychnął pogardliwie. 
 - Nie mam pojęcia. - syknął Pieniacz. - Nie widziałem, jak ona pakowała manatki, jasne? 
- I weź tu zaufaj kobiecie! - dodał zaraz Stalrat. 
- Milczeć! - zirytował się Pięść. - Macie ją odszukać, zrozumiano? 
Roboty zorientowały się teraz, że nie mają łatwego zadania. Wydawało się, że zaczęli czuć niechęć do Tacaty, niemalże nienawiść. 
- A skąd my się dowiemy, gdzie ona wybyła? - spytał Pieniacz. Stalowa Pięść spojrzał na nich, jak na nieporadne dzieci – bo tak w tejże chwili się zachowywali. Jednak nie żywił dla nich współczucia na długo. 
 - Jesteście wojsko, czy nie? - odpowiedział im. - Macie nadajniki, ruszajcie! Nie spodziewałem się, że będę musiał was, rasowych żołnierzy, uczyć jak się strzela z karabinu! Na ogon komety! - zaklął. - Nie chcę słyszeć od któregokolwiek z was o tym, że nie możecie sobie poradzić z tak podłą, sykliwą żmiją. 
- A ty, to niby co, nie chcesz jej szukać? - spytał Pieniacz. - Jakoś nie kwapisz się do jej odszukania, a na nas zwalasz wszystko, cokolwiek by to nie było. Myślisz, że tylko służący mają za zadanie skomleć u nóg dowódcy, a ten natomiast ma na nich szczekać? 
Stalowa Pięść drgnął, zaszokowany tak dobitnymi (i prawdziwymi) słowami z ust Pieniacza – woja, którego cenił sobie ponad miarę i był dla niego jak brat. 
Ale, jak to zazwyczaj bywa, Pieniacz miał zwyczaj porównywania jego rządów i ich wojska do sfory, nie wiadomo czemu. 
 - Nie jesteśmy psami, Pieniaczu. - odparł. 
 - Ale twoje rządy są podobne psiej czelności. - syknął robot. - Czy nie rozumiesz? Niepotrzebnie zaufałeś Tacacie. Trzeba było ją rzucić na żer subryńskim jaszczurom... o ile one żywią się metalem. 
Stalowa Pięść odwrócił się do nich. 
- Zakończyły się lata pokoju, chłopcy. Musimy ruszać do walki. Tylko wtedy ją odzyskamy. 
 - Czy ty myślisz, że wojna to jedyne rozwiązanie? - zagadnął Stalrat. - Autoboty zduszą nas prędzej czy później. Wiesz, co było wtedy w '97... ta porażka może być jeszcze większa! 
- Już nie pozwolimy sobie na błędy. - przekonał Pięść. - Inferno pójdzie na pierwszy ogień, a potem może McDavid... ale jeśli będą jeszcze te autobotki, też będzie mi miło je gościć na szubienicy. 
Przez tąże chwilę roboty słuchały jego słów bez szmeru, bez jęku nawet. Znały już go nadzbyt dobrze i postanowiły sobie, że dopóki on żyje, będą mu służyć, jednak pragnęły, aby ten czas okazał się krótszy od rządów Inferna i Gallarda. 
Milczały więc, niby pokornie, jednak ich serca były przepełnione mściwym pragnieniem. Zamierzały iść za ciosem i nigdy nie dać się oszukać. Te ostatnie pięć lat (poczynając od roku 2295) nauczyły ich wiele więcej, niż kiedykolwiek. Postanowiły nigdy nie wracać do przeszłości. Uważały, że nie zamierzają wziąć odwetu za autoboty teraz, lecz z pewnością musiały zmierzyć się z nimi – ale jeszcze nie teraz. 
Wiedziały jednakże, że roboty funkcjonują jeszcze w Kanadzie, a najwięcej (lecz znacznie mniej od autobotów) jest ich w Ottawie, stolicy. Wszystkie niemal prowincje były podzielone na określoną ilość autobotów w miastach – tak samo było w sąsiednich Stanach. 
Gdy produkcja masowa autobotów w Kanadzie dobiegła końca (Stany ukończyły tą produkcję po wojnie w Kanadzie w '70 roku), jakiś czas potem autoboty pobierały naukę od ludzi, aby później im pomagać w budownictwie. Wzajemna pomoc była bardzo ważna, szczególnie, gdy roboty zaczęły się buntować przeciw swym panom. Obecnie ,,rasa” ta była całkowicie niezależną od ludzkości. Polegały jedynie na sobie. Jednakże zachowały w sobie wiedzę od ludzi. 
Wydawało się, że zapomniały czasów, kiedy żyły pospołu z ludźmi i dzieliły ludźmi marzenia. Ale autoboty już dawno wiedziały, że nadejdzie czas, kiedy to roboty pojmą swój wielki, niewybaczalny niemal błąd. Miały w sobie taką nadzieję, każdego dnia jednak karmiły ją wątpliwościami. Ale musiały też pojąć, że jeśli żyją razem z nimi, musiały też ich znosić, dopóki roboty nie będą w stanie zrozumieć, co tak złego uczyniły ludzkości, lub dopóki one nie polegną z rąk ludzkich.

*** 
 
Pojawienie się Tacaty w kwaterze stowarzyszenia wywołało burzę podejrzeń i niejasne spojrzenia, jak zresztą można się było spodziewać. Z drugiej strony jednak, przyglądali się jej w niemym podziwie; jej niebiesko-fioletowa, niemal nie uszkodzona zbroja, połyskiwała klarowniej od zbroi bojowej Inferna. 
Jej sylwetka wywołała ogólny stan rzeczy wśród męskich autobotów. Mężczyźni jednak, którzy ją przyprowadzili, nie mówili wiele na jej temat; jedynie Clarze powiedzieli, że Tacata dołącza się do nich. 
Przywódczyni Armii nie zareagowała na to entuzjazmem, lecz nie chciała mówić o tym, co myśli, w obecności robocicy. Wezwała więc zatem trzech mężczyzn na rozmowę na ten temat. 
Gdy Corlett, Alec i Scott weszli do jej gabinetu i zajęli miejsca, ta, jak zwykle, aby rozerwać spiętą atmosferę, jaka zazwyczaj się tworzy, na przykładzie, gdy uczeń jest wzywany ,,na dywanik” do dyrektora, zaproponowała im filiżankę herbaty. 
Corlett zgodził się nieco niechętnie, chociaż upijał ze swej filiżanki małymi łykami, zaś Alec i Scott grzecznie odmówili. 
Clara jednak nie naciskała na przyjaciół. Wyczuwała, że ta wymiana zdań może być na ich sposób nieco krępująca. Wiedzieli oni wszyscy, że Tacata jest obdarowywana podejrzeniem, toteż żaden z członków Armii nie mógł pojąć, czemu tu jest. Nie wiedzieli, co jest tego przyczyną, i nawet się tego nie spodziewali. Clara jednak starała się być godną następczynią Susan. 
Scott widział, jak jego towarzysze zacierają pod stolikiem knykcie ze zdenerwowania, a Alec westchnął ciężko, starając się poskromić złość. 
 - Nie macie się o co denerwować. - uspokoiła ich Clara. - Jednak, czy jesteście pewni, czy Tacata nie zdradzi naszego umiejscowienia, nawet pod grozą śmierci? Sami wiecie, że roboty nie mogą pogodzić się z rządami autobotów. Ona nie boi się was, widać to po niej, i nie wiadomo, czy będzie chciała uprowadzić któregoś z naszych. 
- Nie ośmieli się. - powiedział Inferno. - Żywi przede mną trwogę. Jeżeli uczyni coś któremuś z naszych, z pewnością poczuję się do odpowiedzialności, aby ją należycie ukarać... i nawet jeśli wtedy zetknę się z samym Pięścią, będę uszczęśliwiony tym bardziej że zginę z jego ręki, nie jej. W pewnym sensie, ma co do mnie trochę racji w swej nienawiści – i ma do tego prawo. 
 Clara była zaskoczona postawą cyborga – nigdy dotychczas nie spotkała się z takim iście żołnierskim honorem w jego statusie. 
 - Być może zbierze w sobie odwagę na tyle dużą, że jeden zdrajca robotów jej nie przerazi. - odparła. - Skoro mierzyła się już z armią wygłodniałych jaszczurów subryńskich, to co jej po jednym cyborgu?... zastrzeli albo udusi, jak większość. 
 - Zadbamy o to, aby pożałowała swoich czynów. - przekonywał cyborg. 
 Teraz był całkowicie pewny swoich słów. Jako Sebastian Patricia, nigdy nie rzucał słów na wiatr. 
Teraz, starał się nie powtarzać błędów przeszłości – był już za stary na taką manipulację losu. Czuł, że jego udział w tej instytucji być może będzie jego ostatnią pracą w jego życiu, ponieważ wiedział, że jako cyborg może teraz zakończyć żywot za pomocą jednego laserowego strzału. Był już oswojony z myślą o śmierci, bo już raz jej ,,doświadczył”. 
Nie potrafił jednak pojąć, że inni ludzie, szczególnie młodzi, nie są obeznani w tym temacie, a przecież i oni też często wcześnie opuszczają ten świat – zbyt wcześnie. Gdyby jednak mieli nieco więcej rozumu od młodszych lat, wiedzieliby, co to cierpienie. Również mieliby szacunek do cierpiących starszych ludzi, może i w wieku człowieczym Inferna, ale o słabszych siłach witalnych i umysłowych. 
 Gdy jednak Inferno kończył po cichu w '95 roku sześćdziesiąt pięć wiosen, doskonale wiedział, że jemu rychlej przyjdzie pożegnać się z życiem. W ciele człowieka żył więc już sześćdziesiąt siedem lat, a w ciele cyborga – jego ,,nowym życiu” - przebywał ledwie trzy lata. I tak odliczało się to w ten sposób, jakby nadal żył jako człowiek – bo cyborg był swojego rodzaju człowiekiem. 
Mimo nieukrywanej nienawiści do wrogów Armii, nie zapominał, dzięki komu zyskał ,,nowe życie”. Był wierny przywódczyni Armii, a najbardziej jednak jej członkowi, dzięki któremu, zyskał światłość świadomości, kim jest naprawdę. 
Był niezwykle wdzięczny całej Armii. I za to też właśnie obiecał, że pomoże schwytać wszystkie pojedyncze jednostki robotów, które ośmielą się spiskować przeciw stowarzyszeniu. A wydawało się Clarze, że Tacata była jedną z pierwszych. 
Nie wypowiedziała jednak swoich spostrzeżeń głośno. Wpatrywała się w mężczyzn tak, jakby nie do końca ufała ich możliwościom. Szczególnie typ spojrzenia, jakim darzyła Inferna wydawał się Scottowi nieco nadopiekuńczy. 
 - Nie jestem pewna, czy z własnej woli odejdzie od Pięści. - powiedziała. - Wydaje mi się, że rychło będzie chciała uciec, ale pod osłoną nocy i to tak, aby nasze radary jej nie wykryły. Ja bym dała jej czas na ucieczkę. I tak, prędzej czy później spotkalibyśmy się w boju. 
Mężczyźni spojrzeli kolejno po sobie. Nie zamierzali sprzeciwiać się jej słowom. Co niektórzy odzyskali jasność widzenia, ale nie Scott i Inferno – oni upierali się przy swoim. A ponieważ Corlett wiedział, jaki Scott potrafi być uparty, postanowił jednak niedługo zamienić słowo z cyborgiem. Jednak nie było to łatwe. 
 Cały czas, gdy Scott kończył poszczególne analizy i w trakcie przerwy starał się zagadać cyborga, ten zawsze go spławiał tak uprzejmie, że nie poczuwał się do wrażenia, że kiedyś mu się uda. On jednak nie wiedział, co Scott planuje. Zdawał sobie sprawę jedynie, że trzeba pozwolić Tacacie uciec. 
Venus, autobotka Scotta, również była zwolenniczką teorii Clary. Wraz ze swoją wspólniczką, autobotką Corletta, Kometą, starały się przekonać swoich stwórców, że jednak Clara ma rację. 
Jedynie Harley, autobot firmy i robocica Aleca, Soprano, nie byli w stanie pojąć, o co chodzi w tej dziwnej aferze. 
- To właśnie przez roboty straciliśmy Luke'a. - przypominała mężczyznom po raz któryś Venus. - Nie zdajecie sobie sprawy, w co ta żmija was wciągnie. Mogła nadal być na Subrynie i lada dzień umrzeć, nikt by po niej nie płakał, bo na Ziemi nie dokonała chwalebnych czynów. 
Jednak żaden z nich nie był odważny jej odpowiedzieć. 
- Sami widzicie. - ciągnęła Venus. - Jesteście przecież dorośli i odpowiedzialni, zgadza się? Więc to wy spokojnie możecie odpowiedzieć za jej zdradę. 
Kometa nie mówiła nic, bo stwierdziła, że to Venus powiedziała za nią wszystko.


2 komentarze:

  1. Wygląda na to, że wyraźnie pachnie wojną O.o

    Emil Srebrzyński

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja dalej jestem ciekawa Tacaty...:/ A może stanie po stronie Armii? :D Wszystko zależy od ciebie
    Pozdrawiam i życzę weny
    Iza

    OdpowiedzUsuń