Rozdział niniejszy dedykuję Izie – jedynej osobie, która wiernie trwała przy
tej historii, mimo trudności ^.^
Miłego
czytania życzę! ^.^
Z chęcią poznam Wasze opinie na temat postaci, których losy obecnie śledzicie ~`.^
Z chęcią poznam Wasze opinie na temat postaci, których losy obecnie śledzicie ~`.^
>>>
Scott spojrzał niepewnie w stronę, dokąd udał się cyborg.
W chwilę potem
(minęła już godzina od jego odejścia) mężczyźni usłyszeli dwa
wystrzały, co postanowiło ich na nogi lepiej niż ostry dźwięk
budzika o poranku. Wyciągnęli przed siebie pistolety.
- Żyje. -
stwierdził po chwili ciszy Scott. - Chyba ma jeńca.
Jak najszybciej potrafili,
popędzili w stronę ścieżki osłoniętej zaroślami, dokąd
poszedł ich towarzysz. Nadajnik wskazał im prawidłowe współrzędne
miejsca, gdzie aktualnie znajdował się Inferno. Starali się nie
marnować czasu na przedzieranie się przez puszczę, więc ruszyli
poboczną ścieżką. Las coraz bardziej gęstniał, toteż światła
latarek się zaostrzyły, gdy przyszło im posuwać się nieco w bok,
tak, jakby chcieli spotkać się z cyborgiem po skosie. Nie tracili
krzepy, tymbardziej, że Scott starał się prowadzić ich jak
najbliżej potencjalnej drogi cyborga. W końcu nadajnik na
nadgarstku Scotta, jak również Corletta wyznaczył bardzo silny
sygnał.
- Zbliżają się. - zaalarmował Bluegott.
-
Czy ty powiedziałeś...? - zaczął Scott.
Lecz w chwilę później członkowie Armii zobaczyli dwie ściśnięte
ze sobą postacie.
Nie pozostało im nic innego, jak czekać, aż ci się
zbliżą. Alec zerknął przez lornetkę, zawieszoną na piersi.
Zobaczył przez powiększające szkło, że jedną z tych postaci
jest Inferno, prowadzący za spętane ręce kogoś, przypominającego
innego cyborga.
Popatrzyli w
zdumieniu po sobie. Jednak, gdy Inferno zbliżył się do nich na
tyle, że mogli rozpoznać jego rysy twarzy, Alec spytał nieco
żartobliwie:
- A kogoż nam to przyprowadziłeś, Piekło niepojęte?
Inferno jednak nie
był skory do żartów – zresztą, nigdy nie bywał w tak
,,poważnej” sytuacji.
Spojrzał jedynie na Aleca krzywo i odparł
w stronę Scotta:
- Chyba
miałeś rację, McDavid. To służąca Pięści.
- No proszę! -
klasnął w dłonie Corlett, przyglądając się robocicy spętanej
przez Inferna. - To chyba stara znajoma Susan.
- Co? - nie zrozumiał Scott.
Ale w chwilę potem stanął
mu ten moment w oczach; Susan Steward, dowódczyni Armii, leżąca w
śniegu, nad jej głową była jakby ,,aureola” z jej własnej krwi
po samobójczym strzale w głowę poprzedzonym ciosem robocicy w
podbrzusze (które i tak było dość śmiertelne), w jej oczach
ślady niedawnych łez, a ona sama była zimna jak lód.
Wzdrygnął
się na tę myśl i w końcu pojął; robocica zabiła ich
dowódczynię.
Dziwił
się, że nikt wcześniej mu o tym nie mówił.
- Skąd o tym
wiesz? - spytał Scott Corletta.
- Gdy byłem poza
Armią podsłuchałem kilka rozmów robotów. - odparł Corlett. - Do
tego nawet Gallardo by się nie przyznał.
Tacata zmierzyła mężczyzn zimnym wzrokiem i rzekła:
- Jesteście
bystrzejsi, niż myślałam. Jednak macie pecha, ponieważ nie zejdę
na waszą stronę i jeśli mi tylko Pięść rozkaże, wymorduję was
w ciągu jednej nocy.
Scottowi źrenice się rozjarzyły z gniewu; przycisnął do jej
policzka pistolet.
- Nim przystąpisz do
tego dzieła, zmierzysz się ze mną. - powiedział.
- I ze mną. - dodał
cyborg ściskając jej pęta.
Tacata spojrzała po ich
gniewnych twarzach i wybuchła krótkim, zimnym śmiechem.
- Bezczelny złom płci
niewieściej! - syknął Inferno uderzając ją pięścią w głowę.
Cios oszołomił Tacatę na jakiś czas, lecz cyborg użył
niewątpliwie całej swej siły. Gdy po niespełna minucie powróciła
do przytomności, jej wzrok zbłądził na Scocie a potem na
Corlecie, których widziała wten czas najwyraźniej. Jej twarz
wykrzywiła się wściekłością tak czystą i dobitną, że
Scottowi natychmiast skojarzyło się to z gniewem Gallardo.
- Czego chcecie? - spytała.
Scott spojrzał zagadkowo na Aleca. Nigdy dotychczas nie zastanawiali
się nad tym, co by chcieli od samego Pięści, gdyby mieli taką
okazję. Jednak wiedzieli, że mimo wszystko robocica boi się ich.
Ale Scott od razu wywnioskował o co chodzi. Odparł jej śmiało,
twardo i dobitnie:
- Dowiedzieć się, co knuje Pięść.
Ale znowuż odpowiedział mu zimny śmiech
robocicy.
- Ha! Myślisz, synu McDavidów, że tak łatwo
ci to wyjawię?
Scotta nie
dziwiło jednakże, skąd robocica tak dużo wie o nich samych –
podejrzewał, że to sprawka Pieniacza, Kobry i samej Pięści.
- Nie masz wyboru... - powiedział cyborg.
- Tak samo jak twój nowy pan nie daje wam wyboru.
Tacata zwróciła
ku niemu głowę.
- Wy też nie
będziecie go mieli... Stalowa Pięść stęsknił się za wami.
Chciałby się z wami spotkać.
Cyborg zmrużył podejrzliwie oczy.
Widać było, że zwietrzył w chytrych słowach Tacaty ukryty
podstęp. Ale milczał na ten temat ponieważ miał nadzieję, że
jego towarzysze też to zauważą.
Tacata uśmiechnęła się
sarkazmatycznie, rada z tego, że członkowie Armii tak szybko
przeanalizowali jej słowa. Przeczuwała, że tym bardziej będzie
narażona na gniew Scotta i cyborga, lecz wiedziała, że jeśli
rozegra to rozsądnie, ci nie odważą się unieść lufy przeciw
niej.
Jej najwyższy stopień przebiegłości przewyższał nawet
największy szczebel gniewu cyborga i samego Gallarda.
Mając teraz przed samymi oczyma
tych wielkich wojowników Armii, a w szczególności Scotta, syna
McDavida i panny Easton (która przyjęła podczas ceremonii ślubnej
nazwisko małżonka), zdawała sobie teraz jasno sprawę, co
przyjdzie jej zrobić, czego musi dopilnować, aby już nigdy więcej
Kanada nie posłyszała czegokolwiek o Gwiezdnej Armii.
Przez ten
stosunkowo krótki czas ,,zniewolenia” u robotów, zdążyła już
bardzo wiele pojąć w ich rozumowaniu i wiedziała już iście
dokładnie, co planował Pięść. Mianowała go swoim panem, chociaż
żadnemu z wojów się do tego nie przyznała, nawet jemu samemu.
Wydawała się im tajemnicza i zupełnie inna od robotów z ich
pokolenia – tak jakby przemieścić człowieka z okresu
średniowiecza do czasów rozwinięcia największej technologii
elektronicznej.
Scott spojrzał Tacacie w oczy z dozą ostrzegawczą i rzekł:
- Być może mu trochę
tęskno, gdy nie ma z nim Gallardo...
- Ja uściskam go najserdeczniej. -
przekonywał Inferno puszczając Scottowi oko.
Tacata
spojrzała na Scotta, niemal przeszywając go wzrokiem.
Po jego umięśnionej sylwetce, a w
szczególności ramionach, pojęła, że ma do czynienia z
wojownikiem z krwi i kości; potrafił dźwignąć ciężki karabin.
Olśniło ją w przekonaniu, że jednak Stalowa Pięść nie kłamał.
Jednak wiedziała, że walczyła już nieraz z naprawdę silną
jednostką kosmitów subryńskich, więc nie zdumiało ją wcale, że
taki wojownik dał radę nawrócić ze złej drogi cyborga, który
był silniejszy od zwykłego człowieka.
Jednakże czuła wielmożną
pychę i czuła, że dałaby jemu radę, nawet uzbrojona jedynie w
bicz. Szarpnęła się
cyborgowi i warknęła w jego stronę:
- Od
kiedy jesteś taki uczuciowy? W takim razie okaż trochę serca i
wypuść mnie wolno.
- Darmo tego nie zrobię. - odgryzł się Inferno.
- Więc dajcie mi z wami pracować. - odrzekła Tacata.
Inferno
popatrzył po towarzyszach, a Corlett, Alec i Scott spojrzeli po
sobie w tej samej chwili. Przez chwilę nie wiedzieli, jak prawidłowo
zareagować na to oświadczenie, więc czuli po trosze zdumienia,
zaskoczenia i nieufności.
Inferno jednak, lepiej niż ktokolwiek
inny w Armii, wiedział, do czego są zdolne roboty, więc podjął
podejrzliwym tonem:
- A
skąd mamy wiedzieć, że nas nie zdradzisz? Myślisz, że masz do
czynienia ze szczeniakami?
Jego towarzysze, mimo iż jakoś przywykli do jego
złośliwych odzywek, teraz jednak zadziwili się tak bardzo, że
poczuli coś w rodzaju wdzięczności: Inferno wiedział, jak nie
pozwolić wrogowi na manipulację. Szczególnie Corlett teraz poczuł,
że jednak może od byłego działacza pobrać sporą i co
najważniejsze, cenną edukację.
Tacata przekonała się jednak
teraz, że zaciśnięcie cyborga w ,,pętlę serdecznych słów”,
będzie jednak trudniejsze niżby była sama walka z armią
autobotów. Ten jednak nadal ją trzymał skrępowaną, nie czując
wyraźnie dla niej zmiłowania.
Scott podszedł do niej i spojrzał
jej w oczy; wiedział, że był na wyższej pozycji niż ona, więc
był pewny, że robocica porzuci wszelkie nadzieje na zbieg.
-
Wyglądasz na samotniczkę. - powiedział. - Lecz ja nie przyjmę cię
tak łatwo... Mimo wszystko jesteś związana z Gwardią Maszyn.
Radzę ci jednak, abyś wróciła tam, skąd przybyłaś, inaczej
polegniesz razem ze swym panem w bitwie, która niewątpliwie
nastąpi, jeśli Pięść nie pojmie rządu autobotów.
Tacata prychnęła.
- Przecież on nienawidzi autobotów! -
krzyknęła. - A w Kanadzie jest ich coraz więcej. To wasze całe
stowarzyszenie powoduje rozpad produkcji robotów... a one też są
potrzebne.
- Przecież
pamiętasz tamtą wojnę która wybuchła trzy lata temu. -
powiedział Scott. - Gdyby nie autoboty, te szalone maszyny spaliłyby
całą Kanadę i wymordowaliby wszystką ludność.
- Te roboty działały poprzez niepoczytalność. -
odrzekła natychmiast Tacata.
Inferno zaczerwienił
się z gniewu.
- A czy ty
byłaś poczytalna, zabijając Susan? - warknął.
Tacata była zaskoczona tym
pytaniem. Bardzo się go bała, i nie chciała na nie odpowiadać.
Bardzo szybko pojęła, czemu Stalowa Pięść tak bardzo go
nienawidzi (pomijając fakt morderstwa Gallardo i jego przystąpienie
do Armii).
Wydawał jej się rzeczywiście urodzonym przywódcą; o
dziwo, lepszym od Pięści. Pięść był wszakże nieobliczalny i
okrutniejszy nawet od samego Gallarda. Ale mimo wszystko, Inferno był
przytomny umysłowo, gdy walczył przeciw byłemu przywódcy robotów.
Wspomnienia z tej bitwy stanęły mu przed oczami tak, jakby zdarzyła
się ona rok temu. Takich rzeczy nie wymażesz łatwo z pamięci,
choćbyś starał się na różne sposoby – te żyją w tobie i
korcą niczym zakazany owoc, aby opętać prędzej czy później twój
umysł, abyś nie poznał się na przyszłości, i żebyś tak rychło
nie spostrzegł się, że tu czeka cię coś zupełnie innego od
przeżyć sprzed lat trzech. Roboty jednakże tę miały wadę, że
jeśli cokolwiek wielkiego wydarzy się w ich rozwoju, rozpamiętują
to na długo dopóty, dopóki nie wydarzy się rzecz jeszcze jedna,
potężniejsza w ich mniemaniu od poprzedniej; i ciągle powracają
do tego zdarzenia myślami i językiem, czują wciąż to samo, co
wtedy, tak samo intensywnie i silnie, aż nic nie jest w stanie
oderwać ich od tych wspomnień; w efekcie czego zapominały, że
najważniejsza jest dlań przyszłość.
Zapomniały też dawno słów
Inferna przed śmiercią jego ludzkiego ciała: mówił wtedy, że ma
powody dla którego chce żyć, jak również, dlaczego chce umrzeć.
W zasadzie, każdy człowiek miał takież powody; nie chciał
cierpieć, a jednak nie chciał też opuszczać bliskich, dla których
znaczył tak wiele.
Przez wiele lat pojęcie śmierci dla człowieka
było równie tajemnicze, co pojęcie nauki o otaczającym go
świecie; w tymże świecie cały czas coś ulegało zmianie, często
bez zapowiedzi; a śmierć też zawsze była tajemnicza i mroczna;
pojawiała się niewiadomo człekowi skąd, i nigdy nie można było
przewidzieć, kiedy kolejny raz ktoś inny zamknie oczy.
Tacata wiedziała, że zabijając Susan Steward jedna sobie nienawiść
Gwiezdnej Armii. Nienawidziła jej od samego początku morderczej
walki przeciw autobotom.
Teraz, gdy pojęła, że syn McDavidów
związany na swój sposób ze stowarzyszeniem walczył przeciw
robotom i ,,opętał” cyborga, wiedziała, że jej tajną misją,
jest niewątpliwie pozbycie się Scotta raz na zawsze i to tak, aby
ani Inferno, ani ktokolwiek inny z Armii się o tym nie dowiedział.
Toteż mogła tu liczyć na własny spryt. Czując, że cyborg
zaciska jej mocniej pęta na nadgarstkach, syknęła:
- Być może coś mnie opętało, tego nie wiem. Ale
wiedziałam, że musiałam walczyć... zaatakowaliście naszą rasę.
- A wy
paliliście naszą ziemię i mordowaliście bliskich nam ludzi! -
odparł jej Inferno. - To przez twojego pana i dawnego wodza stałem
się, czym byłem, a zaprawdy nie byłem was godzien... możecie mnie
zwać zdrajcą, psem, zbiegiem. Nie przeraża mnie wasze wojsko... w
końcu ja je założyłem.
Mężczyźni milczeli, przysłuchując się jego bardzo
sensownym i autentycznym słowom. Wydawało się, że docenili sens
jego trudnych przeżyć, przez które siłą rzeczy musiał przejść.
Tacata nie była zdolna teraz spojrzeć mu w oczy, bo wyczuła strach
– pierwszy raz od jej wygnania przez autoboty na Subrynę;
właściwie starała się unikać jego wzroku, lecz nie chciała też
dłużej patrzeć na Scotta.
Ci natychmiast to zauważyli.
- Jest od tysiącleci wśród rasy ludzi
powiedzenie, że oczy są zwierciadłem duszy. - powiedział wolno
Inferno. - Zaś twoje są niewątpliwie tym zwierciadłem, w którym
żadna żywa istota się nie obaczy.
Tacata milczała, wzrok wbijając w ziemię.
- Skąd mamy wiedzieć, że można na tobie polegać, jak
już raz byłaś w legowisku naszych wrogów? - spytał Alec
posługując się przysłowiem.
Inferno oddychał głęboko,
pierś mu falowała, jednak jego oczy bacznie śledziły każdy gest
robocicy.
Ta natomiast, doznawszy uczucia, że nie ma
łatwej decyzji, odparła:
- Stalowa Pięść jest szaleńcem, nie przywódcą. To
śmierć Gallardo uczyniła go takim. A ja nie służę szaleńcom.
Przez
chwilę mężczyźni milczeli w zadumie, rozważając, co zrobić.
Zorientowali się jednakże, że robocica usiłuje ich skusić
podstępem. Jednakże chcieli się przekonać, czy naprawdę słowa
jej były tyle warte, na ile je ceniła.
Inferno nic nie
odpowiedział, wpatrywał się tylko w Scotta, a po chwili skinął
na niego głową, aby to on zadecydował; wszakże nie było przy
nich Clary, a wydawało im się, że Scott mógłby z powodzeniem być
mianowany zastępcą dowódcy. Scott popatrzył chwilowo po
towarzyszach, jakby szukał w nich potwierdzenia gestu cyborga, ale
oni też czekali na jego sygnał.
Po ledwie
piętnastominutowej ciszy, odezwał się:
- Jeśli
sama jesteś szalona, to nie ulega wątpliwości, że padniesz pod
jednym strzałem. Nie zaufamy ci jednak całkowicie, nie jesteśmy
dziećmi. Przyjmiemy cię, za warunkiem, że nie zdradzisz Pięści
naszego położenia, bo naszych stowarzyszeniowych sekretów z
pewnością ci nie wyjawimy... Będziesz musiała iść za naszymi
rozkazami, a Inferno będzie twoim strażnikiem.
Przez chwilę myśleli, że robocica zacznie diabolić
dziecinnie, dlaczego akurat wybrali starca, lecz ona milczała,
przełykając jednak ślinę, jak gorzką pigułkę.
- Pamiętaj, że podlegasz
rozkazom nas wszystkich. - powiedział Scott. - A Clary i moich w
szczególności. Jeśli jednak posłyszę, że coś przyniosłaś na
języku do Pięści, możesz być pewna, że twój los nie będzie
rysował się jasno.
- Tak jest, synu McDavidów. -
odparła z niezwykłą uległością Tacata, a Inferno odwiązał jej
nadgarstki. - Przyda mi się trochę swobodniejszego życia wśród
waszych potężnych maszyn, jako podzięka za długie więzienie na
obcej planecie.
Czemu ja tak ją lubię???
OdpowiedzUsuńŻeby jeszcze mi kogoś przypominała albo miała w sobie iskierkę dobroci... to nie. >.< Sama siebie nie rozumiem :/
Mam nadzieję że Tacata nie napoje im tam za bardzo krwi...
Dziękuję za dedykację :D Strasznie mi miło ^^
Życzę dużo weny
Iza