środa, 15 czerwca 2016

III. Międzyplanetarna Misja: Rozdział Czternasty


Rozdział niniejszy dedykuję Izie – jedynej osobie, która wiernie trwała przy tej historii, mimo trudności ^.^



Miłego czytania życzę! ^.^


Z chęcią poznam Wasze opinie na temat postaci, których losy obecnie śledzicie ~`.^

 >>>

Scott spojrzał niepewnie w stronę, dokąd udał się cyborg. 
W chwilę potem (minęła już godzina od jego odejścia) mężczyźni usłyszeli dwa wystrzały, co postanowiło ich na nogi lepiej niż ostry dźwięk budzika o poranku. Wyciągnęli przed siebie pistolety. 
 - Żyje. - stwierdził po chwili ciszy Scott. - Chyba ma jeńca. 
Jak najszybciej potrafili, popędzili w stronę ścieżki osłoniętej zaroślami, dokąd poszedł ich towarzysz. Nadajnik wskazał im prawidłowe współrzędne miejsca, gdzie aktualnie znajdował się Inferno. Starali się nie marnować czasu na przedzieranie się przez puszczę, więc ruszyli poboczną ścieżką. Las coraz bardziej gęstniał, toteż światła latarek się zaostrzyły, gdy przyszło im posuwać się nieco w bok, tak, jakby chcieli spotkać się z cyborgiem po skosie. Nie tracili krzepy, tymbardziej, że Scott starał się prowadzić ich jak najbliżej potencjalnej drogi cyborga. W końcu nadajnik na nadgarstku Scotta, jak również Corletta wyznaczył bardzo silny sygnał. 
 - Zbliżają się. - zaalarmował Bluegott. 
- Czy ty powiedziałeś...? - zaczął Scott. 
 Lecz w chwilę później członkowie Armii zobaczyli dwie ściśnięte ze sobą postacie. Nie pozostało im nic innego, jak czekać, aż ci się zbliżą. Alec zerknął przez lornetkę, zawieszoną na piersi. Zobaczył przez powiększające szkło, że jedną z tych postaci jest Inferno, prowadzący za spętane ręce kogoś, przypominającego innego cyborga. 
Popatrzyli w zdumieniu po sobie. Jednak, gdy Inferno zbliżył się do nich na tyle, że mogli rozpoznać jego rysy twarzy, Alec spytał nieco żartobliwie: 
- A kogoż nam to przyprowadziłeś, Piekło niepojęte? 
Inferno jednak nie był skory do żartów – zresztą, nigdy nie bywał w tak ,,poważnej” sytuacji. 
Spojrzał jedynie na Aleca krzywo i odparł w stronę Scotta: 
- Chyba miałeś rację, McDavid. To służąca Pięści. 
- No proszę! - klasnął w dłonie Corlett, przyglądając się robocicy spętanej przez Inferna. - To chyba stara znajoma Susan. 
 - Co? - nie zrozumiał Scott. 
Ale w chwilę potem stanął mu ten moment w oczach; Susan Steward, dowódczyni Armii, leżąca w śniegu, nad jej głową była jakby ,,aureola” z jej własnej krwi po samobójczym strzale w głowę poprzedzonym ciosem robocicy w podbrzusze (które i tak było dość śmiertelne), w jej oczach ślady niedawnych łez, a ona sama była zimna jak lód. 
Wzdrygnął się na tę myśl i w końcu pojął; robocica zabiła ich dowódczynię. Dziwił się, że nikt wcześniej mu o tym nie mówił. 
- Skąd o tym wiesz? - spytał Scott Corletta. 
- Gdy byłem poza Armią podsłuchałem kilka rozmów robotów. - odparł Corlett. - Do tego nawet Gallardo by się nie przyznał. 
Tacata zmierzyła mężczyzn zimnym wzrokiem i rzekła: 
 - Jesteście bystrzejsi, niż myślałam. Jednak macie pecha, ponieważ nie zejdę na waszą stronę i jeśli mi tylko Pięść rozkaże, wymorduję was w ciągu jednej nocy. 
 Scottowi źrenice się rozjarzyły z gniewu; przycisnął do jej policzka pistolet. 
- Nim przystąpisz do tego dzieła, zmierzysz się ze mną. - powiedział. 
- I ze mną. - dodał cyborg ściskając jej pęta. 
Tacata spojrzała po ich gniewnych twarzach i wybuchła krótkim, zimnym śmiechem. 
- Bezczelny złom płci niewieściej! - syknął Inferno uderzając ją pięścią w głowę. 
Cios oszołomił Tacatę na jakiś czas, lecz cyborg użył niewątpliwie całej swej siły. Gdy po niespełna minucie powróciła do przytomności, jej wzrok zbłądził na Scocie a potem na Corlecie, których widziała wten czas najwyraźniej. Jej twarz wykrzywiła się wściekłością tak czystą i dobitną, że Scottowi natychmiast skojarzyło się to z gniewem Gallardo. 
- Czego chcecie? - spytała. 
 Scott spojrzał zagadkowo na Aleca. Nigdy dotychczas nie zastanawiali się nad tym, co by chcieli od samego Pięści, gdyby mieli taką okazję. Jednak wiedzieli, że mimo wszystko robocica boi się ich. Ale Scott od razu wywnioskował o co chodzi. Odparł jej śmiało, twardo i dobitnie: 
- Dowiedzieć się, co knuje Pięść. 
Ale znowuż odpowiedział mu zimny śmiech robocicy. 
- Ha! Myślisz, synu McDavidów, że tak łatwo ci to wyjawię? 
Scotta nie dziwiło jednakże, skąd robocica tak dużo wie o nich samych – podejrzewał, że to sprawka Pieniacza, Kobry i samej Pięści. 
 - Nie masz wyboru... - powiedział cyborg. - Tak samo jak twój nowy pan nie daje wam wyboru. 
Tacata zwróciła ku niemu głowę. 
- Wy też nie będziecie go mieli... Stalowa Pięść stęsknił się za wami. Chciałby się z wami spotkać. 
Cyborg zmrużył podejrzliwie oczy. Widać było, że zwietrzył w chytrych słowach Tacaty ukryty podstęp. Ale milczał na ten temat ponieważ miał nadzieję, że jego towarzysze też to zauważą. 
 Tacata uśmiechnęła się sarkazmatycznie, rada z tego, że członkowie Armii tak szybko przeanalizowali jej słowa. Przeczuwała, że tym bardziej będzie narażona na gniew Scotta i cyborga, lecz wiedziała, że jeśli rozegra to rozsądnie, ci nie odważą się unieść lufy przeciw niej. 
Jej najwyższy stopień przebiegłości przewyższał nawet największy szczebel gniewu cyborga i samego Gallarda. Mając teraz przed samymi oczyma tych wielkich wojowników Armii, a w szczególności Scotta, syna McDavida i panny Easton (która przyjęła podczas ceremonii ślubnej nazwisko małżonka), zdawała sobie teraz jasno sprawę, co przyjdzie jej zrobić, czego musi dopilnować, aby już nigdy więcej Kanada nie posłyszała czegokolwiek o Gwiezdnej Armii. Przez ten stosunkowo krótki czas ,,zniewolenia” u robotów, zdążyła już bardzo wiele pojąć w ich rozumowaniu i wiedziała już iście dokładnie, co planował Pięść. Mianowała go swoim panem, chociaż żadnemu z wojów się do tego nie przyznała, nawet jemu samemu. Wydawała się im tajemnicza i zupełnie inna od robotów z ich pokolenia – tak jakby przemieścić człowieka z okresu średniowiecza do czasów rozwinięcia największej technologii elektronicznej. 
Scott spojrzał Tacacie w oczy z dozą ostrzegawczą i rzekł: 
- Być może mu trochę tęskno, gdy nie ma z nim Gallardo... 
 - Ja uściskam go najserdeczniej. - przekonywał Inferno puszczając Scottowi oko. 
Tacata spojrzała na Scotta, niemal przeszywając go wzrokiem. Po jego umięśnionej sylwetce, a w szczególności ramionach, pojęła, że ma do czynienia z wojownikiem z krwi i kości; potrafił dźwignąć ciężki karabin. Olśniło ją w przekonaniu, że jednak Stalowa Pięść nie kłamał. 
Jednak wiedziała, że walczyła już nieraz z naprawdę silną jednostką kosmitów subryńskich, więc nie zdumiało ją wcale, że taki wojownik dał radę nawrócić ze złej drogi cyborga, który był silniejszy od zwykłego człowieka. 
Jednakże czuła wielmożną pychę i czuła, że dałaby jemu radę, nawet uzbrojona jedynie w bicz. Szarpnęła się cyborgowi i warknęła w jego stronę: 
 - Od kiedy jesteś taki uczuciowy? W takim razie okaż trochę serca i wypuść mnie wolno. 
- Darmo tego nie zrobię. - odgryzł się Inferno. 
 - Więc dajcie mi z wami pracować. - odrzekła Tacata. 
 Inferno popatrzył po towarzyszach, a Corlett, Alec i Scott spojrzeli po sobie w tej samej chwili. Przez chwilę nie wiedzieli, jak prawidłowo zareagować na to oświadczenie, więc czuli po trosze zdumienia, zaskoczenia i nieufności. 
Inferno jednak, lepiej niż ktokolwiek inny w Armii, wiedział, do czego są zdolne roboty, więc podjął podejrzliwym tonem: 
- A skąd mamy wiedzieć, że nas nie zdradzisz? Myślisz, że masz do czynienia ze szczeniakami? 
 Jego towarzysze, mimo iż jakoś przywykli do jego złośliwych odzywek, teraz jednak zadziwili się tak bardzo, że poczuli coś w rodzaju wdzięczności: Inferno wiedział, jak nie pozwolić wrogowi na manipulację. Szczególnie Corlett teraz poczuł, że jednak może od byłego działacza pobrać sporą i co najważniejsze, cenną edukację. 
Tacata przekonała się jednak teraz, że zaciśnięcie cyborga w ,,pętlę serdecznych słów”, będzie jednak trudniejsze niżby była sama walka z armią autobotów. Ten jednak nadal ją trzymał skrępowaną, nie czując wyraźnie dla niej zmiłowania. 
Scott podszedł do niej i spojrzał jej w oczy; wiedział, że był na wyższej pozycji niż ona, więc był pewny, że robocica porzuci wszelkie nadzieje na zbieg. 
 - Wyglądasz na samotniczkę. - powiedział. - Lecz ja nie przyjmę cię tak łatwo... Mimo wszystko jesteś związana z Gwardią Maszyn. Radzę ci jednak, abyś wróciła tam, skąd przybyłaś, inaczej polegniesz razem ze swym panem w bitwie, która niewątpliwie nastąpi, jeśli Pięść nie pojmie rządu autobotów. 
Tacata prychnęła. 
- Przecież on nienawidzi autobotów! - krzyknęła. - A w Kanadzie jest ich coraz więcej. To wasze całe stowarzyszenie powoduje rozpad produkcji robotów... a one też są potrzebne. 
 - Przecież pamiętasz tamtą wojnę która wybuchła trzy lata temu. - powiedział Scott. - Gdyby nie autoboty, te szalone maszyny spaliłyby całą Kanadę i wymordowaliby wszystką ludność. 
 - Te roboty działały poprzez niepoczytalność. - odrzekła natychmiast Tacata. 
Inferno zaczerwienił się z gniewu. 
- A czy ty byłaś poczytalna, zabijając Susan? - warknął. 
Tacata była zaskoczona tym pytaniem. Bardzo się go bała, i nie chciała na nie odpowiadać. Bardzo szybko pojęła, czemu Stalowa Pięść tak bardzo go nienawidzi (pomijając fakt morderstwa Gallardo i jego przystąpienie do Armii). 
Wydawał jej się rzeczywiście urodzonym przywódcą; o dziwo, lepszym od Pięści. Pięść był wszakże nieobliczalny i okrutniejszy nawet od samego Gallarda. Ale mimo wszystko, Inferno był przytomny umysłowo, gdy walczył przeciw byłemu przywódcy robotów. 
Wspomnienia z tej bitwy stanęły mu przed oczami tak, jakby zdarzyła się ona rok temu. Takich rzeczy nie wymażesz łatwo z pamięci, choćbyś starał się na różne sposoby – te żyją w tobie i korcą niczym zakazany owoc, aby opętać prędzej czy później twój umysł, abyś nie poznał się na przyszłości, i żebyś tak rychło nie spostrzegł się, że tu czeka cię coś zupełnie innego od przeżyć sprzed lat trzech. Roboty jednakże tę miały wadę, że jeśli cokolwiek wielkiego wydarzy się w ich rozwoju, rozpamiętują to na długo dopóty, dopóki nie wydarzy się rzecz jeszcze jedna, potężniejsza w ich mniemaniu od poprzedniej; i ciągle powracają do tego zdarzenia myślami i językiem, czują wciąż to samo, co wtedy, tak samo intensywnie i silnie, aż nic nie jest w stanie oderwać ich od tych wspomnień; w efekcie czego zapominały, że najważniejsza jest dlań przyszłość. 
Zapomniały też dawno słów Inferna przed śmiercią jego ludzkiego ciała: mówił wtedy, że ma powody dla którego chce żyć, jak również, dlaczego chce umrzeć. W zasadzie, każdy człowiek miał takież powody; nie chciał cierpieć, a jednak nie chciał też opuszczać bliskich, dla których znaczył tak wiele. 
 Przez wiele lat pojęcie śmierci dla człowieka było równie tajemnicze, co pojęcie nauki o otaczającym go świecie; w tymże świecie cały czas coś ulegało zmianie, często bez zapowiedzi; a śmierć też zawsze była tajemnicza i mroczna; pojawiała się niewiadomo człekowi skąd, i nigdy nie można było przewidzieć, kiedy kolejny raz ktoś inny zamknie oczy. 
Tacata wiedziała, że zabijając Susan Steward jedna sobie nienawiść Gwiezdnej Armii. Nienawidziła jej od samego początku morderczej walki przeciw autobotom. 
Teraz, gdy pojęła, że syn McDavidów związany na swój sposób ze stowarzyszeniem walczył przeciw robotom i ,,opętał” cyborga, wiedziała, że jej tajną misją, jest niewątpliwie pozbycie się Scotta raz na zawsze i to tak, aby ani Inferno, ani ktokolwiek inny z Armii się o tym nie dowiedział. Toteż mogła tu liczyć na własny spryt. Czując, że cyborg zaciska jej mocniej pęta na nadgarstkach, syknęła: 
- Być może coś mnie opętało, tego nie wiem. Ale wiedziałam, że musiałam walczyć... zaatakowaliście naszą rasę. 
- A wy paliliście naszą ziemię i mordowaliście bliskich nam ludzi! - odparł jej Inferno. - To przez twojego pana i dawnego wodza stałem się, czym byłem, a zaprawdy nie byłem was godzien... możecie mnie zwać zdrajcą, psem, zbiegiem. Nie przeraża mnie wasze wojsko... w końcu ja je założyłem. 
 Mężczyźni milczeli, przysłuchując się jego bardzo sensownym i autentycznym słowom. Wydawało się, że docenili sens jego trudnych przeżyć, przez które siłą rzeczy musiał przejść. Tacata nie była zdolna teraz spojrzeć mu w oczy, bo wyczuła strach – pierwszy raz od jej wygnania przez autoboty na Subrynę; właściwie starała się unikać jego wzroku, lecz nie chciała też dłużej patrzeć na Scotta. Ci natychmiast to zauważyli. 
- Jest od tysiącleci wśród rasy ludzi powiedzenie, że oczy są zwierciadłem duszy. - powiedział wolno Inferno. - Zaś twoje są niewątpliwie tym zwierciadłem, w którym żadna żywa istota się nie obaczy. 
Tacata milczała, wzrok wbijając w ziemię. 
- Skąd mamy wiedzieć, że można na tobie polegać, jak już raz byłaś w legowisku naszych wrogów? - spytał Alec posługując się przysłowiem. 
Inferno oddychał głęboko, pierś mu falowała, jednak jego oczy bacznie śledziły każdy gest robocicy. 
 Ta natomiast, doznawszy uczucia, że nie ma łatwej decyzji, odparła: 
- Stalowa Pięść jest szaleńcem, nie przywódcą. To śmierć Gallardo uczyniła go takim. A ja nie służę szaleńcom. 
Przez chwilę mężczyźni milczeli w zadumie, rozważając, co zrobić. Zorientowali się jednakże, że robocica usiłuje ich skusić podstępem. Jednakże chcieli się przekonać, czy naprawdę słowa jej były tyle warte, na ile je ceniła. 
Inferno nic nie odpowiedział, wpatrywał się tylko w Scotta, a po chwili skinął na niego głową, aby to on zadecydował; wszakże nie było przy nich Clary, a wydawało im się, że Scott mógłby z powodzeniem być mianowany zastępcą dowódcy. Scott popatrzył chwilowo po towarzyszach, jakby szukał w nich potwierdzenia gestu cyborga, ale oni też czekali na jego sygnał. 
Po ledwie piętnastominutowej ciszy, odezwał się: 
- Jeśli sama jesteś szalona, to nie ulega wątpliwości, że padniesz pod jednym strzałem. Nie zaufamy ci jednak całkowicie, nie jesteśmy dziećmi. Przyjmiemy cię, za warunkiem, że nie zdradzisz Pięści naszego położenia, bo naszych stowarzyszeniowych sekretów z pewnością ci nie wyjawimy... Będziesz musiała iść za naszymi rozkazami, a Inferno będzie twoim strażnikiem. 
 Przez chwilę myśleli, że robocica zacznie diabolić dziecinnie, dlaczego akurat wybrali starca, lecz ona milczała, przełykając jednak ślinę, jak gorzką pigułkę. 
 - Pamiętaj, że podlegasz rozkazom nas wszystkich. - powiedział Scott. - A Clary i moich w szczególności. Jeśli jednak posłyszę, że coś przyniosłaś na języku do Pięści, możesz być pewna, że twój los nie będzie rysował się jasno. 
 - Tak jest, synu McDavidów. - odparła z niezwykłą uległością Tacata, a Inferno odwiązał jej nadgarstki. - Przyda mi się trochę swobodniejszego życia wśród waszych potężnych maszyn, jako podzięka za długie więzienie na obcej planecie.


1 komentarz:

  1. Czemu ja tak ją lubię???
    Żeby jeszcze mi kogoś przypominała albo miała w sobie iskierkę dobroci... to nie. >.< Sama siebie nie rozumiem :/
    Mam nadzieję że Tacata nie napoje im tam za bardzo krwi...
    Dziękuję za dedykację :D Strasznie mi miło ^^
    Życzę dużo weny
    Iza

    OdpowiedzUsuń