Można
było się domyśleć, że ,,po drugiej stronie” Pięść czuł, że
już ma ją w swojej garści.
Był tak zaskoczony pozytywnie, że nie
mógł uwierzyć, że Tacata tak szybko się poddała. Ale to dało
mu dowód na to, że może odtąd kazać jej to, co tylko sobie
wymyśli.
Tak jak mówił już żołnierzom – Tacata stanowiła uniwersalny
klucz do zwycięstwa nad autobotami. Ale robocica nie podejrzewała,
że ten będzie chciał ją wykorzystać – szczególnie, kiedy miał
teraz ułatwione to zadanie. Jednak wszystko wcześniej dokładnie to
sobie obmyślił, a mimo to nie dzielił się tymi planami z
Pieniaczem.
- Obmyśliłem dla
ciebie szczytowe zadanie. - powiedział. - Planowałem to sam zrobić
od dawna, lecz pojawiły się trudności... uznałem, że ty lepiej
sobie z nim poradzisz.
- A niby dlaczego ja? - obruszyła się Tacata. - Myślałam, że
faceci są bystrzejsi w strzelaninie, niż kobiety... a przynajmniej
uważają się za takich ogierów, a kobiety powinni wyklinać ponad
miarę rozsądku... a tymczasem sami są nierozsądni.
- Nie irytuj mnie, żmijo! - warknął Pięść i Tacata natychmiast
odczuła ból. - Rozkaz jest rozkazem, a nie gadaniną do
rozwydrzonego dzieciaka. Lepiej bądź mi posłuszna, bo inaczej
pożałujesz tego...
Tacata machnęła ręką.
- W porządku, zrozumiałam. - burknęła wylewnie.
Stalowa
Pięść westchnął.
- No
nareszcie... a więc teraz, gdy jesteś w rękach Armii, powinnaś
wyświadczyć mi małą przysługę, chyba rozumiesz...
Tacata przewróciła oczami.
- Taa... no i co?
- No więc właściwie tylko ty jesteś zdolna do
wykonania tego zadania. - podkreślił Pięść. - Zanim wrócisz do
naszej bazy, musisz zaaresztować cyborga i tego McDavida i
przyprowadzić ich obu do mnie.
Tacata uniosła w zdumieniu brwi, jednak Pięść nie był w stanie
tego zobaczyć.
- Tylko
tyle?... a zastanawiałeś się w ogóle, jak ja tego dokonam?
Pięść zachichotał.
- Podobno
uważasz się za bystrzejszą od nas. - odparł. - Więc będziesz
miała okazję to udowodnić.
Tacata skrzywiła się.
Zastanawiało ją jednak, skąd Pięść wie, że ta
już widziała McDavida na oczy – i, o dziwo, gdy członkowie
Armii ją schwytali, rozpoznała wśród nich tylko Inferna.
Ale
poprzez przysłowiową służbę w tej sekcji, znała już nie
tylko jego, ale i kilku autobotów, Clarę Botswanę i Corletta –
wspólnika Scotta. Było to dla niej rzeczoznawczą lekcją i
zorientowała się w planie Pięści.
- Tak, mój panie. - odparła już
całkiem pokornie.
Wciąż jednak nie wiedziała, w jaki sposób
schwyta obu mężczyzn. Domyśliła się, że będzie musiała znów
polegać na kreatywności.
-
Dobrze. - odpowiedział jej po chwili Pięść. - Pamiętaj, że
jeśli wywiniesz się spod rozkazu, będziesz miała ze mną do
czynienia.
- Zazwyczaj tak bywa. - odparła
całkiem obojętnie Tacata.
Wtedy poczuła, że ból w okolicy skroni zanikł –
Stalowa Pięść rozłączył się z jej umysłu.
Westchnęła z ulgą.
Mogła teraz działać samodzielnie,
dopóki nie dotrze do bazy robotów. Upewniając się, czy nie
zgubiła broni, prześlizgnęła się przez okno i wyskoczyła na
podwórze.
Nie widziała palących się latarni, więc śmiało
podążyła w prawo, gdzie po kilku skrzyżowaniach miała trafić do
ukrytej bazy robotów.
Myślała, że jeśli będzie w stanie uciec, również niepotrzebni
jej będą cyborg i McDavid. Nie chciała wykonać rozkazu. Chciała
po prostu uciec z Armii. Wiedziała jednak, że będzie zmuszona
wytłumaczyć się Pięści z jej nieposłuszeństwa. Ale mimo że
starała się nie przejmować jego groźbami, strach przejął ją aż
do tego stopnia, że chciała skryć się znowu gdzieś daleko, aby
nie znaleźli ją ani roboty, ani Armia.
Miała
satysfakcję z tego, że Pięść nie widzi jej ucieczki.
Rozejrzała
się ostrożnie i przedzierając się przez zarośla, dotarła mniej
więcej w połowie drogi do kryjówki armii. W tejże chwili jednak
usłyszała szelest zza krzewów.
Zatrzymała się, zlękniona.
Ciemność okolicy przeraziła ją do najwyższego stopnia.
Nie
posiadała żadnych latarek, aby nimi mogła oświetlać ścieżkę.
Powstrzymując jednak panikę,
pobiegła do widniejącej już wyraźnie w oddali bazy. Biegnąc tak,
była jeszcze bardziej wystraszona, niż wtedy, gdy stała w miejscu.
Biegła, chcąc przeżyć, mimo że wiedziała, co ją czeka, gdy
dotrze na miejsce. W jej głowie widniał już wyraźnie obraz
wściekłego dowódcy, który z reguły nie przyjmował wymówek i
karał tak brutalnie, że zazwyczaj karany był mu posłuszny, a
nawet zbytnio.
Dowódca taki nie był
zazwyczaj podziwiany przez resztę – dowodem tego były jego czyny.
A Tacata wiedziała, że Pięść nie był typem lizusa. Wszakże w
swoich rządach wzorował się na brutalności Gallarda.
Ratując
przymusowo Tacatę z niewoli wiedział, że zyska dużą podporę w
walce z znienawidzonymi autobotami i trzymającymi stronę autobotów
ludzi.
Pragnął zniszczyć Armię do ostatka, a ich kwaterę
zamienić we własną twierdzę. Liczył w trafność planu i nigdy
nie było jeszcze takiego, który mu się sprzeciwił.
On sam nie
pozwalał na sprzeciw.
Tacata biegła przez cały czas, czując na sobie jakby wzrok
latarnii, jakby chciały ją ostrzec przed zdradą. Starała się nie
reagować na ich ostre światło. Pragnęła przeżyć, uciekając.
Zdjęta
przerażeniem, nie zauważyła nawet, jak potyka się o coś dużego,
leżącego na ziemi.
Upadła, lecz podniosła się. Ale to, co
zobaczyła, sprawiło, iż nie mogła ruszyć się z miejsca.
Drogę przegrodził jej duży autobot, który w
ciemności rzucał dwa razy większy od siebie cień. Rozbłysł
reflektor o świetle tak ostrym, że Tacata musiała zmrużyć oczy.
Obok autobota stała robocica.
- No, proszę. - powiedział autobot. - Ktoś tu
wymknął się na nocne łowy?
- To ta robocica, Harley'u. - odpowiedziała robocica, którą
była Soprano. - Scott chyba bardzo się co do niej pomylił,
biedak...
Tacata popatrzyła na Soprano i
Harley'a. Popatrzyła poniżej ich pasów, aby sprawdzić, czy mają
broń. Harley owszem był uzbrojony, lecz miał schowany cały
arsenał w schowku na piersi.
Soprano zaś nie miała żadnej.
- Skąd w ogóle wiecie, że
to wasz Scott mnie przyjął? - spytała.
Harley prychnął.
- To twoje kuszące, ale ociekające jadem słowa wprowadziły
go w błąd. Ale autoboty się nie pomyliły. Jesteś sługusem
Pięści.
- Ja? Skąd ci
to przyszło do głowy, blaszany głąbie?
- Po prostu to
wiemy. - odparł Harley. - Dzięki ludziom możemy dostrzec to, czego
oni nie dostrzegają. I przez to uczą się na błędach.
- Jesteście głupcami. - syknęła Tacata. - Aż
nie sądziłam, że wielki wojownik Armii może do nich należeć...
Harley
chciał wyciągnąć pistolet, lecz w tej chwili Tacata kopnęła go
w rękę, w wyniku czego autobot upuścił broń.
Soprano rzuciła
się na Tacatę, chcąc ją unieruchomić, lecz ta wyrwała bicz zza
pasa i ścisnęła ją w talii tak, że nie mogła oswobodzić rąk.
Autobot już dopadał Tacaty, chcąc ratować Soprano, ale robocica z
dzikim rykiem naparła na niego strzelając w jego brzuch. Harley
zatoczył się, i w tej samej chwili Tacata strzeliła w głowę
Soprano, nie pozwalając jej wstać już nigdy.
Ale Harley jeszcze się nie poddawał.
Przeskoczył przepalone pociskiem ciało starej robocicy i rzucił
się po raz kolejny na napastniczkę. Autobot pojął, że stoi przed
nią prawdziwa wojowniczka. Jednak starał się nie dawać za
wygraną.
Zwinnie mijał okręgi jej bicza, jednak bardziej zważał
na ruchy lufy jej pistoletu.
Strzelił do niej, lecz chybił. Tacata
zaśmiała się lodowato.
- Cóż to, autobocie? - syknęła. - Należysz do
Armii, a nie umiesz walczyć?
Harley rzucił się naprzód.
Dzika
walka nabierała tempa.
Jeszcze przez blisko kilka minut Harley
polegał na unikach, aż w końcu sam zaatakował. Tacata jednak była
przygotowana na ten cios.
Nim Harley wystrzelił w stronę jej twarzy, ta
wyskoczyła w górę i wykonując szybki obrót w powietrzu uderzyła
go nogami w pierś. Harley upadł na plecy i w tej samej chwili
Tacata wylądowała nad nim celując w niego pistoletem.
Broń
autobota leżała w tejże chwili kilka metrów dalej. Harley jednak
był osłabiony jej atakiem i nie był w stanie się ruszyć.
Tacata z uśmiechem mściwej satysfakcji przeładowała pistolet.
- Mam nadzieję, że kiedyś się jeszcze spotkamy. -
powiedziała zimno. - Kiedy nasz dowódca przebuduje cię na żołnierza Gwardii...
Kopnęła go w
głowę i wystrzeliła największym kalibrem, który roztrzaskał
autobotowi twarz i jednocześnie przybliżył do śmierci.
Tacata zaśmiała się zimno.
Harley już się nie ruszał.
Poczuła zimną
satysfakcję.
-
Już nie jestem z tobą, McDavid. - powiedziała głośno, wiedząc,
że nikogo nie ma w pobliżu.
- Doskonale. - pochwalił ją
głos Pięści w jej umyśle. - Teraz wracaj do bazy i to szybko.
Tacata machnęła
ręką, uprzytomniając sobie, że Pięść zapomniał o wydanym
przezeń rozkazie.
- Skąd wiedziałeś, że walczyłam
z autobotami? - spytała.
Pięść prychnął pogardliwie.
- Nie rozśmieszaj mnie, wiedźmo. Wracaj do
bazy.
I teraz Tacata poczuła, że nie ma łatwej
decyzji. Jednak zrezygnowała już całkowicie z uprowadzenia cyborga
i McDavida.
W głowie świtała jej
jedna myśl; dotrzeć do bazy.
Miała tym łatwiej, że z walki z
Harley'em i Soprano wyszła praktycznie bez szwanku, to tym bardziej
cieszyło ją to, że gniew Pięści złagodzi fakt, że udało jej
się zabić autobota.
Ale to nagłe spotkanie z autobotem i robocicą
Aleca Sunshire'a uprzytomniło ją w fakcie, że teren, który
przemierza, może być kontrolowany.
Uzbroiła się w czujność i
ruszyła dalej.
W międzyczasie przeładowała broń, czując, że
jeśli uda jej się dopiąć swego, z pewnością wódz armii da jej
ułaskawienie.
Skradała się cicho głuchą uliczką, czując, jak mechaniczne
serce łomoce jej w piersi. Uznała, że uliczka ta jest wymarła –
nie było na niej żywego ducha.
Ciemne szkielety domów już dawno
nie były oświetlane, znakiem tego, że ich domownicy już spali - jeśli nie byli uśpieni na zawsze.
Robocica przemknęła się przez ,,wymarłą” okolicę.
Między ogromnymi budynkami zatrzymała się nagle. Wyczuła
coś, czego nie była w stanie rozeznać. Wielkie kolosy budynków
rzucały ponure, czarne cienie. Wydawały się groźnymi wojownikami,
uśpionymi na czas, gdy przemykający się obok nich wróg nie
wydawał z siebie głośniejszych dźwięków.
Tacata rozejrzała się trzy razy, ale nic
nie zobaczyła.
To zirytowało ją, bo przecież czuła, że coś ją
śledzi.
- Gdzie jesteś, wiedźmo? - syknął głos Pięści.
Tacata podskoczyła, ale zaraz potem zebrała odwagę i rzekła:
- Niedługo
będę, szefie.
Podniosła się i
ruszyła dalej.
Jednak korciło ją dziwnie, aby z każdym jej
poczynionym krokiem, spoglądać za siebie.
Nagle usłyszała warkot
silnika i domyśliła się, że to autoboty – jednak nie wiedziała
ilu ich jest.
Gdy zaczęła posuwać się nieco szybciej przed
siebie, oślepiło ją światło reflektorów i usłyszała krzyk
autobotki Komety:
- Nie ruszaj się!
Przerażona Tacata upadła w
tył na ziemię i osłoniła oczy ręką.
W chwilę później stanęły
nad nią dwie dwumetrowe prawie autobotki – Kometa i Venus.
Spoglądały na robocicę groźnym wzrokiem celując w nią bronią.
- Nudzi ci się u nas,
prawda? - spytała Kometa.
Tacata zmierzyła autobotki zimnym wzrokiem i
nagle poczuła straszny ból głowy.
- To ty zabiłaś Harley'a i
Soprano? - dopytała się Venus. - Ich szczątki będą nam
przypominały twoją zdradę...
- Czego ode mnie chcecie? - spytała
robocica.
- Chcemy, abyś przestała kryć
się ze swoimi zamiarami wobec nas wszystkich. Wiemy, że zwąchałaś
się z Pięścią i nie śmiesz nam teraz zaprzeczyć.
Tacata spojrzała
bardzo nieufnie po twarzach autobotek.
- Z pewnością twoja
zdrada zostanie odpowiednio wynagrodzona w walce z twoim panem. -
powiedziała surowo Venus. - Jednak wciągnęłaś naszych stwórców
w to wielkie bagno kłamstw i intryg.
- Jakich intryg? - spytała
Tacata. - Czy ja was zdradziłam, ujawniając wasze sekrety Pięści?
- Tego nie wiemy. -
odparły autobotki. - Ale z twoją wyszczekaną gębą i
przebiegłością jest to możliwe.
- Same wiecie, że Pięść
pożąda waszych sekretów, bardziej niż poprzedni wódz. -
powiedziała Tacata.
Autobotki
zasyczały:
- Tym
bardziej ich nie dostanie! Nie z rąk Armii.
Wściekłe autobotki przeładowaly
pistolety i trąciły Tacatę lufami.
- Przestańcie, dziewczęta. - zahamowała
Tacata. - Tym bardziej wam się nie uda.
Wykonała na
ziemi pozycję mostka i za jego pomocą skoczyła na nogi.
Autobotki
zaskoczone, omal nie upadły, lecz robocica przewinęła się obok
nich i zaczęła uciekać. Autobotki jednak były na to przygotowane.
Dokonując transformacji, przybrały formę ,,jednokołowych robotów” , dzięki czemu mogły
jeździć po ziemi i trzymać w ręce broń.
Nie namyślając się,
od razu rozpoczęły pościg za Tacatą, która przed nimi zmieniła
tryb chodu i zamiast stóp miała teraz rolki wspomagane silnikiem.
Wyczuły wtedy, że rzeczywiście Tacata jest robotem wywodzącym się
z bliższej obecnemu rokowi epoki, gdyż roboty Stalowej Pięści nie
miały zaprogramowanego tak zwanego ,,trybu jazdy”.
Gdy obie mknęły
ponad miarę za uciekającą robocicą, były pewne, że ta na
którymś zakręcie zmieni kierunek.
Utworzył się niemal szalony
pościg, w trakcie którego autobotki były zmuszone użyć broni.
Tacata robiła uniki, jak można było, i tym samym przedłużała
pościg.
Kurz unosił się za nimi, a ciemne uliczki wprawdzie nie
zachęcały do tak ostrej jazdy; jednak jasno świecące reflektory
autobotek uprzytomniały je o ułożeniu terenu. Tym łatwej miała
teraz również Tacata, która mknęła przed nimi jak strzała
wypuszczona z łuku. Kilka razy starała się zmylić autobotki,
które trafiały do tuneli, które jednak ostatecznie okazywały się
skrótami, jednak robocica potrafiła w takich sytuacjach umknąć
znowu na parę metrów.
W takich momentach korciło ich użycie
broni, ale się hamowały. Wiedziały, że muszą dostarczyć Tacatę
Armii żywą.
Tym bardziej Venus zależało na satysfakcji Clary. Wiedziała, że
tylko dzięki staraniom będzie mogła pracować aż do
samozniszczenia, które następowało u każdego autobota w różnych
odcinkach czasu – u jednego po piętnastu latach, u innego po
dwudziestu.
Było ono określane jako ,,śmierć naturalna”
autobota. One same wiedziały od dawien dawna, że ludzie też mają
prawo umrzeć.
Byli na swój sposób oswojeni z tą myślą już od
pierwszego dnia ich istnienia na świecie.
Czas był nieubłagalny,
tym bardziej, że te wszystkie lata istnienia stowarzyszenia, ogień
wojenny pochłonął tyle istnień.
Obecnie nic
nie było pewne.
Jedynie śmierć była
najpewniejszą rzeczą, jaka dotąd spotkała człowieka.
I nawet jeśli tej śmierci by nie
było, ani starzenia się, ani chorób – ludzie żyliby
szczęśliwie.
Ale taka zmiana świata była niemożliwa. Pobudzała
ona jedynie bujną wyobraźnię ludzką, rysując przed nią obraz
iście idealny – jakiego w rzeczywistości nie było.
Tak bardzo ludzie chcieli zmienić świat, że
niemal zapominali, że mają w tym świecie, w którym żyją, sprawy
ważniejsze.
A ważność tych spraw była niemal pierwszorzędna.
Człowiek wykonywał na tym świecie
ważną misję – żył. I póki nie zawodził go rozum, mógł żyć
tak przez całe sto lat.
Kiedy jednak kończył swój żywot, żałował
mimo to, że ta misja była w jego mniemaniu ,,niedoskonała” - że
w latach młodzieńczych wdał się w złe towarzystwo, że zabił
człowieka, umyślnie, czy nieumyślnie, że siedział na odwyku i w
więzieniu... tak różna była ta misja, i zawsze tak samo
skomplikowana.
Autobotki cały czas ścigały Tacatę, nie
dociskając jednak spustu. Myślały, że na którymś z kolei
zakręcie, ta się potknie i będą miały ją wówczas na
wyciągnięcie ręki.
Cały czas śledziły trasę, nie pozwalając
sobie na zgubienie jej sylwetki. Warkot motorów zdawał się nasilać
z każdą chwilą. Jednak ani Venus, ani Kometa nie wykazały
strachu.
I Tacata wydawała się jeszcze bardziej zdenerwowana.
Mknęła wciąż z dziką szybkością, a i autobotki nie śmiały
zwalniać tempa, ściskając pistolety w opuszczonych dłoniach.
Tacata spojrzała przed siebie i ujrzała znajomy jej krajobraz.
Zwiększyła chyżość pościgu, a autobotki zrobiły za nią to
samo.
Coraz bardziej zbliżały się do podniszczonego budynku
parterowego, który zdawał się chwiać w oczach. Ale Tacata bez
zahamowania zwiększyła szybkość i po chwili zniknęła w ciemnej
czeluści wejścia do budynku. Autobotki jednak zatrzymały się w
porę przed nim.
- Co to
jest? - spytała Kometa, wpatrując się w ciemną plamę, jaka
stanowiła wejście.
Venus nie odpowiedziała. Również patrzyła przez moment w
ciemną otchłań wejścia do środka.
Uniosła w górę pistolet.
- Stchórzyła,
żmija. - syknęła. - Ale ja nie pójdę jej przykładem.
Wyostrzyła światło reflektora i nakazała
Komecie zrobić to samo. Autobotki powoli weszły do środka.
Pomieszczenie, do którego trafiły, przypominało im ewidentnie
rozpadający się dom. Grunt stanowiła już tylko czarna gleba, na
której przewalały się kawałki płytek i drewnianych belek. Ze
ścian odpadała farba, a w kącie dojrzały tylko brudny, drewniany
stolik. Na samym środku tego pomieszczenia leżał potłuczony
żyrandol. Pomieszczenie było niemalże puste i bez wątpienia
mroczne.
Gdy posunęły się
dalej, dojrzały w blasku reflektorów drugie wejście nie
posiadające drzwi. Futryna była w kilku miejscach poszarpana.
Autobotki podążyły wolno naprzód. Gdy jednak weszły do środka,
usłyszały zimny głos:
- Nie ruszajcie się. Spluwy w dół!
Rozbłysło
ostre światło lampy i Kometa krzyknęła, lecz czyjaś potężna,
metalowa dłoń zakryła jej usta.
Venus poczuła, jak czyjeś ręce
krępują jej ruchy. Szarpnęła się, ale była trzymana mocno.
W tej
samej chwili w obie autobotki uderzył jakiś ciężki przedmiot i
obie opadły bez zmysłów na ziemię...