sobota, 20 sierpnia 2016

III. Międzyplanetarna Misja: Rozdział Dziewiętnasty

Można było się domyśleć, że ,,po drugiej stronie” Pięść czuł, że już ma ją w swojej garści. 
Był tak zaskoczony pozytywnie, że nie mógł uwierzyć, że Tacata tak szybko się poddała. Ale to dało mu dowód na to, że może odtąd kazać jej to, co tylko sobie wymyśli. Tak jak mówił już żołnierzom – Tacata stanowiła uniwersalny klucz do zwycięstwa nad autobotami. Ale robocica nie podejrzewała, że ten będzie chciał ją wykorzystać – szczególnie, kiedy miał teraz ułatwione to zadanie. Jednak wszystko wcześniej dokładnie to sobie obmyślił, a mimo to nie dzielił się tymi planami z Pieniaczem. 
 - Obmyśliłem dla ciebie szczytowe zadanie. - powiedział. - Planowałem to sam zrobić od dawna, lecz pojawiły się trudności... uznałem, że ty lepiej sobie z nim poradzisz. 
 - A niby dlaczego ja? - obruszyła się Tacata. - Myślałam, że faceci są bystrzejsi w strzelaninie, niż kobiety... a przynajmniej uważają się za takich ogierów, a kobiety powinni wyklinać ponad miarę rozsądku... a tymczasem sami są nierozsądni. 
 - Nie irytuj mnie, żmijo! - warknął Pięść i Tacata natychmiast odczuła ból. - Rozkaz jest rozkazem, a nie gadaniną do rozwydrzonego dzieciaka. Lepiej bądź mi posłuszna, bo inaczej pożałujesz tego... 
Tacata machnęła ręką. 
 - W porządku, zrozumiałam. - burknęła wylewnie. 
Stalowa Pięść westchnął. 
- No nareszcie... a więc teraz, gdy jesteś w rękach Armii, powinnaś wyświadczyć mi małą przysługę, chyba rozumiesz... 
Tacata przewróciła oczami. 
- Taa... no i co? 
- No więc właściwie tylko ty jesteś zdolna do wykonania tego zadania. - podkreślił Pięść. - Zanim wrócisz do naszej bazy, musisz zaaresztować cyborga i tego McDavida i przyprowadzić ich obu do mnie. 
Tacata uniosła w zdumieniu brwi, jednak Pięść nie był w stanie tego zobaczyć. 
 - Tylko tyle?... a zastanawiałeś się w ogóle, jak ja tego dokonam? 
Pięść zachichotał. 
 - Podobno uważasz się za bystrzejszą od nas. - odparł. - Więc będziesz miała okazję to udowodnić. 
Tacata skrzywiła się. 
 Zastanawiało ją jednak, skąd Pięść wie, że ta już widziała McDavida na oczy – i, o dziwo, gdy członkowie Armii ją schwytali, rozpoznała wśród nich tylko Inferna. 
Ale poprzez przysłowiową służbę w tej sekcji, znała już nie tylko jego, ale i kilku autobotów, Clarę Botswanę i Corletta – wspólnika Scotta. Było to dla niej rzeczoznawczą lekcją i zorientowała się w planie Pięści. 
- Tak, mój panie. - odparła już całkiem pokornie. 
 Wciąż jednak nie wiedziała, w jaki sposób schwyta obu mężczyzn. Domyśliła się, że będzie musiała znów polegać na kreatywności. 
 - Dobrze. - odpowiedział jej po chwili Pięść. - Pamiętaj, że jeśli wywiniesz się spod rozkazu, będziesz miała ze mną do czynienia. 
 - Zazwyczaj tak bywa. - odparła całkiem obojętnie Tacata. 
Wtedy poczuła, że ból w okolicy skroni zanikł – Stalowa Pięść rozłączył się z jej umysłu. 
Westchnęła z ulgą. Mogła teraz działać samodzielnie, dopóki nie dotrze do bazy robotów. Upewniając się, czy nie zgubiła broni, prześlizgnęła się przez okno i wyskoczyła na podwórze. 
Nie widziała palących się latarni, więc śmiało podążyła w prawo, gdzie po kilku skrzyżowaniach miała trafić do ukrytej bazy robotów. 
Myślała, że jeśli będzie w stanie uciec, również niepotrzebni jej będą cyborg i McDavid. Nie chciała wykonać rozkazu. Chciała po prostu uciec z Armii. Wiedziała jednak, że będzie zmuszona wytłumaczyć się Pięści z jej nieposłuszeństwa. Ale mimo że starała się nie przejmować jego groźbami, strach przejął ją aż do tego stopnia, że chciała skryć się znowu gdzieś daleko, aby nie znaleźli ją ani roboty, ani Armia. Miała satysfakcję z tego, że Pięść nie widzi jej ucieczki. 
Rozejrzała się ostrożnie i przedzierając się przez zarośla, dotarła mniej więcej w połowie drogi do kryjówki armii. W tejże chwili jednak usłyszała szelest zza krzewów. 
Zatrzymała się, zlękniona. 
Ciemność okolicy przeraziła ją do najwyższego stopnia. 
Nie posiadała żadnych latarek, aby nimi mogła oświetlać ścieżkę. Powstrzymując jednak panikę, pobiegła do widniejącej już wyraźnie w oddali bazy. Biegnąc tak, była jeszcze bardziej wystraszona, niż wtedy, gdy stała w miejscu. 
Biegła, chcąc przeżyć, mimo że wiedziała, co ją czeka, gdy dotrze na miejsce. W jej głowie widniał już wyraźnie obraz wściekłego dowódcy, który z reguły nie przyjmował wymówek i karał tak brutalnie, że zazwyczaj karany był mu posłuszny, a nawet zbytnio. 
Dowódca taki nie był zazwyczaj podziwiany przez resztę – dowodem tego były jego czyny. A Tacata wiedziała, że Pięść nie był typem lizusa. Wszakże w swoich rządach wzorował się na brutalności Gallarda. 
Ratując przymusowo Tacatę z niewoli wiedział, że zyska dużą podporę w walce z znienawidzonymi autobotami i trzymającymi stronę autobotów ludzi. 
Pragnął zniszczyć Armię do ostatka, a ich kwaterę zamienić we własną twierdzę. Liczył w trafność planu i nigdy nie było jeszcze takiego, który mu się sprzeciwił. 
On sam nie pozwalał na sprzeciw. 
Tacata biegła przez cały czas, czując na sobie jakby wzrok latarnii, jakby chciały ją ostrzec przed zdradą. Starała się nie reagować na ich ostre światło. Pragnęła przeżyć, uciekając. 
Zdjęta przerażeniem, nie zauważyła nawet, jak potyka się o coś dużego, leżącego na ziemi. 
Upadła, lecz podniosła się. Ale to, co zobaczyła, sprawiło, iż nie mogła ruszyć się z miejsca. Drogę przegrodził jej duży autobot, który w ciemności rzucał dwa razy większy od siebie cień. Rozbłysł reflektor o świetle tak ostrym, że Tacata musiała zmrużyć oczy. Obok autobota stała robocica. 
- No, proszę. - powiedział autobot. - Ktoś tu wymknął się na nocne łowy? 
 - To ta robocica, Harley'u. - odpowiedziała robocica, którą była Soprano. - Scott chyba bardzo się co do niej pomylił, biedak... 
Tacata popatrzyła na Soprano i Harley'a. Popatrzyła poniżej ich pasów, aby sprawdzić, czy mają broń. Harley owszem był uzbrojony, lecz miał schowany cały arsenał w schowku na piersi. 
Soprano zaś nie miała żadnej. 
 - Skąd w ogóle wiecie, że to wasz Scott mnie przyjął? - spytała. 
Harley prychnął. 
 - To twoje kuszące, ale ociekające jadem słowa wprowadziły go w błąd. Ale autoboty się nie pomyliły. Jesteś sługusem Pięści. 
- Ja? Skąd ci to przyszło do głowy, blaszany głąbie? 
- Po prostu to wiemy. - odparł Harley. - Dzięki ludziom możemy dostrzec to, czego oni nie dostrzegają. I przez to uczą się na błędach. 
- Jesteście głupcami. - syknęła Tacata. - Aż nie sądziłam, że wielki wojownik Armii może do nich należeć... 
Harley chciał wyciągnąć pistolet, lecz w tej chwili Tacata kopnęła go w rękę, w wyniku czego autobot upuścił broń. 
Soprano rzuciła się na Tacatę, chcąc ją unieruchomić, lecz ta wyrwała bicz zza pasa i ścisnęła ją w talii tak, że nie mogła oswobodzić rąk. 
Autobot już dopadał Tacaty, chcąc ratować Soprano, ale robocica z dzikim rykiem naparła na niego strzelając w jego brzuch. Harley zatoczył się, i w tej samej chwili Tacata strzeliła w głowę Soprano, nie pozwalając jej wstać już nigdy. 
Ale Harley jeszcze się nie poddawał. Przeskoczył przepalone pociskiem ciało starej robocicy i rzucił się po raz kolejny na napastniczkę. Autobot pojął, że stoi przed nią prawdziwa wojowniczka. Jednak starał się nie dawać za wygraną. 
Zwinnie mijał okręgi jej bicza, jednak bardziej zważał na ruchy lufy jej pistoletu. 
Strzelił do niej, lecz chybił. Tacata zaśmiała się lodowato. 
- Cóż to, autobocie? - syknęła. - Należysz do Armii, a nie umiesz walczyć? 
 Harley rzucił się naprzód. 
 Dzika walka nabierała tempa. 
Jeszcze przez blisko kilka minut Harley polegał na unikach, aż w końcu sam zaatakował. Tacata jednak była przygotowana na ten cios. 
Nim Harley wystrzelił w stronę jej twarzy, ta wyskoczyła w górę i wykonując szybki obrót w powietrzu uderzyła go nogami w pierś. Harley upadł na plecy i w tej samej chwili Tacata wylądowała nad nim celując w niego pistoletem. 
Broń autobota leżała w tejże chwili kilka metrów dalej. Harley jednak był osłabiony jej atakiem i nie był w stanie się ruszyć. Tacata z uśmiechem mściwej satysfakcji przeładowała pistolet. 
 - Mam nadzieję, że kiedyś się jeszcze spotkamy. - powiedziała zimno. - Kiedy nasz dowódca przebuduje cię na żołnierza Gwardii...
Kopnęła go w głowę i wystrzeliła największym kalibrem, który roztrzaskał autobotowi twarz i jednocześnie przybliżył do śmierci. 
Tacata zaśmiała się zimno. 
Harley już się nie ruszał. Poczuła zimną satysfakcję. 
 - Już nie jestem z tobą, McDavid. - powiedziała głośno, wiedząc, że nikogo nie ma w pobliżu. 
 - Doskonale. - pochwalił ją głos Pięści w jej umyśle. - Teraz wracaj do bazy i to szybko. 
Tacata machnęła ręką, uprzytomniając sobie, że Pięść zapomniał o wydanym przezeń rozkazie. 
 - Skąd wiedziałeś, że walczyłam z autobotami? - spytała. 
 Pięść prychnął pogardliwie. 
 - Nie rozśmieszaj mnie, wiedźmo. Wracaj do bazy. 
I teraz Tacata poczuła, że nie ma łatwej decyzji. Jednak zrezygnowała już całkowicie z uprowadzenia cyborga i McDavida. W głowie świtała jej jedna myśl; dotrzeć do bazy. Miała tym łatwiej, że z walki z Harley'em i Soprano wyszła praktycznie bez szwanku, to tym bardziej cieszyło ją to, że gniew Pięści złagodzi fakt, że udało jej się zabić autobota. 
Ale to nagłe spotkanie z autobotem i robocicą Aleca Sunshire'a uprzytomniło ją w fakcie, że teren, który przemierza, może być kontrolowany. 
Uzbroiła się w czujność i ruszyła dalej. 
W międzyczasie przeładowała broń, czując, że jeśli uda jej się dopiąć swego, z pewnością wódz armii da jej ułaskawienie. Skradała się cicho głuchą uliczką, czując, jak mechaniczne serce łomoce jej w piersi. Uznała, że uliczka ta jest wymarła – nie było na niej żywego ducha. 
Ciemne szkielety domów już dawno nie były oświetlane, znakiem tego, że ich domownicy już spali - jeśli nie byli uśpieni na zawsze. Robocica przemknęła się przez ,,wymarłą” okolicę. 
Między ogromnymi budynkami zatrzymała się nagle. Wyczuła coś, czego nie była w stanie rozeznać. Wielkie kolosy budynków rzucały ponure, czarne cienie. Wydawały się groźnymi wojownikami, uśpionymi na czas, gdy przemykający się obok nich wróg nie wydawał z siebie głośniejszych dźwięków. 
Tacata rozejrzała się trzy razy, ale nic nie zobaczyła. 
To zirytowało ją, bo przecież czuła, że coś ją śledzi. 
- Gdzie jesteś, wiedźmo? - syknął głos Pięści. 
 Tacata podskoczyła, ale zaraz potem zebrała odwagę i rzekła: 
- Niedługo będę, szefie. 
Podniosła się i ruszyła dalej. 
Jednak korciło ją dziwnie, aby z każdym jej poczynionym krokiem, spoglądać za siebie. 
Nagle usłyszała warkot silnika i domyśliła się, że to autoboty – jednak nie wiedziała ilu ich jest. 
Gdy zaczęła posuwać się nieco szybciej przed siebie, oślepiło ją światło reflektorów i usłyszała krzyk autobotki Komety: 
- Nie ruszaj się! 
Przerażona Tacata upadła w tył na ziemię i osłoniła oczy ręką. 
W chwilę później stanęły nad nią dwie dwumetrowe prawie autobotki – Kometa i Venus. Spoglądały na robocicę groźnym wzrokiem celując w nią bronią. 
- Nudzi ci się u nas, prawda? - spytała Kometa. 
Tacata zmierzyła autobotki zimnym wzrokiem i nagle poczuła straszny ból głowy. 
- To ty zabiłaś Harley'a i Soprano? - dopytała się Venus. - Ich szczątki będą nam przypominały twoją zdradę... 
- Czego ode mnie chcecie? - spytała robocica. - Chcemy, abyś przestała kryć się ze swoimi zamiarami wobec nas wszystkich. Wiemy, że zwąchałaś się z Pięścią i nie śmiesz nam teraz zaprzeczyć. 
Tacata spojrzała bardzo nieufnie po twarzach autobotek. 
- Z pewnością twoja zdrada zostanie odpowiednio wynagrodzona w walce z twoim panem. - powiedziała surowo Venus. - Jednak wciągnęłaś naszych stwórców w to wielkie bagno kłamstw i intryg. 
- Jakich intryg? - spytała Tacata. - Czy ja was zdradziłam, ujawniając wasze sekrety Pięści? 
- Tego nie wiemy. - odparły autobotki. - Ale z twoją wyszczekaną gębą i przebiegłością jest to możliwe. 
- Same wiecie, że Pięść pożąda waszych sekretów, bardziej niż poprzedni wódz. - powiedziała Tacata. 
Autobotki zasyczały: 
 - Tym bardziej ich nie dostanie! Nie z rąk Armii. 
 Wściekłe autobotki przeładowaly pistolety i trąciły Tacatę lufami. 
- Przestańcie, dziewczęta. - zahamowała Tacata. - Tym bardziej wam się nie uda. 
Wykonała na ziemi pozycję mostka i za jego pomocą skoczyła na nogi. 
Autobotki zaskoczone, omal nie upadły, lecz robocica przewinęła się obok nich i zaczęła uciekać. Autobotki jednak były na to przygotowane. 
Dokonując transformacji, przybrały formę ,,jednokołowych robotów” , dzięki czemu mogły jeździć po ziemi i trzymać w ręce broń. 
Nie namyślając się, od razu rozpoczęły pościg za Tacatą, która przed nimi zmieniła tryb chodu i zamiast stóp miała teraz rolki wspomagane silnikiem. Wyczuły wtedy, że rzeczywiście Tacata jest robotem wywodzącym się z bliższej obecnemu rokowi epoki, gdyż roboty Stalowej Pięści nie miały zaprogramowanego tak zwanego ,,trybu jazdy”. 
Gdy obie mknęły ponad miarę za uciekającą robocicą, były pewne, że ta na którymś zakręcie zmieni kierunek. 
Utworzył się niemal szalony pościg, w trakcie którego autobotki były zmuszone użyć broni. Tacata robiła uniki, jak można było, i tym samym przedłużała pościg. 
Kurz unosił się za nimi, a ciemne uliczki wprawdzie nie zachęcały do tak ostrej jazdy; jednak jasno świecące reflektory autobotek uprzytomniały je o ułożeniu terenu. Tym łatwej miała teraz również Tacata, która mknęła przed nimi jak strzała wypuszczona z łuku. Kilka razy starała się zmylić autobotki, które trafiały do tuneli, które jednak ostatecznie okazywały się skrótami, jednak robocica potrafiła w takich sytuacjach umknąć znowu na parę metrów. 
W takich momentach korciło ich użycie broni, ale się hamowały. Wiedziały, że muszą dostarczyć Tacatę Armii żywą. 
Tym bardziej Venus zależało na satysfakcji Clary. Wiedziała, że tylko dzięki staraniom będzie mogła pracować aż do samozniszczenia, które następowało u każdego autobota w różnych odcinkach czasu – u jednego po piętnastu latach, u innego po dwudziestu. 
Było ono określane jako ,,śmierć naturalna” autobota. One same wiedziały od dawien dawna, że ludzie też mają prawo umrzeć. 
Byli na swój sposób oswojeni z tą myślą już od pierwszego dnia ich istnienia na świecie. 
Czas był nieubłagalny, tym bardziej, że te wszystkie lata istnienia stowarzyszenia, ogień wojenny pochłonął tyle istnień. Obecnie nic nie było pewne. Jedynie śmierć była najpewniejszą rzeczą, jaka dotąd spotkała człowieka. I nawet jeśli tej śmierci by nie było, ani starzenia się, ani chorób – ludzie żyliby szczęśliwie. 
Ale taka zmiana świata była niemożliwa. Pobudzała ona jedynie bujną wyobraźnię ludzką, rysując przed nią obraz iście idealny – jakiego w rzeczywistości nie było. 
Tak bardzo ludzie chcieli zmienić świat, że niemal zapominali, że mają w tym świecie, w którym żyją, sprawy ważniejsze. 
A ważność tych spraw była niemal pierwszorzędna. Człowiek wykonywał na tym świecie ważną misję – żył. I póki nie zawodził go rozum, mógł żyć tak przez całe sto lat. 
Kiedy jednak kończył swój żywot, żałował mimo to, że ta misja była w jego mniemaniu ,,niedoskonała” - że w latach młodzieńczych wdał się w złe towarzystwo, że zabił człowieka, umyślnie, czy nieumyślnie, że siedział na odwyku i w więzieniu... tak różna była ta misja, i zawsze tak samo skomplikowana. Autobotki cały czas ścigały Tacatę, nie dociskając jednak spustu. Myślały, że na którymś z kolei zakręcie, ta się potknie i będą miały ją wówczas na wyciągnięcie ręki. 
Cały czas śledziły trasę, nie pozwalając sobie na zgubienie jej sylwetki. Warkot motorów zdawał się nasilać z każdą chwilą. Jednak ani Venus, ani Kometa nie wykazały strachu. 
I Tacata wydawała się jeszcze bardziej zdenerwowana. Mknęła wciąż z dziką szybkością, a i autobotki nie śmiały zwalniać tempa, ściskając pistolety w opuszczonych dłoniach. Tacata spojrzała przed siebie i ujrzała znajomy jej krajobraz. 
Zwiększyła chyżość pościgu, a autobotki zrobiły za nią to samo. 
Coraz bardziej zbliżały się do podniszczonego budynku parterowego, który zdawał się chwiać w oczach. Ale Tacata bez zahamowania zwiększyła szybkość i po chwili zniknęła w ciemnej czeluści wejścia do budynku. Autobotki jednak zatrzymały się w porę przed nim. - Co to jest? - spytała Kometa, wpatrując się w ciemną plamę, jaka stanowiła wejście. Venus nie odpowiedziała. Również patrzyła przez moment w ciemną otchłań wejścia do środka. 
Uniosła w górę pistolet. 
 - Stchórzyła, żmija. - syknęła. - Ale ja nie pójdę jej przykładem. 
Wyostrzyła światło reflektora i nakazała Komecie zrobić to samo. Autobotki powoli weszły do środka. 
Pomieszczenie, do którego trafiły, przypominało im ewidentnie rozpadający się dom. Grunt stanowiła już tylko czarna gleba, na której przewalały się kawałki płytek i drewnianych belek. Ze ścian odpadała farba, a w kącie dojrzały tylko brudny, drewniany stolik. Na samym środku tego pomieszczenia leżał potłuczony żyrandol. Pomieszczenie było niemalże puste i bez wątpienia mroczne. Gdy posunęły się dalej, dojrzały w blasku reflektorów drugie wejście nie posiadające drzwi. Futryna była w kilku miejscach poszarpana. 
Autobotki podążyły wolno naprzód. Gdy jednak weszły do środka, usłyszały zimny głos: 
 - Nie ruszajcie się. Spluwy w dół! 
Rozbłysło ostre światło lampy i Kometa krzyknęła, lecz czyjaś potężna, metalowa dłoń zakryła jej usta. 
Venus poczuła, jak czyjeś ręce krępują jej ruchy. Szarpnęła się, ale była trzymana mocno. W tej samej chwili w obie autobotki uderzył jakiś ciężki przedmiot i obie opadły bez zmysłów na ziemię...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz