sobota, 21 maja 2016

III. Międzyplanetarna Misja: Rozdział Dwunasty

- To nie może być prawdą. - powiedział już po raz któryś Alec, nie wierząc własnym uszom. 
- A jednak. - odpowiedział mu Inferno. - Musisz zacząć wierzyć prawdzie, Sunshire, inaczej nie masz pewności, przed czym stoisz. 
Alec, jak to robił najzwyczajniejszy człowiek rasy czarnej, wpadł w złość. 
 - A skąd mam wiedzieć, czy nas nie okłamujesz? - spytał wpatrując się w cyborga podejrzliwie. 
- A za jaką cenę mnie z powrotem przyjęliście?... czy to nie za cenę prawdy? Dzięki mnie macie nowy sprzęt szpiegowski i moją jest zaslugą, że wiecie o robotach więcej niż dotychczas. Do tej pory byłem wam wierny, ale to, że Corlett nie jest w stanie tego pojąć, to już nie moja wina. 
Alec odwrócił się do niego. 
 - Więcej informacji udzieli ci Scott McDavid. - powiedział cyborg. - Czy nie rozumiesz, Sunshire, że ta sprzeczka z Corlettem to wina jego samego? 
Alec kiwnął głową. 
- Nie sądzę. - powiedział. - Czasami macza w tym palce osoba trzecia, inna od nas, ludzi. 
Inferno wybuchnął zimnym śmiechem, dokładnie takim, jakim go zapamiętano z poprzedniego wcielenia. 
- A czy to ja nie jestem człowiekiem? - spytał. 
Alec spojrzał na cyborga lodowatym wzrokiem. W jego oczach wyczuł pradawne uczucie pychy. Znał je dobrze, choć jeszcze lepiej znał je Scott. Wywołało ono u niego dreszcze, lecz wstrzymywał ten odruch silnymi mięśniami. Wiedział, że głęboko w tych oczach starca-cyborga, w tym spojrzeniu może czaić się zguba. 
 - Być może uważasz się jedynie za człowieka. - odpowiedział po dłuższej ciszy. - Ale prawdziwi ludzie wyczuwają, że jesteś inny niż oni. Stworzyły cię roboty, ty ich zdradziłeś, nawróciłeś się... tylko po to, aby Corlett odwrócił się od Scotta? 
Inferno milczał zagadkowo. 
 - Jak śmiałeś! - wykrzyknął Alec. - My cię przyjęliśmy jak brata.
 - Nie uniosłem przeciw wam broni. - odpowiedział spokojnie Inferno. 
- Wcale nie trzeba strzelić do swego, by zdradzić. - odparł Alec. - Corlett mówił mi, że czuje się zgorszony tym, że Scott bardziej ufa tobie, niż jemu. 
- Namówiłem go do zgody z McDavidem. - powiedział Inferno. - Myślisz, że tylko jemu było ciężko? Nie! Ja też wiedziałem, że ta jedna kłótnia między nimi może przybliżyć rozpad Armii! 
- Scott nie powinien był ci ufać. - powiedział wściekły Alec. - Nie dość ci szkody, jakiej dokonałeś? 
 - Dość, nie dość. - odparł całkiem obojętnie Inferno. - Nastaw ucha i wtop się we własne słowa. McDavid mi wybaczył, Clara również... najpierw Corlett się wzburzył, teraz ty... wiesz, czym to może grozić? 
 - Zamilcz, blaszany głupcze! - warknął Alec. - Straciłeś poczucie człowieczeństwa. 
 Inferno nagle wyciągnął pistolet zza pasa i wystrzelił prosto w Aleca, który jednak w porę umknął. Pocisk uszkodził przednią ścianę; odpadła od niej spora garść tynku. Cyborg zmarszczył nieosiwiałe jeszcze, czarne brwi i syknął: 
- Jesteś przeciw mnie, Sunshire? Jak dla mnie możesz odejść stąd tam, gdzie promienie nie sięgają. 
 - Gadasz jak Gallardo. - odpowiedział Alec otrząsając garnitur z drobinek kurzu. 
 - Możliwe. - potwierdził Inferno. - Tym bardziej dochodzę do wniosku, że jestem wam zbędny. 
 - W tejże chwili możesz myśleć co chcesz. - odparł Alec. - Właśnie uniosłeś broń przeciw członkowi Armii. 
Inferno cofnął się gwałtownie i upuścił pistolet na podłogę. Jego krtań drgała. 
 - Nie udawaj, że jesteś w wielkim szoku. - odparł na to Alec. - Zrobiłeś to. 
Cyborg jednak nie udawał, ale skąd Alec mógł to wiedzieć, skoro przez cały okres walki Armii z robotami Inferno ,,przyodziewał" odpowiednie emocje, aby pokazać swą siłę lub skruchę? Alec nigdy też nie rozmawiał z Inferno twarzą w twarz, nie wiedział, co się za tym kryje. Wykazał więc taką samą postawę, jak niegdyś Corlett. Był blisko Scotta, lecz nie tak blisko jak najmłodszy członek Armii, Bluegott. Miał jednakże większe doświadczenie w pracy niż on i Scott, ale właśnie w tym wszystkich jednakże przewyższał Inferno, który żył już (jakby nie patrzeć) siedemdziesiąt lat. 
Alec miał jednakże szacunek do starców, ale nie mógł wydobyć z siebie poszanowania dla cyborga, który wydawał mu się lepszy od jakiegokolwiek człowieka. Bolało go to, że on nie musi martwić się tym, że kiedyś jego zwyczajne życie ludzkie się skończy – a cyborg zazwyczaj żył dużo dłużej od zwyczajnego człowieka. Ta właśnie jedna z najgorszych ludzkich cech – zazdrość – omal nie skruszyła wielkiej przyjaźni, a teraz miała zamiar zakończyć węzeł porozumienia. 
Inferno czuł na sobie wzrok Aleca, ale patrzył szeroko rozwartymi oczyma na punkt nieokreślony, gdzieś dalej. Biała grzywa włosów na jego czole rozwiała się lekko, ukazując zmarszczki powyżej brwi. 
Alec przeładował swój pistolet i wcelował w niego. 
- Bardzo mi przykro, Inferno. - powiedział. - Ale ty do nas nie pasujesz, więc wracaj do piekła. 
Już miał jednakże czarnym palcem nacisnąć spust, gdy nagle drzwi pokoju za plecami Aleca się uchyliły i wszedł ledwo Scott z Corlettem. 
Mężczyźni jednak nie zdążyli zareagować, a Inferno starając się uniknąć pocisku padł na kolana, uchylając się nisko jak przed atakiem zarażonego wścieklizną psa. 
Scott odepchnął Aleca, którego z kolei przytrzymał Corlett. Ci we dwójkę mocowali się i szarpali ze sobą jakiś czas, dopóki Corlett nie krzyknął: 
 - Alec! Czy tobie rozum ujęło? 
 Czarnoskóry przestał się szarpać i spojrzał otępiały na białego przyjaciela. Scott skarcił go srogim spojrzeniem i rzekł: 
 - Co ty sobie pomyślałeś? Żeby strzelać do swego... 
Inferno, wciąż oszołomiony całą sytuacją, która zaszła, poruszył się niezdarnie i siadł na kolanach, ukrywając twarz w dłoniach. Scott podszedł do Aleca, a tymczasem Corlett dobiegł do zdjętego przerażeniem cyborga. 
Położył mu dłoń na ramieniu i wyszeptał: 
- Wstań proszę, mój drogi, powiedz, co się tu stało. 
Cyborg był zdumiony tak życzliwymi słowy, które wypływały chcąc, niechcąc z ust niegdyś najbardziej znienawidzonego członka Armii. Spojrzał mu w oczy, i ze zdumieniem spostrzegł, że Corlett Bluegott nie przerywa kontaktu wzrokowego z własnej woli – co dawniej czynił nadmiernie. Podał mu dłoń i pomógł wstać, a w tym czasie Scott próbował przywrócić do przytomności Aleca. 
Gdy wszyscy czterej byli już na własnych nogach, Scott i Corlett najbardziej domagali się wyjaśnień od cyborga. Ten objaśnił, jak się rzecz działa, poczynając od wątka, w którym Alec wyzwał go pod niby pretekstem, że spiskuje przeciw Armii. 
- Bo to właśnie robi. - obruszył się Alec. - Tęskni za swoim robocim wojskiem, słyszałem, jak we śnie wzywał Stalową Pięść na pomoc. 
 - Co? - spytał zdumiony, ale i przerażony cyborg. 
Czarnoskóry mężczyzna objął go jadowitym spojrzeniem. 
- A może zaprzeczysz? Chyba jednak Corlett miał rację. 
Scott postąpił krok naprzód. 
- Posłuchaj – powiedział. - Wam wszystkim niebawem Kosmos zrobi pranie mózgu. Bądźmy szczerzy... czy nie rozumiesz? On chce walczyć z nami przeciw robotom. 
Spojrzał niepewnie na cyborga, ale ten rzekł: 
 - A co, jak ukręcę łeb Pięści na twoich oczach, wtedy uwierzysz? 
Alec zmrużył groźnie oczy, ale milczał. 
Wiedział, że Scottowi niezmiernie zależy na współpracy, tak jak reszcie załogi. Postanowił jednak, że dla dobra powodzenia w tajnej misji pogodzi się z cyborgiem – i wkrótce zrobił to podając mu dłoń i ściskając ją na oczach Corletta i Scotta. 
 - Tylko kierując się życzliwością i wzajemnym zrozumieniem, możemy zwalczyć odwiecznych wrogów Armii. - powiedział Scott. - Susan wierzyła w nas tak samo mocno. Nie widziała w nas odmieńców... wiedziała, że wszyscy jesteśmy tacy sami... ludzie, jak ludzie. Cyborgowie też mają ludzkie uczucia. 
 Inferno, wydawało się, był wdzięczny Scottowi za to zdanie. Przebywał już w ciele cyborga trzy lata i wiedział już, do czego jest obecnie zdolny (do czego nie miał możliwości jako człowiek). 
Mimo wszystko czuł wdzięczność wobec Armii, wiedział, że sytuacja przyjęła taki obrót, iż musi zmienić własne nastawienie wobec członków Armii, którzy nie do końca mu ufali. 
- Musimy być silni. - powiedział Scott. - Tylko wtedy jesteśmy w stanie... 
Jego słowa przerwał narastający szelest zarośli za budynkiem. Odwrócił głowę w stronę okna. 
Alec zaraz potem chwycił w ręce latarkę. Mężczyźni nabrali podejrzeń. 
 - Co to było? - spytał Corlett i, jak to zwykle u niego bywało w chwilach złości, zaklął. 
- Na pewno nie nasi. - odpowiedział mu cyborg. 
Cali zesztywnieli i zamarli. Wiedzieli jednakże, że zazwyczaj nikt nie błądzi pod budynkiem w nocy. Alec podszedł do okna i zajrzał za jego furtynę, wychylając się do przodu. Zauważył kątem oka poruszenie w zaroślach. 
Natychmiast nakierował smugę bardzo jasnego, prawie oślepiającego światła w miejsce, gdzie je dostrzegł, lecz zbyt późno. Odwrócił się w stronę towarzyszy. 
- Ktoś nas szpieguje. - powiedział. - Lepiej dla nas go schwytać. Bo jeśli to ktoś od armii Pięści... 
Inferno spojrzał w ciemną toń za oknem, i zatarł ręce. 
 - Czeka nas nocna misja, bracia-kompani. - rzekł. - Szkoda, że nie mamy przy sobie żadnego autobota. 
Scott wciągnął na ramiona kurtkę. 
 - A co, nie ufasz w możliwości ludzkie? - spytał. 
Cyborg spojrzał na niego. 
- Czemuż to? - zdumiał się. - Oprzytomniałem już, ludzie są potrzebni tej planecie.




1 komentarz:

  1. Pędzisz jak burza :D
    Takiej akcji się nie spodziewałam... PO raz kolejny dziwię się, że tak się wciągnęłam, bo ogólnie sf omijam szerokim łukiem... czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział
    Pozdrawiam i życzę weny!
    Iza

    OdpowiedzUsuń