Scott
nie wyrażał ochoty na rozmowę z Venus, nawet wówczas, gdy
odczytała ona popołudniową pocztę – dwa listy były napisane
przez Aleca. Prosił w nich, aby spróbował zatrzeć w sobie ślady
niedogodności po waśni z Corlettem.
Scott bardzo się oburzał, gdy
czytał coraz to inaczej wyrażoną tą samą prośbę.
- Czy on nie rozumie nic, z czego to wynika? -
zapytywał sam siebie, gdy Venus otwierała listy zaadresowane do
siebie. - Opisuje tam jakiś nie wiadomo jaki Kosmos, a to przecież
Corlett zaczął całą sprawę!
Venus milczała, aby nie wtrącić nic, co by
mogło jeszcze bardziej rozzłościć Scotta. Gdy wszystkie listy od
Aleca zostały przejrzane (w większości nie czytane), rozległ się
dzwonek do drzwi.
Scott starał się opanować najgorszy gniew i
powiedział do autobotki:
- Idź otwórz drzwi, może to Alec, albo Clara.
Venus wyszła z
pokoju na zaplecze i podeszła do drzwi frontowych.
Gdy je otworzyła (Scott usłyszał skprzypienie
zawiasów), pomówiła trochę tak, jakby z kimś rzeczywiście
rozmawiała, a potem wróciła do pokoju i powiedziała:
- Ktoś do ciebie.
Scott zdumiał się, ale
autobotka nic więcej nie mówiła.
Odłożył więc list, który
miał akurat w ręku, na stół, wyszedł na zaplecze i otworzył
powoli drzwi.
Przed nim stał Corlett, skruszony, milczący. Spojrzał w twarz
Scottowi i zapytał wolno:
- Masz może chwilę?
- Tak. - odparł po chwili ciszy Scott i
wpuścił go do środka.
Corlett niepewnie przekroczył próg domu i ściągnął z dłoni
rękawiczki. Majowy przymrozek wdał się większości we znaki – w
końcu mieszkali pod kołem podbiegunowym. Gdy Corlett rozebrał się,
wszedł do pokoju gościnnego. Tam zobaczył Venus przeglądającą
jak wtedy listy. Powitał ją cichym głosem i usiadł na wolnym
krześle.
Był widocznie zagubiony, nie wiedział zapewne jak się
zachować – przypominał w tym ucznia w pierwszym dniu szkoły.
Niebawem nadszedł Scott, który pomógł autobotce pochować listy
do pudełek i zapytał:
- Co ci się stało, Corlett, że po tak
długim czasie do mnie przychodzisz?
Corlett wędrował przez długi czas wzrokiem po różnych
przedmiotach na półkach i stole, a potem powiedział:
- No, wiesz...
byłem ostatnio u Inferna. Pogadałem z nim i wogóle... chce, abyśmy
razem pracowali.
Scott popatrzył na Corletta, a
tymczasem Venus cicho wymknęła się z pokoju (uznała, że muszą
załatwić to między sobą). Mężczyzna uznał tą wypowiedź za
dobry znak. Domyślił się, że Corlett pojął swój błąd.
- Wiem, że uznajesz
mnie za kompletnego frajera. - powiedział. - I bardzo dobrze. Chcę,
abyś takim mnie widział. Nawaliłem i poniosłem za to należytą
pokutę. Istoty najwyższe z początku nie chciały słuchać mych
modłów, więc byłem skazany na cierpienie. A to cierpienie... ja
sam je na siebie zesłałem.
Scottowi
wypowiedź Corletta bardzo szybko skojarzyła się ze słowami
Inferna. Poczuł, że jego słowa były warte wiary. Jednak zauważył,
że podczas rozmowy Corlett potrafi patrzeć mu w oczy. Czekał
dalej, aż coś powie więcej. Ale dla Corletta to było za wiele.
Błądził wciąż wzrokiem w oddali, ale
nie był w stanie wydobyć z gardła sensownego słowa.
Scott jednak
nie zmuszał go do dalszych wyjaśnień, więc rzekł wolno:
- Zrozum... przecież
jesteśmy przyjaciółmi. Wiem, że nadal jest to dla ciebie bardzo
trudne, dla mnie też. Chyba rzeczywiście niepotrzebnie byliśmy ze
sobą tak blisko, jak bracia... a przecież ty nie masz ani brata,
ani siostry (Venus ci ją zastępuje).
Scott milczał, rozważając słowa
Corletta.
Potrafił zrozumieć, przez co przechodził.
Niemal
zapomniał, przez tak długi czas, jak to było kiedyś, kiedy ich
relacje były dobre, w pełni przyjacielskie. Odwrócił się do
niego, podszedł, spojrzał w oczy.
- Musisz mi uwierzyć, Scott. Chyba
rzeczywiście byłem takim szczeniakiem, za jakiego mnie mieliście.
Scott spojrzał na niego, wahając się chwilę, a potem
uścisnął go tak serdecznie, że w oczach obu mężczyzn popłynęły
łzy. Im obu zrobiło się lżej na sercu i poczuli, że nareszcie
wszystko się zmieni.
-
Nie mów tak nigdy więcej. - powiedział w końcu Scott. - Jesteś
nam potrzebny tutaj, w Armii.
Corlett płakał
rzewnie, łzy okryły mu niemal całą twarz.
- Inferno mi wybaczył...
więc pora na mnie, abym ja wybaczył tobie.
- O czym ty mówisz? - zdumiał się Scott.
- To ja powinienem wybaczyć tobie.
- Zdaje się, że miałem już okazję
zobaczyć łzy cyborga. - odparł Corlett. - Nie chcę już zostawiać
cię samego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz