sobota, 21 maja 2016

III. Międzyplanetarna Misja: Rozdział Jedenasty

Scott nie wyrażał ochoty na rozmowę z Venus, nawet wówczas, gdy odczytała ona popołudniową pocztę – dwa listy były napisane przez Aleca. Prosił w nich, aby spróbował zatrzeć w sobie ślady niedogodności po waśni z Corlettem. Scott bardzo się oburzał, gdy czytał coraz to inaczej wyrażoną tą samą prośbę. 
 - Czy on nie rozumie nic, z czego to wynika? - zapytywał sam siebie, gdy Venus otwierała listy zaadresowane do siebie. - Opisuje tam jakiś nie wiadomo jaki Kosmos, a to przecież Corlett zaczął całą sprawę! 
Venus milczała, aby nie wtrącić nic, co by mogło jeszcze bardziej rozzłościć Scotta. Gdy wszystkie listy od Aleca zostały przejrzane (w większości nie czytane), rozległ się dzwonek do drzwi. 
Scott starał się opanować najgorszy gniew i powiedział do autobotki: 
- Idź otwórz drzwi, może to Alec, albo Clara. Venus wyszła z pokoju na zaplecze i podeszła do drzwi frontowych. Gdy je otworzyła (Scott usłyszał skprzypienie zawiasów), pomówiła trochę tak, jakby z kimś rzeczywiście rozmawiała, a potem wróciła do pokoju i powiedziała: 
- Ktoś do ciebie. 
Scott zdumiał się, ale autobotka nic więcej nie mówiła. 
Odłożył więc list, który miał akurat w ręku, na stół, wyszedł na zaplecze i otworzył powoli drzwi. Przed nim stał Corlett, skruszony, milczący. Spojrzał w twarz Scottowi i zapytał wolno: 
- Masz może chwilę? 
 - Tak. - odparł po chwili ciszy Scott i wpuścił go do środka. 
Corlett niepewnie przekroczył próg domu i ściągnął z dłoni rękawiczki. Majowy przymrozek wdał się większości we znaki – w końcu mieszkali pod kołem podbiegunowym. Gdy Corlett rozebrał się, wszedł do pokoju gościnnego. Tam zobaczył Venus przeglądającą jak wtedy listy. Powitał ją cichym głosem i usiadł na wolnym krześle. 
Był widocznie zagubiony, nie wiedział zapewne jak się zachować – przypominał w tym ucznia w pierwszym dniu szkoły. Niebawem nadszedł Scott, który pomógł autobotce pochować listy do pudełek i zapytał: 
 - Co ci się stało, Corlett, że po tak długim czasie do mnie przychodzisz? 
Corlett wędrował przez długi czas wzrokiem po różnych przedmiotach na półkach i stole, a potem powiedział: 
- No, wiesz... byłem ostatnio u Inferna. Pogadałem z nim i wogóle... chce, abyśmy razem pracowali. 
Scott popatrzył na Corletta, a tymczasem Venus cicho wymknęła się z pokoju (uznała, że muszą załatwić to między sobą). Mężczyzna uznał tą wypowiedź za dobry znak. Domyślił się, że Corlett pojął swój błąd. 
 - Wiem, że uznajesz mnie za kompletnego frajera. - powiedział. - I bardzo dobrze. Chcę, abyś takim mnie widział. Nawaliłem i poniosłem za to należytą pokutę. Istoty najwyższe z początku nie chciały słuchać mych modłów, więc byłem skazany na cierpienie. A to cierpienie... ja sam je na siebie zesłałem. 
Scottowi wypowiedź Corletta bardzo szybko skojarzyła się ze słowami Inferna. Poczuł, że jego słowa były warte wiary. Jednak zauważył, że podczas rozmowy Corlett potrafi patrzeć mu w oczy. Czekał dalej, aż coś powie więcej. Ale dla Corletta to było za wiele. Błądził wciąż wzrokiem w oddali, ale nie był w stanie wydobyć z gardła sensownego słowa. 
Scott jednak nie zmuszał go do dalszych wyjaśnień, więc rzekł wolno: 
 - Zrozum... przecież jesteśmy przyjaciółmi. Wiem, że nadal jest to dla ciebie bardzo trudne, dla mnie też. Chyba rzeczywiście niepotrzebnie byliśmy ze sobą tak blisko, jak bracia... a przecież ty nie masz ani brata, ani siostry (Venus ci ją zastępuje). 
Scott milczał, rozważając słowa Corletta. 
Potrafił zrozumieć, przez co przechodził. 
Niemal zapomniał, przez tak długi czas, jak to było kiedyś, kiedy ich relacje były dobre, w pełni przyjacielskie. Odwrócił się do niego, podszedł, spojrzał w oczy. 
 - Musisz mi uwierzyć, Scott. Chyba rzeczywiście byłem takim szczeniakiem, za jakiego mnie mieliście. 
Scott spojrzał na niego, wahając się chwilę, a potem uścisnął go tak serdecznie, że w oczach obu mężczyzn popłynęły łzy. Im obu zrobiło się lżej na sercu i poczuli, że nareszcie wszystko się zmieni. 
- Nie mów tak nigdy więcej. - powiedział w końcu Scott. - Jesteś nam potrzebny tutaj, w Armii. 
Corlett płakał rzewnie, łzy okryły mu niemal całą twarz. 
 - Inferno mi wybaczył... więc pora na mnie, abym ja wybaczył tobie. 
- O czym ty mówisz? - zdumiał się Scott. - To ja powinienem wybaczyć tobie. 
- Zdaje się, że miałem już okazję zobaczyć łzy cyborga. - odparł Corlett. - Nie chcę już zostawiać cię samego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz