niedziela, 15 maja 2016

III. Międzyplanetarna Misja: Rozdział Dziesiąty

Scott siedział samotnie w pokoju gościnnym. 
Venus niespodziewanie oświadczyła, że musi się porozumieć z Harley'em – autobotem należącym do Armii oficjalnie, lecz jak dotąd nikt nie był w stanie określić, który przywódca Armii z przeszłości stowarzyszenia go stworzył. 
Scott szanował Harley'a, tak jak wszystkie autoboty, nawet te, których nie znał z imienia. 
Clara, która bywała w Armii trzy lata krócej niż on, jak on, wiedziała, że autoboty obecnie nie są w stanie zaradzić problemom ludzkim. Scott był zrozpaczony sytuacją, jaka zapanowała w stowarzyszeniu. Żywił w sobie nadzieję na odnowę, lecz jednocześnie coś go blokowało. 
Pomyślał o Corlecie i ból ścisnął jego serce. 
Poczuł, że nie może pozostawić relacji z nim w tak ,,poszarpanej postaci". Myślał nad tym już wcześniej, bo wiedział, że z pewnością Clara tego od niego oczekuje. Ścisnął dłonie, splatając palce. Jak wielki ból odczuwał, jak bardzo żałował, nie wiedział, jak teraz wytłumaczyć się Inferno. Przeczuwał, że cyborg będzie obwiniał albo jego, albo Corletta. 
Dla niego, czas się zatrzymał. Nie było już dla niego przyszłości. Nie myślał o niczym. Drobna łza spłynęła mu na twarz... chociaż był z charakeru twardy, wierzył, że nawet mężczyzna musi wycisnąć łzę, aby dać upust emocjom. Mężczyźnie wolno było płakać, lecz w samotności. Scott nie był w stanie patrzyć na nic: nawet na najzwyczajniejsze ściany własnego domu. Ukrywał swój smutek przed Venus, nie chciał jej zawracać głowy. Bał się, że ta depresja wyzionie z niego ducha. Nie był w stanie określić, co dokładnie czuje. Niczym tego sobie nie tłumaczył. Nie potrafił. 
Spoglądał czasami w stronę przechadzającej się po kuchni Venus, modląc się w duchu, aby do niego nie podeszła. Nie chciał od niej pocieszenia. Pragnął w jednej chwili od niej odejść, aby zmierzyć się z własnym lękiem. Wiedział, że ten dzień, ten moment musiał nadejść – dzień, w którym mu przyjdzie pomówić na poważnie z urażonym przyjacielem.

***

Inferno wybudził się z drzemki. 
Przypomniał sobie, o czym rozmawiał z Corlettem. Wydawało mu się, że jeśli jednak rzeczywiście dwaj tak dobrze dotychczas porozumiewający się ze sobą członkowie Armii, przestaną siebie wzajem wspierać, być może cała współpraca w niej runie – a tego obawiała się Clara, zresztą nie tylko ona. 
Cyborg nie ukrywał, że jemu też zależy na współpracy Armii. Niemal zatarły mu się w pamięci dawne lata, kiedy to był jej przeciw. Martwił się sytuacją, która się utworzyła między dawnymi przyjaciółmi na zdecydowaną niekorzyść ich pracy między ludźmi i autobotami. Patrzył w niknącym zainteresowaniu na to, co dzieje się dookoła niego. Każdy dzień wydawał mu się taki sam – usypiająca czujność cisza, a potem jakby wybuch wulkanu, kiedy indziej narastający niepokój... 
Zawód jako członek stowarzyszenia, takiego jak Gwiezdna Armia, było raczej uzależnione od niepamięci o rzeczach zbyt zwyczajnych, zbyt błahych. 
Cyborg wiedział, że jako człowiek nie dałby rady doścignąć tego tempa – czuł, że nawet jeśli, to mógłby umrzeć nawet dzisiaj, za godzinę, lub dwie. 
Pragnął pomóc Scottowi, ale nie wiedział, czy będzie w stanie poradzić sobie sam – czyżby wielkiego wojownika Armii opuściła siła? 
Wiedział, że Stalowa Pięść żyje – i napewno zdołał stworzyć sobie armię chłystków, którzy, jak dzieci nie posiadające własnego rozumu, podążyły za nim, wierząc niemal święcie, że Sebastian Patricia, okrzyknięty jako Inferno, jest przeciw nim nie jako wróg, lecz zdrajca, któremu należy się najwyższa kara. Aż uśmiechnął się na myśl – jak głupi potrafią być wodzowie, którzy skupiają się na jednym.



1 komentarz:

  1. Skończyyyłaaam!
    Czekam na kolejny rozdział
    Jestem bardzo ciekawa co z Corlettem

    OdpowiedzUsuń