Scott
siedział samotnie w pokoju gościnnym.
Venus niespodziewanie
oświadczyła, że musi się porozumieć z Harley'em – autobotem
należącym do Armii oficjalnie, lecz jak dotąd nikt nie był w
stanie określić, który przywódca Armii z przeszłości
stowarzyszenia go stworzył.
Scott szanował Harley'a, tak jak
wszystkie autoboty, nawet te, których nie znał z imienia.
Clara,
która bywała w Armii trzy lata krócej niż on, jak on, wiedziała,
że autoboty obecnie nie są w stanie zaradzić problemom ludzkim.
Scott był
zrozpaczony sytuacją, jaka zapanowała w stowarzyszeniu. Żywił w
sobie nadzieję na odnowę, lecz jednocześnie coś go blokowało.
Pomyślał o Corlecie i ból ścisnął jego serce.
Poczuł, że nie
może pozostawić relacji z nim w tak ,,poszarpanej postaci".
Myślał nad tym już wcześniej, bo wiedział, że z pewnością
Clara tego od niego oczekuje.
Ścisnął dłonie,
splatając palce. Jak wielki ból odczuwał, jak bardzo żałował,
nie wiedział, jak teraz wytłumaczyć się Inferno. Przeczuwał, że
cyborg będzie obwiniał albo jego, albo Corletta.
Dla niego,
czas się zatrzymał.
Nie było już
dla niego przyszłości. Nie myślał o niczym. Drobna łza spłynęła
mu na twarz... chociaż był z charakeru twardy, wierzył, że nawet
mężczyzna musi wycisnąć łzę, aby dać upust emocjom. Mężczyźnie
wolno było płakać, lecz w samotności.
Scott nie był w stanie patrzyć na
nic: nawet na najzwyczajniejsze ściany własnego domu. Ukrywał swój
smutek przed Venus, nie chciał jej zawracać głowy.
Bał się, że ta depresja
wyzionie z niego ducha. Nie był w stanie określić, co dokładnie
czuje. Niczym tego sobie nie tłumaczył.
Nie potrafił.
Spoglądał czasami w stronę przechadzającej się po
kuchni Venus, modląc się w duchu, aby do niego nie podeszła. Nie
chciał od niej pocieszenia. Pragnął w jednej chwili od niej
odejść, aby zmierzyć się z własnym lękiem. Wiedział, że ten
dzień, ten moment musiał nadejść – dzień, w którym mu
przyjdzie pomówić na poważnie z urażonym przyjacielem.
***
Inferno
wybudził się z drzemki.
Przypomniał sobie, o czym rozmawiał z
Corlettem. Wydawało mu się, że jeśli jednak rzeczywiście dwaj
tak dobrze dotychczas porozumiewający się ze sobą członkowie
Armii, przestaną siebie wzajem wspierać, być może cała
współpraca w niej runie – a tego obawiała się Clara, zresztą
nie tylko ona.
Cyborg nie ukrywał, że
jemu też zależy na współpracy Armii. Niemal zatarły mu się w
pamięci dawne lata, kiedy to był jej przeciw. Martwił się
sytuacją, która się utworzyła między dawnymi przyjaciółmi na
zdecydowaną niekorzyść ich pracy między ludźmi i autobotami.
Patrzył w niknącym zainteresowaniu na to, co dzieje się dookoła
niego. Każdy dzień wydawał mu się taki sam – usypiająca
czujność cisza, a potem jakby wybuch wulkanu, kiedy indziej
narastający niepokój...
Zawód jako
członek stowarzyszenia, takiego jak Gwiezdna Armia, było raczej
uzależnione od niepamięci o rzeczach zbyt zwyczajnych, zbyt
błahych.
Cyborg wiedział, że jako człowiek nie dałby rady
doścignąć tego tempa – czuł, że nawet jeśli, to mógłby
umrzeć nawet dzisiaj, za godzinę, lub dwie.
Pragnął pomóc Scottowi, ale nie wiedział, czy będzie w
stanie poradzić sobie sam – czyżby wielkiego wojownika Armii
opuściła siła?
Wiedział, że Stalowa Pięść żyje –
i napewno zdołał stworzyć sobie armię chłystków, którzy, jak
dzieci nie posiadające własnego rozumu, podążyły za nim, wierząc
niemal święcie, że Sebastian Patricia, okrzyknięty jako Inferno,
jest przeciw nim nie jako wróg, lecz zdrajca, któremu należy się
najwyższa kara.
Aż
uśmiechnął się na myśl – jak głupi potrafią być wodzowie,
którzy skupiają się na jednym.
Skończyyyłaaam!
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny rozdział
Jestem bardzo ciekawa co z Corlettem