sobota, 16 kwietnia 2016

III. Międzyplanetarna misja: Rozdział Siódmy

Scott cierpiał, widocznie cierpiał. 
Dla niego Armia nie była już tak istotna. Nie chciał słyszeć słów otuchy. Bardzo się zbliżył z byłym działaczem, bardziej niż kiedykolwiek z Corlettem. Wiedział, że inni członkowie Armii też to zauważyli. Ale nie wtrącali plotek, co dobrze o nich świadczyło. 
 Scott wyczuł, że jednak więcej łączy go z Infernem, niż z Corlettem. 
Obaj mieli trudne dzieciństwo i obaj musieli walczyć o własne prawa. 
 Z początku wydawałoby się, że jednak nie będą raczej sobie życzliwi, bo przecież dawniej byli sobie wrogami. Ale w końcu obaj w porę przebaczyli sobie przeszłość – dlatego Inferno znów dołączył do Armii. 
Było to dla cyborga nadzieją na lepszą przyszłość – chciał pomóc Scottowi, bo widział jego codzienny ból. 
Martwił się też Corlettem – czy Kometa rzeczywiście z nim odeszła? 
 A może zbuntowała się przeciw swojemu stwórcy? 
Nie wiadomo – poza tym Corlett nie budował autobotki sam. Zastanawiał się, jak na to wszystko zareaguje Alec. Wśród członków Armii panowała niemiła, chłodna atmosfera. Wszyscy już wiedzieli o odejściu Corletta Bluegotta. Nie chcieli obwiniać ani Scotta, ani kogokolwiek innego, chociaż już znali całą prawdę. Uważali, że to sam Corlett powinien za to wszystko odpowiedzieć. 
 - Tak się nie traktuje człowieka. - mówili. - Zawsze był taki niedojrzały... jeżeli więc chce, abyśmy go traktowali jak mężczyznę, to niech wpierw przeprosi Scotta na naszych oczach. On go w końcu spoliczkował, zgadza się? 
Inferno popierał te słowa, ale milczał. 
Scott siedział skulony otoczony przez działaczy stowarzyszenia, których tak dobrze znał. Żadnego z nich nie znał jednak tak dobrze, jak utraconego przyjaciela. Bał się, że to koniec dawnych, dobrych dni... wszystko na to wskazywało.

***

Clara też widziała cierpienie Scotta. 
Rozumiała je niemal tak głęboko, jak Venus i Inferno. 
Jednak Scott nie chciał z nikim rozmawiać. Wydawało się jej, że popadł w głęboką depresję. To umocniło jej strach i obudził instynkt macierzyński. Chciała pomóc Scottowi przebrnąć przez ten ciężki okres. Lecz jej starania niestety okazały się nieskuteczne. 
Scott nadal starał się pracować, zaprzestając myśleniu o Corlecie, ale to nie było łatwe. Każdego dnia walczył z silnymi emocjami, co zauważyła bez trudu troskliwa i wrażliwa Venus. 
Z początku myślała, że jej stwórcę dręczy zmęczenie, lecz po rozmowie na osobności z Clarą i Infernem, dowiedziała się, o co tak naprawdę chodziło. Bardzo współczuła swojemu stwórcy. Starała nawiązać z nim kontakt słowny, lecz Scott spławiał ją uprzejmie, mówiąc, że nic się nie stało. Ale autobotka wiedziała, że jest inaczej. Była załamana jego stanem. 
Podczas posiłku Scott też milczał na ten temat. Czuł, że nie jest w stanie tego jej opowiedzieć. Ale autobotka naciskała go przy każdej okazji, zachowując jednak uprzejmy ton głosu. Mijał już równy tydzień od kłótni Scotta z Corlettem, lecz nic się nie zmieniło. Scott w poddańczy sposób wykonywał polecenia Clary, jakby musiał je zrobić od zaraz, chociaż Clara nie miała zapalczywego charakteru. Wykonywał starannie i sumiennie swoją pracę, za co otrzymywał należytą zapłatę, jak wszyscy badacze i działacze. Oni zaś zauważyli, że Scotta coś gryzie, i to poważnie. 
Pewnego dnia, Clara poprosiła Scotta na rozmowę na osobności. 
Poprosiła, aby usiadł i dla przyjaznego rozpoczęcia słowa, zapytała, czy nie napiłby się herbaty. Scott jednak odmówił. 
- Ostatnio coś się z tobą stało. - powiedziała powoli. - Coś złego. I to tak złego, że przykro patrzeć na twoje cierpienie. Naprawdę nie chcesz pozbyć się tego ciężaru, który w tobie siedzi? 
 Scott milczał, wzrok wbijając w stolik stojący między fotelami, na których siedzieli naprzeciw siebie w biurze Clary, kiedyś należącego do Susan. Clara patrzyła na powolne ruchy Scotta – widziała, jak pocierał nadgarstki ze zdenerwowania. 
 - Jesteśmy przyjaciółmi. - powiedziała Clara. - Możesz mi wszystko powiedzieć. Czy naprawdę sądzisz, że Inferno wie, jak potężna więź łączyła cię z Corlettem? Nie wie tego... bo nigdy się w to nie zagłębiał. 
Scott spojrzał na nią. 
- Zaprzeczasz temu, że teraz jest po naszej stronie? - spytał. 
 - Nie, wcale nie. - zaprzeczyła Clara. - Po prostu, jak odszedł z Armii i przystał do własnego wojska, po części zapomniał, kim są wobec siebie członkowie naszego stowarzyszenia. I mimo to, iż ma lepszą pamięć w ciele cyborga... jego ludzka pamięć o pewnych rzeczach zanikła. Wcale nie powiedziałam, że to źle iż dzielisz się z nim odczuciami... ale wydaje mi się, że zaczynasz ufać tylko jemu, a nas odrzucasz. 
Scott jednak nadal milczał. Rozważał w myślach słowa przyjaciółki i wiedział że ma rację. Ale jakoś wstyd mu było, się do tego przyznać. 
 - Wiesz, że jeśli my wszyscy zaczniemy się od siebie odwracać, Armia upadnie na dobre. Już widzę (i aż strach mnie bierze) jak nasza kwatera pustoszeje, gdy tak dalej będą układać się sprawy... Biedna Susan z pewnością przewróciłaby się w grobie. 
 Scott zaciskał pięści, oddychał głęboko, przygryzał raz po raz wargę... 
Ale mimo wszystko starał się opanować gniew. 
Na co dzień był jednakże spokojnym człowiekiem, ale gdy wpadał w złość, nie szczędził przekleństw i ostrych słów. Można nawet uznać, że charakter odziedziczył po połowie po obojgu rodzicach – Angela McDavid była spokojną i życzliwą kobietą, zaś Steven, mąż Angeli potrafił być wybuchowy. 
Jednakże Steven był troskliwy i odpowiedzialny. Wiedział, że syn musi się kształcić i dlatego szukał dla niego po całej Kanadzie najlepszej szkoły, gdzie Scott będzie się dobrze czuł. Podczas, gdy autoboty Stevena pomagały jego żonie w obowiązkach domowych, on myślał nad przyszłą edukacją syna, aż poprzez okres wojny z robotami – myślał, że gdy wróci na Ziemię, będzie mógł rozpocząć naukę. Ale potem przyszła tamtejsza wojna, która przerwała spokój i szczęście rodziny McDavidów. 
Po śmierci obojga rodziców Scott w dalszym ciągu nie rezygnował z pracy w Armii. Pracował tam aż do dnia tutejszego. Clara znała jego trudną przeszłość. Wiedziała, że rzadko doznawał prawdziwego szczęścia, nawet jeśli miał u boku Venus. Życie nie było dla niego łaskawe, chociaż był wdzięczny Armii, że nie zginął w wojnie z robotami. Wiedział, że częściowo to Inferno ocalił mu życie. 
- Nie chcę upadku Armii. - powiedział w końcu Scott spoglądając Clarze w oczy. - Wiem, że czasami nawalałem i do dziś nie mogę sobie tego wybaczyć. Ale żeby Corlett zrobił mi coś takiego... nie mogę sobie tego wyobrazić.

>>>

Cześć, Kochani :)

Jak widać, wróciłam z pisaniem, lecz nadal potrzebuję oznaki, że to co tutaj tworzę jest w miarę ,,publiczne” czyli dobre. Mam mieszane uczucia do tego opowiadania. Nie jestem w stanie stwierdzić, czy pisanie bloga-opowiadania się opłaca. Pomóżcie mi to rozstrzygnąć.

Jeśli ktokolwiek to czyta, niech pisze swoje sugestie na ten temat, czy nadal to rozwijać, czy nie.
Nie chcę być nachalna, po prostu chce mieć wszystko wyjaśnione czarno na białym, czy jest sens pisanie Gwiezdnej Armii.
Miłego dnia, Kochani :*













2 komentarze:

  1. Pisz, pisz, pisz, pisz, pisz!!! :D Na dzisiaj kończę nadrabianie czytania - i jestem ogromnie ciekawa co z Corlettem - czy się opamięta, czy będzie kolejnym oszalałym ze złości Infernem...
    Iza

    OdpowiedzUsuń
  2. Kurczę, Ty to masz wyobraźnie, Kochana ;* Bardzo mi się podoba.
    Przepraszam że zniknęłam w tak krytycznym momencie, no ale... na tym rozdziale dziś kończę nadrabianie akcji. Widzę, że teraz prawie każdy, kto czyta to cudowne opowiadanie, jest na bieżąco.
    Ja też chce xD
    Pisz dalej... Proszę... :)

    Maxuka

    OdpowiedzUsuń