Scott
cierpiał, widocznie cierpiał.
Dla
niego Armia nie była już tak istotna. Nie chciał słyszeć słów
otuchy. Bardzo się
zbliżył z byłym działaczem, bardziej niż kiedykolwiek z
Corlettem. Wiedział, że inni członkowie Armii też to zauważyli.
Ale nie wtrącali plotek, co dobrze o nich świadczyło.
Scott wyczuł,
że jednak więcej łączy go z Infernem, niż z Corlettem.
Obaj
mieli trudne dzieciństwo i obaj musieli walczyć o własne prawa.
Z początku wydawałoby się, że jednak nie będą raczej sobie
życzliwi, bo przecież dawniej byli sobie wrogami. Ale w końcu obaj
w porę przebaczyli sobie przeszłość – dlatego Inferno znów
dołączył do Armii.
Było to dla cyborga nadzieją na lepszą przyszłość
– chciał pomóc Scottowi, bo widział jego codzienny ból.
Martwił
się też Corlettem – czy Kometa rzeczywiście z nim odeszła?
A może
zbuntowała się przeciw swojemu stwórcy?
Nie wiadomo – poza tym
Corlett nie budował autobotki sam.
Zastanawiał się, jak na to wszystko zareaguje Alec.
Wśród członków Armii panowała niemiła, chłodna atmosfera.
Wszyscy już wiedzieli o
odejściu Corletta Bluegotta. Nie chcieli obwiniać ani Scotta, ani
kogokolwiek innego, chociaż już znali całą prawdę. Uważali, że
to sam Corlett powinien za to wszystko odpowiedzieć.
- Tak się nie traktuje
człowieka. - mówili. - Zawsze był taki niedojrzały... jeżeli
więc chce, abyśmy go traktowali jak mężczyznę, to niech wpierw
przeprosi Scotta na naszych oczach. On go w końcu spoliczkował,
zgadza się?
Inferno popierał te słowa, ale
milczał.
Scott siedział skulony otoczony przez działaczy
stowarzyszenia, których tak dobrze znał. Żadnego z nich nie znał
jednak tak dobrze, jak utraconego przyjaciela.
Bał się, że to koniec
dawnych, dobrych dni... wszystko na to wskazywało.
***
Clara
też widziała cierpienie Scotta.
Rozumiała je niemal tak głęboko,
jak Venus i Inferno.
Jednak Scott nie chciał z nikim rozmawiać.
Wydawało się jej, że popadł w głęboką depresję. To
umocniło jej strach i obudził instynkt macierzyński. Chciała
pomóc Scottowi przebrnąć przez ten ciężki okres. Lecz jej
starania niestety okazały się nieskuteczne.
Scott nadal starał się pracować, zaprzestając myśleniu o
Corlecie, ale to nie było łatwe. Każdego dnia walczył z silnymi
emocjami, co zauważyła bez trudu troskliwa i wrażliwa Venus.
Z
początku myślała, że jej stwórcę dręczy zmęczenie, lecz po
rozmowie na osobności z Clarą i Infernem, dowiedziała się, o co
tak naprawdę chodziło.
Bardzo
współczuła swojemu stwórcy. Starała nawiązać z nim kontakt
słowny, lecz Scott spławiał ją uprzejmie, mówiąc, że nic się
nie stało. Ale autobotka wiedziała, że jest inaczej. Była
załamana jego stanem.
Podczas posiłku Scott też milczał na ten temat. Czuł, że nie
jest w stanie tego jej opowiedzieć. Ale autobotka naciskała go przy
każdej okazji, zachowując jednak uprzejmy ton głosu.
Mijał już
równy tydzień od kłótni Scotta z Corlettem, lecz nic się nie
zmieniło. Scott w poddańczy sposób wykonywał polecenia Clary,
jakby musiał je zrobić od zaraz, chociaż Clara nie miała
zapalczywego charakteru. Wykonywał starannie i sumiennie swoją
pracę, za co otrzymywał należytą zapłatę, jak wszyscy badacze i
działacze. Oni zaś zauważyli, że Scotta coś gryzie, i to
poważnie.
Pewnego dnia, Clara
poprosiła Scotta na rozmowę na osobności.
Poprosiła, aby usiadł
i dla przyjaznego rozpoczęcia słowa, zapytała, czy nie napiłby
się herbaty. Scott jednak odmówił.
-
Ostatnio coś się z tobą stało. - powiedziała powoli. - Coś
złego. I to tak złego, że przykro patrzeć na twoje cierpienie.
Naprawdę nie chcesz pozbyć się tego ciężaru, który w tobie
siedzi?
Scott milczał, wzrok wbijając w stolik stojący między
fotelami, na których siedzieli naprzeciw siebie w biurze Clary,
kiedyś należącego do Susan.
Clara patrzyła na powolne ruchy Scotta – widziała,
jak pocierał nadgarstki ze zdenerwowania.
- Jesteśmy przyjaciółmi. -
powiedziała Clara. - Możesz mi wszystko powiedzieć. Czy naprawdę
sądzisz, że Inferno wie, jak potężna więź łączyła cię z
Corlettem? Nie wie tego... bo nigdy się w to nie zagłębiał.
Scott spojrzał na nią.
- Zaprzeczasz temu, że teraz
jest po naszej stronie? - spytał.
- Nie, wcale nie. - zaprzeczyła
Clara. - Po prostu, jak odszedł z Armii i przystał do własnego
wojska, po części zapomniał, kim są wobec siebie członkowie
naszego stowarzyszenia. I mimo to, iż ma lepszą pamięć w ciele
cyborga... jego ludzka pamięć o pewnych rzeczach zanikła. Wcale
nie powiedziałam, że to źle iż dzielisz się z nim odczuciami...
ale wydaje mi się, że zaczynasz ufać tylko jemu, a nas odrzucasz.
Scott
jednak nadal milczał. Rozważał w myślach słowa przyjaciółki i
wiedział że ma rację. Ale jakoś wstyd mu było, się do tego
przyznać.
- Wiesz, że jeśli my wszyscy
zaczniemy się od siebie odwracać, Armia upadnie na dobre. Już
widzę (i aż strach mnie bierze) jak nasza kwatera pustoszeje, gdy
tak dalej będą układać się sprawy... Biedna Susan z pewnością
przewróciłaby się w grobie.
Scott zaciskał pięści, oddychał głęboko,
przygryzał raz po raz wargę...
Ale mimo wszystko starał się opanować gniew.
Na co dzień
był jednakże spokojnym człowiekiem, ale gdy wpadał w złość,
nie szczędził przekleństw i ostrych słów. Można nawet uznać,
że charakter odziedziczył po połowie po obojgu rodzicach –
Angela McDavid była spokojną i życzliwą kobietą, zaś Steven,
mąż Angeli potrafił być wybuchowy.
Jednakże Steven był
troskliwy i odpowiedzialny. Wiedział, że syn musi się kształcić
i dlatego szukał dla niego po całej Kanadzie najlepszej szkoły,
gdzie Scott będzie się dobrze czuł. Podczas, gdy autoboty Stevena
pomagały jego żonie w obowiązkach domowych, on myślał nad
przyszłą edukacją syna, aż poprzez okres wojny z robotami –
myślał, że gdy wróci na Ziemię, będzie mógł rozpocząć
naukę.
Ale potem przyszła tamtejsza wojna, która
przerwała spokój i szczęście rodziny McDavidów.
Po śmierci
obojga rodziców Scott w dalszym ciągu nie rezygnował z pracy w
Armii. Pracował tam aż do dnia tutejszego.
Clara znała jego trudną przeszłość. Wiedziała, że rzadko
doznawał prawdziwego szczęścia, nawet jeśli miał u boku Venus.
Życie nie było dla niego łaskawe, chociaż
był wdzięczny Armii, że nie zginął w wojnie z robotami.
Wiedział, że częściowo to Inferno ocalił mu życie.
- Nie chcę
upadku Armii. - powiedział w końcu Scott spoglądając Clarze w
oczy. - Wiem, że czasami nawalałem i do dziś nie mogę sobie tego
wybaczyć. Ale żeby Corlett zrobił mi coś takiego... nie mogę
sobie tego wyobrazić.
>>>
Cześć,
Kochani :)
Jak
widać, wróciłam z pisaniem, lecz nadal potrzebuję oznaki, że to
co tutaj tworzę jest w miarę ,,publiczne” czyli dobre. Mam
mieszane uczucia do tego opowiadania. Nie jestem w stanie stwierdzić,
czy pisanie bloga-opowiadania się opłaca. Pomóżcie mi to
rozstrzygnąć.
Jeśli
ktokolwiek to czyta, niech pisze swoje sugestie na ten temat, czy
nadal to rozwijać, czy nie.
Nie
chcę być nachalna, po prostu chce mieć wszystko wyjaśnione czarno
na białym, czy jest sens pisanie Gwiezdnej Armii.
Miłego
dnia, Kochani :*
Pisz, pisz, pisz, pisz, pisz!!! :D Na dzisiaj kończę nadrabianie czytania - i jestem ogromnie ciekawa co z Corlettem - czy się opamięta, czy będzie kolejnym oszalałym ze złości Infernem...
OdpowiedzUsuńIza
Kurczę, Ty to masz wyobraźnie, Kochana ;* Bardzo mi się podoba.
OdpowiedzUsuńPrzepraszam że zniknęłam w tak krytycznym momencie, no ale... na tym rozdziale dziś kończę nadrabianie akcji. Widzę, że teraz prawie każdy, kto czyta to cudowne opowiadanie, jest na bieżąco.
Ja też chce xD
Pisz dalej... Proszę... :)
Maxuka