Statek
robotów krążył w Kosmosie.
Już trzeci rok.
Według okresu
ziemskiego, był już maj.
Roboty były zestresowane i
mocno poddenerwowane.
Przewodził nimi Stalowa Pięść, zastępca Gallarda, który
poskradał życie na wojnie z autobotami. Pięść wciąż jeszcze
żył tym okresem i nie mógł sobie wybaczyć tego, co się wtedy
stało.
Roboty
wprawdzie niechętnie uznały go za przywódcę, ale okrutny blaszany
tyran nie dał im wyboru.
Sam mianował siebie wodzem. Jak sam o
sobie mówił, (przedrzeźniając Gallarda) nie lubił, gdy ktoś
zakłóca stary porządek, lecz tą zmianę przyjął bez mrugnięcia
okiem. Widać było, że pragnął być przywódcą, zarówno
robotów, jak i maszyn rozumnych.
Chociaż miał w pamięci porażkę z autobotami (i to
podwójną, bo skutkowała śmiercią Gallarda), nie chciał przestać
uprzybliżać autobotom. Ponadto, nie mógł znieść faktu że
Inferno odszedł - odmieniony, w ciele cyborga, silniejszy i - o,
zgrozo! - mądrzejszy a także rozważniejszy.
Przez wiele lat jego
umysłem manipulował Gallardem, który z jego rąk stracił życie. A
roboty uznawały to za porażkę totalną.
- Miał się nie dowiedzieć, kim jest
naprawdę. - mówiły między sobą. - Miał być posłuszny nam,
chociaż mianowaliśmy go przywódcą. Gallardo bałaganił mu umysł
przez tyle lat... to było miłe z jego strony. Ale teraz... gdy stoi
po stronie tego McDavida... nie jesteśmy w stanie stwierdzić do
czego się posunie.
- Posunie? - spytał
ironicznie Stalowa Pięść, który słyszał całą ich rozmowę
(wszyscy byli w jednym pomieszczeniu statku, przy pulpicie
sterowniczym) - Jeszcze się nie posunął, ale dopiero to zrobi. Nie
ma pojęcia, że igra z ogniem. My na pewno się nie poddamy. Tworzymy
nowe wojsko... ale to dopiero zwykłe roboty. Z pewnością minie
trochę czasu, zanim znowu się dźwigniemy. Ale tak jest ze
wszystkim... nie możemy oczekiwać, że ze wszystkim sobie
poradzimy... ale Gallardo nie chciałby tego... ten cyborg stanowi
poważną przeszkodę.
Roboty pokiwały smutno głowami, ale
milczały.
Nie były w stanie strawić tej porażki. Była zbyt
głęboko zakorzeniona w ich umysłach.
- Boję się go,
panie. - powiedział drżącym głosem jeden z robotów.
Pięść zachichotał pod nosem.
- Ty się go boisz, Kobro? Nie
rozśmieszaj mnie.
Nim Kobra zdążył mrugnąć oczami, robot
wymierzył mu cios w twarz. Upadł tuż przy nim, dysząc ciężko.
-
Nawet nie wiesz, co to strach. - powiedział Pięść z sarkazmem w
głosie. - Cyborg jak cyborg... można go rozwalić z działa, jak
każdego z nas. Czego się obawiać? To tylko uczłowieczony robot...
***
-
Niech to szlag! - zaklął Sebastian Patricia, cyborg znany wśród
załogi jako Inferno. - Wiedziałem, że tak będzie.
Członkowie Armii spojrzeli na niego. Był naprawdę
załamany.
- Jesteś
pewien, że było na tej planecie życie? - spytała dowódczyni
Armii, Clara Botswana. - Może to była omyłka...
- Każdy się myli w życiu, i
człowiek i maszyna. - uspokoiła cyborga autobotka Venus.
Ale
Inferno umilkł, wyraźnie posępny.
-
Nie traćmy nadziei. - powiedziała Clara. - Zapytam Scotta, co on o
tym myśli...
Lecz tuż obok niej pojawił się Corlett Bluegott,
wspólnik Scotta.
- Że niby o czym myślę? - spytał, zapewne
nie usłyszawszy całego zdania.
- Ty myślisz? - rzucił sarkazmatycznie Inferno. - Ty nie
myślisz. Ty uważasz...
- O co znów wam
chodzi? - spytała Clara.
- Zaczyna mnie
irytować ten gostek w zbroi. - powiedział Corlett wskazując na
Inferna.
- A ty zachowaj powagę w tak trudnej sytuacji. - odciął
się Inferno. - Nie masz już dwudziestu lat.
- Rzeczywiście. - burknął
Corlett. - Zapomniałem że wczoraj trzynaście, a dzisiaj
trzydzieści... czy jakoś tak. Czemu roboty się nie starzeją...?
Inferno nie
odpowiedział, gryząc się w język. I bardzo poprawnie zrobił.
Jego nerwowość i temperament nie uległy
zmianie, nawet w nowym ciele; a wiedział, że jeśli nie będzie
panował nad własnym charaterem, zostanie skreślony z Armii.
Clara zwróciła
się do Corletta:
- Jak tam Scott?
Jest bardzo zajęty?
- Nawet bardzo. -
powiedział Corlett. - Negocjuje coś z jednym z członków, robi
bardzo długie notatki... Nie przyglądałem się, nie chciałem być
wścibski.
- A gdzie jest
Kometa? - spytał Alec.
- Drzemie w moim
pokoju. - odparł Corlett.
- Zawsze możemy zawołać
Harleya albo Venus.
- Nie trzeba. - odpowiedziała Clara. -
Najwyżej zawołam go później.
- Myślałem, że to raczej sprawa niecierpiąca
zwłoki. - powiedział niepewnie Alec.
- Przecież nic złego ani
podejrzanego się nie dzieje. - powiedział Corlett i prędko zmienił
temat: - Chciałbym już sobotę.
- No, niestety jest czwartek. - powiedziała Clara. -
Pracujemy dzisiaj do dwudziestej drugiej... niestety. Jutro jedynie
mamy krócej otwartą firmę. Tak jest w spisie godzin.
- No błagam, znam go
pamięć. - jęknął Corlett. - I tak nic dzisiaj nie wykryliśmy...
tylko nasze sondy.
- Lepiej mieć się na baczności. - powiedział Inferno. -
Wróg czuwa cały czas, nawet gdy śpisz.
- Super. -
burknął Corlett. - I co z tego? Myślisz, że wlezie mi do łóżka?
***
Scott
wciąż siedział pochylony nad kartami z archiwów.
Odczytywał tam sygnały, które udało im
się zebrać w ciągu miesiąca. Potem starał się notować wnioski,
które mogły świadczyć o aktywności kosmitów w Galaktyce.
Notatki te zapisywał na dużym formacie i jak najdrobiejszym, lecz
oczywiście jednocześnie czytelnym pismem.
Kilku innych
członków też miało podobną robotę. Niektórych męczyło duża
ilość pisania, dla drugich zaś zapisywanie wniosków było czymś
więcej, niż stawianie liter.
Scott należał właśnie do tych
drugich i nie miał z tym problemów.
Sam w dzieciństwie interesował
się kosmologią i ufologią.
Niezwykle zwięźle
wytłumaczał każde zjawisko, jakie dotąd udało im się
zaobserwować jako Armii. Wszystkie pojęcia starannie wyjaśniał w
kilku zdaniach, jak należało czynić.
Analizacja wszystkich notatek zajęło mu ledwie godzinę.
Według Clary był najbardziej
pilnym ,,uczniem"Armi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz