czwartek, 12 listopada 2015

III. Międzyplanetarna misja: Rozdział Pierwszy

Statek robotów krążył w Kosmosie. 
 Już trzeci rok. 
Według okresu ziemskiego, był już maj. 
Roboty były zestresowane i mocno poddenerwowane. Przewodził nimi Stalowa Pięść, zastępca Gallarda, który poskradał życie na wojnie z autobotami. Pięść wciąż jeszcze żył tym okresem i nie mógł sobie wybaczyć tego, co się wtedy stało. Roboty wprawdzie niechętnie uznały go za przywódcę, ale okrutny blaszany tyran nie dał im wyboru. 
Sam mianował siebie wodzem. Jak sam o sobie mówił, (przedrzeźniając Gallarda) nie lubił, gdy ktoś zakłóca stary porządek, lecz tą zmianę przyjął bez mrugnięcia okiem. Widać było, że pragnął być przywódcą, zarówno robotów, jak i maszyn rozumnych. 
 Chociaż miał w pamięci porażkę z autobotami (i to podwójną, bo skutkowała śmiercią Gallarda), nie chciał przestać uprzybliżać autobotom. Ponadto, nie mógł znieść faktu że Inferno odszedł - odmieniony, w ciele cyborga, silniejszy i - o, zgrozo! - mądrzejszy a także rozważniejszy. 
Przez wiele lat jego umysłem manipulował Gallardem, który z jego rąk stracił życie. A roboty uznawały to za porażkę totalną. 
 - Miał się nie dowiedzieć, kim jest naprawdę. - mówiły między sobą. - Miał być posłuszny nam, chociaż mianowaliśmy go przywódcą. Gallardo bałaganił mu umysł przez tyle lat... to było miłe z jego strony. Ale teraz... gdy stoi po stronie tego McDavida... nie jesteśmy w stanie stwierdzić do czego się posunie. 
 - Posunie? - spytał ironicznie Stalowa Pięść, który słyszał całą ich rozmowę (wszyscy byli w jednym pomieszczeniu statku, przy pulpicie sterowniczym) - Jeszcze się nie posunął, ale dopiero to zrobi. Nie ma pojęcia, że igra z ogniem. My na pewno się nie poddamy. Tworzymy nowe wojsko... ale to dopiero zwykłe roboty. Z pewnością minie trochę czasu, zanim znowu się dźwigniemy. Ale tak jest ze wszystkim... nie możemy oczekiwać, że ze wszystkim sobie poradzimy... ale Gallardo nie chciałby tego... ten cyborg stanowi poważną przeszkodę. 
Roboty pokiwały smutno głowami, ale milczały. 
Nie były w stanie strawić tej porażki. Była zbyt głęboko zakorzeniona w ich umysłach. 
 - Boję się go, panie. - powiedział drżącym głosem jeden z robotów. 
Pięść zachichotał pod nosem. 
 - Ty się go boisz, Kobro? Nie rozśmieszaj mnie. 
 Nim Kobra zdążył mrugnąć oczami, robot wymierzył mu cios w twarz. Upadł tuż przy nim, dysząc ciężko. 
 - Nawet nie wiesz, co to strach. - powiedział Pięść z sarkazmem w głosie. - Cyborg jak cyborg... można go rozwalić z działa, jak każdego z nas. Czego się obawiać? To tylko uczłowieczony robot...

***
- Niech to szlag! - zaklął Sebastian Patricia, cyborg znany wśród załogi jako Inferno. - Wiedziałem, że tak będzie. 
Członkowie Armii spojrzeli na niego. Był naprawdę załamany. 
 - Jesteś pewien, że było na tej planecie życie? - spytała dowódczyni Armii, Clara Botswana. - Może to była omyłka... 
- Każdy się myli w życiu, i człowiek i maszyna. - uspokoiła cyborga autobotka Venus. 
Ale Inferno umilkł, wyraźnie posępny. 
- Nie traćmy nadziei. - powiedziała Clara. - Zapytam Scotta, co on o tym myśli... 
Lecz tuż obok niej pojawił się Corlett Bluegott, wspólnik Scotta. 
 - Że niby o czym myślę? - spytał, zapewne nie usłyszawszy całego zdania. 
- Ty myślisz? - rzucił sarkazmatycznie Inferno. - Ty nie myślisz. Ty uważasz... 
- O co znów wam chodzi? - spytała Clara. 
 - Zaczyna mnie irytować ten gostek w zbroi. - powiedział Corlett wskazując na Inferna. 
 - A ty zachowaj powagę w tak trudnej sytuacji. - odciął się Inferno. - Nie masz już dwudziestu lat. 
- Rzeczywiście. - burknął Corlett. - Zapomniałem że wczoraj trzynaście, a dzisiaj trzydzieści... czy jakoś tak. Czemu roboty się nie starzeją...? 
Inferno nie odpowiedział, gryząc się w język. I bardzo poprawnie zrobił. Jego nerwowość i temperament nie uległy zmianie, nawet w nowym ciele; a wiedział, że jeśli nie będzie panował nad własnym charaterem, zostanie skreślony z Armii. 
Clara zwróciła się do Corletta: 
 - Jak tam Scott? Jest bardzo zajęty? 
 - Nawet bardzo. - powiedział Corlett. - Negocjuje coś z jednym z członków, robi bardzo długie notatki... Nie przyglądałem się, nie chciałem być wścibski. 
- A gdzie jest Kometa? - spytał Alec. 
 - Drzemie w moim pokoju. - odparł Corlett. - Zawsze możemy zawołać Harleya albo Venus. 
- Nie trzeba. - odpowiedziała Clara. - Najwyżej zawołam go później. 
 - Myślałem, że to raczej sprawa niecierpiąca zwłoki. - powiedział niepewnie Alec. 
- Przecież nic złego ani podejrzanego się nie dzieje. - powiedział Corlett i prędko zmienił temat: - Chciałbym już sobotę. 
 - No, niestety jest czwartek. - powiedziała Clara. - Pracujemy dzisiaj do dwudziestej drugiej... niestety. Jutro jedynie mamy krócej otwartą firmę. Tak jest w spisie godzin. 
- No błagam, znam go pamięć. - jęknął Corlett. - I tak nic dzisiaj nie wykryliśmy... tylko nasze sondy. 
 - Lepiej mieć się na baczności. - powiedział Inferno. - Wróg czuwa cały czas, nawet gdy śpisz. 
- Super. - burknął Corlett. - I co z tego? Myślisz, że wlezie mi do łóżka?

***
Scott wciąż siedział pochylony nad kartami z archiwów. 
Odczytywał tam sygnały, które udało im się zebrać w ciągu miesiąca. Potem starał się notować wnioski, które mogły świadczyć o aktywności kosmitów w Galaktyce. 
Notatki te zapisywał na dużym formacie i jak najdrobiejszym, lecz oczywiście jednocześnie czytelnym pismem. 
 Kilku innych członków też miało podobną robotę. Niektórych męczyło duża ilość pisania, dla drugich zaś zapisywanie wniosków było czymś więcej, niż stawianie liter. 
Scott należał właśnie do tych drugich i nie miał z tym problemów. 
Sam w dzieciństwie interesował się kosmologią i ufologią. Niezwykle zwięźle wytłumaczał każde zjawisko, jakie dotąd udało im się zaobserwować jako Armii. Wszystkie pojęcia starannie wyjaśniał w kilku zdaniach, jak należało czynić. 
Analizacja wszystkich notatek zajęło mu ledwie godzinę. 
Według Clary był najbardziej pilnym ,,uczniem"Armi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz