poniedziałek, 2 listopada 2015

II. Nowe wcielenie: Rozdział Trzydziesty Czwarty

Jednak na ich szczęście strat było dużo mniej. 
 Zbliżał się już koniec stycznia roku 2298, kiedy ludność i autoboty mogli już żyć spokojniej. Teraz, gdy mieli już pewność, iż roboty całkowicie się oddaliły, mieli chęć na gorące podziękowanie Gwiezdnej Armii, bo dzięki niej wytrwali i byli w stanie dalej tworzyć przyszłość. 
Autoboty oczywiście wróciły do swoich starych obowiązków w Armii. Im więcej robili, tym bardziej podziwiał ich świat. Raz w kanadyjskiej telewizji pojawił się reportaż o zamiarze kontuacji budownictwa autobotów, co umocniło stosunki międzyludzkie. 
W tej fali niepohamowanego szczęścia, Inferno otworzył wreszcie oczy. 
Był zadziwiony radością ludzką, która przelewała się przez załogę, zupełnie tak, jak po długiej misji mieli wracać na Ziemię. 
Inferno odzyskiwał powoli siły, wzrok jego oprzytomniał. 
Ujrzał u swojego boku skuloną, cichą Venus - najwierniejszą ze wszystkich autobotek. Był zdziwiony, ponieważ spodziewał się, iż wejdzie Scott razem z nią do jego pokoju.
 - Nie jesteś ze Scottem, Venus? - spytał powoli; jego głos był jeszcze osłabiony. Nie mógł zbyt wiele mówić, ponieważ jego aparat mowy jeszcze nie zregenerował się do końca.
 - Scott jest zajęty. - wyjaśniła autobotka. - Ja sama musiałam sprawdzić, co u ciebie. 
- Nie prosił cię czasem o to? - spytał cyborg. 
Autobotka pokręciła głową. 
 - Nie. Nie prosił. Zbytnio cię ceni, aby to zrobił. 
 - Co się stało? - spytał ponownie starzec. - Gallardo... zginął? 
 Venus zadrżała, patrząc na niego uważnie. 
 - Tak, zginął. - powiedziała. - Ale teraz nie jesteś z nim. Jesteś z nami. To była twoja decyzja. 
 Inferno powoli wyciągał wnioski ze słów autobotki. Ale w końcu przypomniał sobie wszystko. 
 - Byłem głupcem. Przez tyle lat zdradzałem... teraz sam zostałem zdradzony. 
 - Przez kogo? Sam powiedziałeś że chcesz się zmienić. 
 - Życie było dla mnie zbyt surowe, aby stało się ze mną inaczej. - powiedział Inferno. - Powinienem był umrzeć, a sam Scott powinien mnie zabić. Ja sam pragnąłem mu odebrać życie... 
- Ale pojąłeś swój błąd - przypomniała mu Venus. - Co prawda, trochę późno, ale Scott dał ci szansę. 
- Jest najprawdziwszym człowiekiem, jakiego spotkałem. - powiedział wolno Patricia. - Ma potencjał, honor, odwagę... on powinien zostać dowódcą Armii. 
Venus zadrżała ze wzruszenia. 
- Nie byłem wtedy sobą, Venus. - powiedział cyborg. - Nie chciałem, żeby tak między nami... między mną a Armią... wyszło. Wciąż nie potrafię sobie tego wybaczyć... 
Jednak po chwili Venus rzekła:
 - Ale ja ci wybaczam. 
 Patricia spojrzał w oczy autobotce. Ta chwyciła delikatnie jego dłoń - bała się, że po przebudzeniu jego bodźce mogły być nadwrażliwe. 
- Chcę zostać z wami i walczyć ze Stalową Pięścią. - powiedział. - Armia będzie silna. Wierzę w to.
***
W końcu Scott razem z Venus i Inferno wrócili do Vancouver. 
Chcieli zacząć od nowa. Inferno nie chciał mieszkać w Calgary - przywoływało mu to złe wspomnienia. Gdy przeprowadzili się, zaczęli snuć wielkie plany wobec przyszłości. Nie przyszłości Armii, lecz swojej - we trójkę. Nie minęły dwa miesiące, a już byli dla siebie jak rodzina. Wiedzieli, że razem mogli na siebie liczyć. 
Cyborg dostał wkrótce od Clary również kamizelkę kuloodporną, która była wyszywana ze specjalnej wyrobionej skóry. Miał brać ją do misji gwiezdnych, a sam zachowując części cyborga miał ,,zbroję”, czyli ciało cybordzkie koloru ludzkiej skóry (tak jak większość członków Armii – oprócz Aleca – był rasy białej). To ciało dała mu firma produkująca oficjalnie części do autobotów, ponieważ Inferno nie chciał, aby jego ciało przywoływało mu w pamięć roboty. 
Scott tymczasem nadal pracował, tym razem w hotelu Camping Canada, oczywiście jedynie na okres zimowo-wiosenny.
 Inferno też się tam zatrudnił, co wywołało wielkie zdumienie, ponieważ był wśród personelu jedynym cyborgiem. 
Ale, o dziwo, przywykli. 
Gdy zaczął się luty, praca w hotelu się zaostrzyła, ale dzięki wzajemnemu wsparciu, nikt nie odczuwał presji. Scott jednak zadecydował utworzyć dla cyborga garderobę – nie mógł przecież cały czas chodzić w zbroi. 
Dzięki temu ludzie złagodnieli, i nie patrzyli na niego tak zimno, jak kiedyś. Wszystko powoli wracało do normy. 
 Nim pierwszy promyk słońca przebił skrawek lodu na ulicy, Armia zaczęła na nowo pracować jak kiedyś. 
Wszystko to robili dla przyszłości ludzi, bo wiedzieli, że każda przyszłość zaczyna się od jutra. 
A Kanada wciąż szykowała im coraz to nowe niespodzianki. 
 Podczas obchodu święta państwowego, Venus siedziała na ławce i wpatrywała się w powiewającą flagę zdobioną w krwistoczerwony liść klonu. Pomyślała, że jednak państwo jest z nich dumne... że dali radę przezwyciężyć ten kryzys i burzę nieporządków. 
Flaga tańczyła na wietrze, tańczyła podzielając swą dumę z ludnością... Venus westchnęła, nasycając wzrok jej pięknym widokiem. Usłyszała ciche kroki dwóch mężczyzn. 
Odwróciła się i zobaczyła Scotta i Inferna. Uśmiechnęła się do nich. 
 - Wreszcie widzę twoje szczęście. - powiedział z ulgą Scott. 
 - A wy się nie cieszycie? - spytała autobotka. 
Człowiek i cyborg spojrzeli po sobie. 
 - Cieszymy się, a jakże. - rzekł Sebastian Patricia. - Nareszcie jesteśmy wolnymi Kanadyjczykami. 
Venus uśmiechnęła się. Mężczyźni usiedli obok niej. Również spojrzeli na flagę. Patrzyli na nią bezsłownie długo, bardzo długo, aż nastało popołudnie... 
 Do takiego szczęścia nie potrzebowali słów. 
W końcu Scott przerwał ciszę: 
- Sojusz... człowiek i maszyna... są jak jedność. 
Patricia i Venus spojrzeli na niego i uśmiechnęli się. Cyborg położył mu dłoń na wytatuaowanym ramieniu. 
- Serce moje należy do ciała ludzkiego, do mojego prawdziwego oblicza. - powiedział. - Tak samo twoja siła jest własnością autobota. Razem tworzą całość... Siła i dobroć.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz