Jednak
na ich szczęście strat było dużo mniej.
Zbliżał się już
koniec stycznia roku 2298, kiedy ludność i autoboty mogli już żyć
spokojniej. Teraz, gdy mieli już pewność, iż roboty całkowicie
się oddaliły, mieli chęć na gorące podziękowanie Gwiezdnej
Armii, bo dzięki niej wytrwali i byli w stanie dalej tworzyć
przyszłość.
Autoboty oczywiście wróciły do swoich starych
obowiązków w Armii. Im więcej robili, tym bardziej podziwiał ich
świat.
Raz w kanadyjskiej telewizji pojawił się reportaż
o zamiarze kontuacji budownictwa autobotów, co umocniło stosunki
międzyludzkie.
W tej fali niepohamowanego szczęścia,
Inferno otworzył wreszcie oczy.
Był zadziwiony radością ludzką,
która przelewała się przez załogę, zupełnie tak, jak po długiej
misji mieli wracać na Ziemię.
Inferno odzyskiwał powoli siły,
wzrok jego oprzytomniał.
Ujrzał u swojego boku skuloną, cichą
Venus - najwierniejszą ze wszystkich autobotek. Był zdziwiony, ponieważ
spodziewał się, iż wejdzie Scott razem z nią do jego pokoju.
- Nie jesteś ze Scottem, Venus? - spytał powoli; jego głos był
jeszcze osłabiony. Nie mógł zbyt wiele mówić, ponieważ jego
aparat mowy jeszcze nie zregenerował się do końca.
- Scott jest
zajęty. - wyjaśniła autobotka. - Ja sama musiałam sprawdzić, co
u ciebie.
- Nie prosił cię czasem o to? - spytał cyborg.
Autobotka pokręciła głową.
- Nie. Nie prosił.
Zbytnio cię ceni, aby to zrobił.
- Co się stało? - spytał ponownie starzec. - Gallardo... zginął?
Venus zadrżała, patrząc na niego uważnie.
- Tak, zginął. - powiedziała. - Ale
teraz nie jesteś z nim. Jesteś z nami. To była twoja decyzja.
Inferno powoli
wyciągał wnioski ze słów autobotki. Ale w końcu przypomniał
sobie wszystko.
- Byłem głupcem. Przez tyle lat zdradzałem... teraz sam
zostałem zdradzony.
- Przez kogo?
Sam powiedziałeś że chcesz się zmienić.
- Życie było dla mnie
zbyt surowe, aby stało się ze mną inaczej. - powiedział Inferno.
- Powinienem był umrzeć, a sam Scott powinien mnie zabić. Ja sam
pragnąłem mu odebrać życie...
- Ale pojąłeś swój błąd -
przypomniała mu Venus. - Co prawda, trochę późno, ale Scott dał
ci szansę.
- Jest najprawdziwszym człowiekiem, jakiego spotkałem. -
powiedział wolno Patricia. - Ma potencjał, honor, odwagę... on
powinien zostać dowódcą Armii.
Venus zadrżała ze wzruszenia.
- Nie byłem wtedy
sobą, Venus. - powiedział cyborg. - Nie chciałem, żeby tak między
nami... między mną a Armią... wyszło. Wciąż nie potrafię sobie
tego wybaczyć...
Jednak po chwili Venus rzekła:
- Ale ja ci wybaczam.
Patricia
spojrzał w oczy autobotce.
Ta chwyciła
delikatnie jego dłoń - bała się, że po przebudzeniu jego bodźce
mogły być nadwrażliwe.
- Chcę zostać z wami i walczyć ze Stalową Pięścią.
- powiedział. - Armia będzie silna. Wierzę w to.
***
W
końcu Scott razem z Venus i Inferno wrócili do Vancouver.
Chcieli zacząć od nowa.
Inferno nie chciał mieszkać w Calgary -
przywoływało mu to złe wspomnienia. Gdy przeprowadzili się,
zaczęli snuć wielkie plany wobec przyszłości.
Nie przyszłości Armii, lecz swojej -
we trójkę.
Nie minęły dwa miesiące, a już byli
dla siebie jak rodzina. Wiedzieli, że razem mogli na siebie liczyć.
Cyborg dostał wkrótce od Clary również kamizelkę kuloodporną,
która była wyszywana ze specjalnej wyrobionej skóry. Miał brać
ją do misji gwiezdnych, a sam zachowując części cyborga miał
,,zbroję”, czyli ciało cybordzkie koloru ludzkiej skóry (tak jak
większość członków Armii – oprócz Aleca – był rasy
białej). To ciało dała mu firma produkująca oficjalnie części
do autobotów, ponieważ Inferno nie chciał, aby jego ciało
przywoływało mu w pamięć roboty.
Scott tymczasem
nadal pracował, tym razem w hotelu Camping Canada, oczywiście
jedynie na okres zimowo-wiosenny.
Inferno też się tam zatrudnił,
co wywołało wielkie zdumienie, ponieważ był wśród personelu
jedynym cyborgiem.
Ale, o dziwo, przywykli.
Gdy zaczął się luty, praca w hotelu się zaostrzyła,
ale dzięki wzajemnemu wsparciu, nikt nie odczuwał presji. Scott
jednak zadecydował utworzyć dla cyborga garderobę – nie mógł
przecież cały czas chodzić w zbroi.
Dzięki temu ludzie
złagodnieli, i nie patrzyli na niego tak zimno, jak kiedyś.
Wszystko powoli wracało do normy.
Nim pierwszy promyk słońca przebił
skrawek lodu na ulicy, Armia zaczęła na nowo pracować jak kiedyś.
Wszystko to robili dla przyszłości ludzi, bo wiedzieli, że każda
przyszłość zaczyna się od jutra.
A Kanada wciąż szykowała im
coraz to nowe niespodzianki.
Podczas obchodu święta państwowego, Venus siedziała na ławce i
wpatrywała się w powiewającą flagę zdobioną w krwistoczerwony
liść klonu. Pomyślała, że jednak państwo jest z nich dumne...
że dali radę przezwyciężyć ten kryzys i burzę nieporządków.
Flaga tańczyła na wietrze, tańczyła podzielając swą dumę z
ludnością...
Venus westchnęła, nasycając wzrok jej pięknym widokiem.
Usłyszała ciche kroki dwóch
mężczyzn.
Odwróciła się i zobaczyła Scotta i Inferna.
Uśmiechnęła się do nich.
- Wreszcie widzę twoje szczęście. - powiedział z ulgą Scott.
- A wy się nie
cieszycie? - spytała autobotka.
Człowiek i cyborg spojrzeli po
sobie.
- Cieszymy się, a jakże. - rzekł Sebastian Patricia. - Nareszcie jesteśmy wolnymi Kanadyjczykami.
Venus uśmiechnęła się.
Mężczyźni usiedli obok niej. Również spojrzeli na flagę.
Patrzyli na nią bezsłownie długo, bardzo długo, aż nastało
popołudnie...
Do takiego szczęścia nie potrzebowali słów.
W końcu Scott przerwał ciszę:
- Sojusz... człowiek i
maszyna... są jak jedność.
Patricia i
Venus spojrzeli na niego i uśmiechnęli się. Cyborg położył mu
dłoń na wytatuaowanym ramieniu.
- Serce moje należy do
ciała ludzkiego, do mojego prawdziwego oblicza. - powiedział. - Tak
samo twoja siła jest własnością autobota. Razem tworzą całość...
Siła i dobroć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz