Roboty
przedzierały się przez zarośla, kląc siarżyście, jak
poprzednio.
Ale Stalowa Pięść, który nimi sterował, nie uspokajał ich, bo wiedział, że to nic nie da. Wiedział, że są rozgniewani, ale nie przejmował się tym.
- Durnie! - burknął tylko i wyciągnął zza pazuchy kosę, którą zaczął ciąć pnącza przed sobą.
Zapadło pełne zdumienia milczenie, ale dowódcy to nie zdziwiło. Uśmiechnął się tylko pod nosem i ruszył przed siebie, a żołnierze za nim. Niektórzy również wyciągnęli swoje noże i zaczęli ciąć dla zabawy kory drzew. Towarzyszył temu głupawy śmiech.
Lecz nie trwało to długo. Po kilku chwilach Stalowa Pięść odwrócił się do nich.
- Co wy robicie, durnie? - warknął na nich.
Stalrat spojrzał na niego z drętowatym uśmiechem.
- Przestańcie! - rozkazał im Pięść. - To czyjaś planeta!
Roboty naburmuszyły się. W ich oczach błyskał wyraźny ogień gniewu.
- Bo co? - spytał Pieniacz. - Boisz się kosmitów?
Pięść chciał do niego podejść, aby chwycić go za gardło, lecz Czarna Kobra stanął między nimi. Uderzył go w pierś, Stalowa Pięść zatoczył się, ale nie upadł.
Spojrzał ze złością na Kobrę i na Pieniacza.
- Sami boicie się siebie nawzajem. - syknął. - Wydałem rozkaz. Mamy zbadać tą planetę. Ten glob jest jak żyła złota! Nadal tego nie rozumiecie?
Czarna Kobra spojrzał na Stalową Pięść.
- Być może to nie jest dla nas zrozumiałe. - powiedział. - Poza tym, dążysz do zniszczenia autobotów, a ta planeta nie ma z nimi nic wspólnego.
Wódz robotów poczuł gniew.
Nie spodziewał się, że nowe roboty, takie jak Czarna Kobra będą tak nieobeznane w sytuacji. Sądził, że jego dzieło unowocześnienia armii robotów będzie w pełni udane.
Ale zdał sobie sprawę, że się mylił.
Z Infernem wojsko to nie byłoby takie złe... ale przecież Inferno zdradził! I to boleśnie zdradził! Dołączył do Armii i jej autobotów, nie myśląc kompletnie o tym, co się stanie z robotami w całej Kanadzie. Co za bezmyślność, jak na takiego starca! Z pewnością tego pożałuje, pożałuje tego gorzko! Jeszcze się przekona, co to znaczy zemsta robotów...
Oprzytomniał, spojrzał na Kobrę... i przypomniał sobie jego słowa.
Odparł mu gorzkim tonem:
- Jak to nie ma nic wspólnego? Chyba zbyt mało znasz McDavida... to przecież on... legendarny wojownik Armii... leciał wraz ze swoją załogą na tą planetę... wiele lat temu. Ta właśnie planeta nosi w sobie piętno, znak Armii... dlatego tu jesteśmy.
Czarna Kobra jednak nie okazywał po sobie, aby rozumiał to, co Pięść do niego mówił. Widać było, iż krótszy czas przebywa na Ziemi niż Pięść i Stalrat.
Nie znał też Inferna tak dobrze, jak oni i nie wiedział, jaką broń posiada Armia. Autoboty zaś już wiedziały, że Pięść z pewnością stworzył garść nowych robotów, aby nimi sterować w swoich celach. A cel od odejścia Inferna był jeden, taki sam jak sprzed laty, kiedy załoga wylądowała po wieloletniej misji w Galaktyce na Ziemi.
Wciąż łaknęły władzy – kolejny raz i teraz po tak gorzkich porażkach w roku 2297 nie zamierzali się już cofać.
Lata tchórzostwa minęły. Chciały roznieść autoboty w pył! Wydawało się, że nic ich nie zatrzyma. Nie tym razem. I na pewno nie następnym, jak nadarzy się okazja.
Gdyby Inferno był po ich stronie, na pewno nie pozwoliłby na taką słabość. Słabość to nie jego cecha. Słabość to cecha tchórzów.
- Czuję niemal, jak to ciężkie powietrze napiera na mnie krzepą Armii. - powiedział z obrzydzeniem Stalrat. - Nasz pamięci najdroższej wódz, z pewnością dostałby ataku histerii, gdybyśmy razem z nim teraz tu wylądowali.
- Nie sądzę. - zaprzeczył Stalowa Pięść. - Napawałby się odorem zapachu tych dziwnych tlenków. Przypomniałoby mu to stare czasy... nasze loty sprzed lat, za panowania Susan Steward. To były dobre chwile, nie zwątpię... Ale wtedy Steward wykryłaby nas jedną sondą. Chociaż Inferno z pewnością nie pozwoliłby nam wpadać w panikę.
- Miałem na myśli Gallardo, ty bufonie! - warknął Stalrat.
Stalowa Pięść syknął groźnie:
- Taak? A chcesz znowu się zaksztusić własną śliną?
Stalrat zasyczał, jak to zawsze robił, gdy wpadał w złość. Nie był jednak już tak głupi, aby sprzeciwić się dowódcy. Wiedział, że Stalowa Pięść mógłby w ataku niepohamowanego gniewu zabić go jednym pociągnięciem za spust. Wolał odtąd zawsze się wycofywać, lecz gdy sprawa ocierała się o temat autobotów – nic go nie zatrzymywało. Zawsze chciał spełnić pragnienie swego pana – teraz już tylko Gallarda. Bo przecież kiedyś i robot i człowiek dążyli do tego samego celu, ramię w ramię, jak druhowie... ale teraz wszystko to uległo bolesnej i trudnej zmianie, ciężkiej do ,,przetrawienia''.
Roboty myślały, iż za przywódcę będą mieli prawdziwego wojownika. Pięść darzyli nie tyle co nienawiścią, lecz także zimnym, wymuszonym posłuszeństwem.
Czuli, że jak nie wykonają jakiegokolwiek rozkazu, zginą, chociaż Pięść wolał ich karać tak surowo, aż wymusi na nich pokorę. Mawiali, że nerwowość była przywilejem przywódcy, lecz nie o każdego przywódcę tu chodziło. Trafiał się wódz uporządkowany, spokojny, opanowany... i o dziwo, cierpliwy. Trudno było znaleźć w dzisiejszych czasach właściwą osobę na tą rolę. Ale roboty wiedziały, że Pięść jednak nie spełnia żadnych oczekiwań ,,ich przywódcy'', tego prawdziwego. Owszem, Inferno również bywał nerwowy... ale on potrafił opamiętać się we właściwej chwili...
Roboty przez długi czas myślały, jaki wódz jest dla nich najlepszy, teraz, gdy nie ma z nimi ani Gallarda, ani Inferna. Stalowa Pięść spotykając się z ciszą, wybuchł maniakalnym śmiechem.
- Ha! Jednak macie przede mną respekt. To dobrze... bardzo dobrze. Przywódca musi być twardy i opanowany, muszą mieć do niego szacunek... Inferno wiele was nauczył... jednak coś mu zawdzięczamy.
Kopnął kamień, leżący na drodze i rzekł:
- Musicie być czujni, przygotowani na wszystko. Lecz panika jest tu nie na miejscu. Zbadamy tą planetę, a potem może wykorzystamy jakoś zdobytą wiedzę... bo wiedza, która trafia do rozumu, nie ma prawa się ulotnić. Wiecie o tym... z czasem samo przyswajanie wiedzy i wykorzystywanie jej w praktyce wejdzie wam w nawyk... tak uczył nas Gallardo i ten stary głupiec... a my musimy słuchać ich zardzewiałych rad, bo, jak widać, nadal są zdatne do użytku.
Roboty ruszyły dalej, teraz już w pełni świadomi sytuacji; musieli słuchać rozkazów Stalowej Pięści. Wiedzieli, że jeśli jednak jak nadarzy się okazja, aby go zabić, wybiorą sobie lepszego przywódcę. Zachowały, jak można się było domyśleć, ten zamiar w głębokiej tajemnicy.
Gdy przez ścieżkę pnącza rosły coraz rzadziej, Pięść zarządził skręt w prawo, gdzie natrafili na ogrom rozgałęzionych drzew, skąpanych w gorących oparach.
Roboty uklękły przy ziemi i zebrały próbkę do probówki. Przydałyby się takie do badań. Nie wiedzieli oczywiście, jak długo te próbki roślin wytrzymają bez atmosfery rodzimej planety, lecz musieli podjąć się ryzyka. Roboty pilnie oglądali każdy napotkany okaz i nawet zebrali garstkę tamtejszej gleby.
Musieli zacząć badania. Pięść przyglądał się temu obojętnie – zbieranie próbek nie było jednym z jego ulubionych zajęć.
- Bardzo dobrze. - powiedział, gdy roboty skończyły swoje zadanie. - Flora została zebrana. Pozostały nam ślady istot żywych. Ruszamy dalej.
Roboty włączyły komunikaty z nadajnikiem, które mogły pomóc w wyszukaniu istot żywych. Przez pewien czas napotkali jedynie kilka gatunków ptaków i jaszczurek, lecz to nie wystarczało – potrzebowali śladów istot inteligentnych.
Stalowa Pięść jednak nakazywał im iść dalej.
- Jak nie znajdziemy istoty inteligentnej do zachodu Słońca, będziemy musieli wrócić tu za dwa, może trzy dni... przez ten czas możemy poddać badaniom to, co mamy.
Roboty musiały przystać na ten układ, więc nic nie odpowiedziały. Pięść poprowadził ich dalej w puszczę, prawie nie odzywając się do nich – potrzebował skupienia.
Starał się wybadać tutaj ślady Armii, lecz jak dotąd, nic mu się nie udało w tym kierunku. Starał się znosić kąśliwe uwagi robotów. Lecz wiedział, że jednocześnie musiał trzymać nerwy na wodzy. Przez dłuższy jeszcze czas mogli jedynie podziwiać dziwne i dzikie widoki leśnej natury.
Wszelkie ptactwo leśne szykowało się do snu – znakiem tego, że zbliżał się wieczór. Roboty zauważyły to jednak z pewnym opóźnieniem i Stalowa Pięść wpadł w złość.
- Durnie! - warknął, gdy utknęli w głębokim borze. - Musimy wracać i to zaraz! Jak my teraz wrócimy?
Kręte ścieżki utrudniały rozeznanie trasy i dodatkowo cienie na drzewach ułożyły się tak niefortunnie, że nie można było określić kierunków świata.
Roboty zaczęły na ślepo doradzać, w którą stronę należy iść, ale Stalowa Pięść nie chciał ich słuchać.
- Jesteście durniami. - powtórzył.
Jeden z robotów powiedział półgębkiem, że nie posiadają kompasu. To jeszcze bardziej rozzłościło przywódcę.
- Teraz mi gadacie takie rzeczy! - syknął. - Trzeba było o tym pomyśleć, zanim tu wylądowaliśmy!
Roboty zaświeciły reflektorami, które chwyciły w ręce, aby oświetlać sobie drogę.
Ale widać było, że boją się iść dalej.
- No, co? - warknął na nich Pięść. - Który taki mądry, niech prowadzi! No, proszę!
Ale roboty nie ruszały się z miejsca.
- Durnie! - syknął Stalowa Pięść i zaczął iść na wprost przed siebie.
Nie uszedł jednak kilku kroków, gdy Stalrat krzyknął:
- Hej, stój! Stój!
Stalowa Pięść zasyczał jak rozgniewany wąż i odwrócił się wolno w stronę robotów.
- A wam co strzeliło do łbów? Od kiedy tak bardzo się o mnie troszczycie?
Roboty patrzyły to na niego, to na otoczenie dookoła.
- Coś tu jest. - szepnął Pieniacz. Stalowa Pięść umikł i zaczął nasłuchiwać.
Usłyszał szelest zarośli i drgnął. Roboty milczały.
- Nie ruszać się. - rzekł Stalowa Pięść i przeładował swój karabin.
Podszedł do robotów i zaczął wpatrywać się w daleki punkt za nimi. Roboty zadrżały, chcąc obejrzeć się za siebie, ale Pięść powstrzymał je gestem. Przez pewien czas wodził wzrokiem za nieokreślonym obiektem. Widać było jego skupienie i czujność.
Roboty nie zrozumiały, ale były przejęte. Usłyszały w chwilę później silniejszy i głośniejszy szelest. Roboty skierowały lufy karabinów w miejsce, skąd usłyszeli hałas.
- Nie strzelać! - wstrzymał ich Pięść. - Nie wiemy jeszcze, co to za licho.
W tej chwili usłyszeli głośny wrzask i nad głową Stalowej Pięści przeleciało coś, co przypominało robota, lecz było smuklejsze, bardziej delikatne...
Roboty jednak i tak zamarły z przerażenia. W chwilę później Pięść zatrzymał robocicę, która lądując na ziemi została przez niego przypadkiem potrącona ramieniem i upadła. Nim jednak Pięść się do niej zbliżył, ta objęła go pełnym przerażenia wzrokiem i spojrzała w stronę, skąd słychać było szelest, który nie cichł, a narastał.
Stalowa Pięść przyjrzał się uważnie robocicy. Widać było, iż była nowocześniejszej technologii, gdyż jej sylwetka bardziej przypominała kobietę, niż sylwetka Soprano. Była uzbrojona w pistolet i elektryczny bicz.
- Kim jesteś? - spytał twardo Pięść.
Robocica położyła palec na ustach i szepnęła:
- Zamilcz, żołnierzu! Oni nadchodzą.
- Kto? - spytał Pieniacz.
Robocica zadrżała. Rozległ się potężny ryk, który narastał z każdą chwilą. Przypominało to trochę ryk rozwścieczonego stada tyranozaurów, jednak w ich mrożącej krew w żyłach nucie było coś jeszcze...
- Gospodarze. - syknęła robocica i wyciągnęła bicz.
W tej chwili przez zarośla wyskoczyli kosmici przypominający zmutowane jaszczury, które szczerząc kły naparły na nich całą siłą. Roboty uniosły karabiny i rozpoczęły strzelaninę.
Kosmici przełamali opór gałęzi.
- Zabić te bydlęta! - krzyknął Stalowa Pięść.
Obcy jednak okazali, że nie zamierzają się poddać. Brnęły wielką nawałnicą na roboty, które starały się je zatrzymać za wszelką cenę. Roboci żołnierze dokładnie przyjrzeli się przybyszom.
Przypominali trochę efekt skrzyżowania jaszczura z człowiekiem.
Miały szarozieloną skórę i żółte oczy, którymi omiotały okolicę. Ich spiczaste uszy były w niektórych miejscach powygryzane. Kosmici mieli płaskie nosy, przypominające nieco ludzkie, lecz mniejsze i ich odległość od ust była większa.
Mierzyły co najmniej dwa metry wzwyż. Ich sylwetki były potężnie zbudowane, a ich dziki wygląd przekonał roboty, że nie mają dobrych zamiarów.
Roboty jednak również nie chciały ustanowić z nimi pokoju. Strzelali bez ostrzeżenia, tak jak oni ich zaatakowali. Byli naprawdę silni, chociaż nic na to nie wskazywało.
Roboty z początku myślały, że napoją się zwycięstwem i wrócą w jednym kawałku jako drużyna, lecz się mylili.
Kosmici rzucali się na nich znienacka i czynili wszystko, ażeby zwycięstwo należało się im. Roboty jednakże strzelały do nich w dalszym ciągu, lecz jaszczury zaczęły odważać się na wytrącanie im uderzeniami ogonów broni z rąk, a następnie pożeraniu ich żywcem – jednak po chwili wypluwały szczątki pozostałego metalu.
Strzelanina połączyła się z rzezią. Była to niebezpieczna mieszanka. Sytuacja zaczęła wymykać się spod kontroli.
Wrzaski umierających w męczarniach robotów, zagłuszała skupienie na przetrwaniu tym, co pozostali. Wkrótce jaszczury stąpały po szczątkach pokonanych robotów, lecz Stalowa Pięść i jego wciąż zmniejszająca się drużyna stawiali uparty opór.
Pięść samodzielnie ubił trzech i doskoczył do Stalrata, aby pozbawić życia kolejnych kosmitów.
Kosmici ryczeli, przypiekani żywcem roztapiającym się metalem, a niebawem powstał pożar. Wciąż jeszcze nie mogli się od nich oswobodzić. W ten sposób prezentowali swoją siłę. Stalowa Pięść wrzeszczał na swoich, aby ich wszystkich położyć... to był zacięty bój. Nim się skończył, na wodza robotów skoczył jeden z ogromnych jaszczurów i niemal zdusił go uderzeniem ogona. Robot odleciał w tył i uderzył o konar drzewa.
Poczuł ból. Jednak nie zamierzał się poddać. Spojrzał w oczy jaszczurowi, który już na niego napierał. Złamał jego opór strzałem w oko.
Ryczący z bólu kosmita zatoczył się, a w tej chwili na kark skoczyła mu robocica. Uniosła w górę świetlisty bicz i uderzyła z całej sily nim o bark jaszczura. W miejscu, gdzie uderzyła, na grubej skórze obcego powstała gruba szrama.
Robocica wrzasnęła w przypływie odwagi i strzeliła laserowym pociskiem w gardziel kosmity pięć razy. Następnie drugi raz przyłożyła mu biczem i kosmita zaczął się zataczać, czując zbliżającą się śmierć. Pieniacz dobiegł do stóp jaszczura wbijając mu nóż w udo. Następnie zaczął biec w przeciwną stronę, aby pokonany wróg nie zgniótł go własnym cielskiem.
- Skacz! - wrzasnął do robocicy. Ta przygrzała mu biczem jeszcze dwa razy i skoczyła wykonując salto w powietrzu. Pięść wstrzymał gestem strzelców, dopóki robocica nie wylądowała na ziemi.
- Dobić! - wrzasnął i zaczęli w grupie ostrzeliwać już na wpółmartwego kosmitę. Gdy padł już ostatecznie pokonany, Pięść powiedział do robocicy:
- No, skoro już ubiliśmy gospodarzy – chwycił ją za gardło – czas się dowiedzieć, kim jest gość na tej planecie! Robocica nie spodziewała się tego ruchu. Przywódca robotów ścisnął jej szyję i spojrzał w oczy. W jego wzroku było podejrzenie i gniew. Roboty pierwsze to wyczuły.
- Czego chcesz? - syknęła robocica.
- Zadać ci kilka trudnych pytań. - odparł gorzkim tonem Pięść.
Robocica wyczuła teraz, że jej rozmówca jest zapalczywy i bezlitosny.
Wiedziała, że pochodzi z innej, dalszej epoki, niż ona i być może rządzi się innym, surowszym prawem. Ale widocznie nie zdziwiło ją to.
Wpatrywała się w twarz Stalowej Pięści bez poruszenia powieką. Roboty wokół milczały, w skupieniu czekając na wyrok dla obcej im istoty – obcej, bo niestworzonej przez ich dawnego pana. - Niech zgadnę, żołnierzyku. - powiedziała zimno robocica. - Chcesz się dowiedzieć, kim jestem, i skąd się tu wzięłam? Pięści spodobał się jej zimny, wyniosły ton, chociaż był skierowany do jego osoby.
- Mniej więcej. - odparł. - Ale ja nie mam czasu na żarty.
Skierował lufę swojego karabinu w jej skroń.
- Poczekaj, głupcze. - powiedziała. - Może i nie masz poczucia humoru, ale za to potrafisz się śmiać z czyjejś śmierci, prawda? To się nazywa czarny humor. Zapamiętaj to sobie.
W tym momencie uderzyła obiema rękoma ściśniętymi w pięści głowę dowódcy robotów, przez co zaskoczony wódz puścił ją, a ona wywinęła się kozłem w powietrzu (lecz zamierzonym kozłem) i kopnęła go w locie w twarz.
Pięść cofnął się zatoczony, lecz w chwilę później odzyskał równowagę. Tymczasem jego rywalka dopadła swojej broni i wcelowała w niego pistoletem. Roboty z podziwem obserwowały całą akcję.
- Żmija! - warknął Stalowa Pięść. - Gdyby nie my, kosmici przeżuwałyby teraz nasze kable!
- Kosmici zaatakowali nie tylko was. - odparła robocica. - Tak naprawdę chcieli zabić mnie.
Stalowa Pięść zmrużył oczy.
- Więc cię ocaliliśmy, choć nie leży to w naszej naturze. - powiedział. - W innym razie, zginęłabyś najpierw przetrawiona przez kosmitę, a potem ten kosmita padłby przysmażony laserem z naszych dział. I tak śmierć ma zawsze równe szanse.
Robocica zaśmiała się lodowato.
- To prawda. Ale nie wyklucza to faktu, że zawdzięczam wam życie, a wy zaś, chcecie mnie teraz zabić... więc jeśli tak ma wyglądać to dziwne koło, może ja mam was pozabijać?
- Nie masz szans. - powiedział Stalowa Pięść. - Ty jesteś jedna, a nas jest siedmiu. Poza tym, reszta naszej załogi krąży w sondach kosmicznych, które możemy wezwać jednym kodem sygnałowym.
- Nie wiesz na co mnie stać. - odparła robocica.
Pięść zaśmiał się.
- Tak? Może i masz rację, ale za to ty nie wiesz, z jakim wojownikiem się mierzysz.
- Jesteś w końcu wojownikiem, czy zabójcą? - spytała robocica. - Bo jak dobrze zauważyłam, równie dobrze możesz być hybrydą.
Wystrzeliła z pistoletu tak niespodziewanie, że Pięść od razu został postrzelony.
Na jego twarzy pojawiło się szczere zaskoczenie. Nie był zdumiony faktem, iż został postrzelony (niegroźnie), lecz samym szczegółem, iż celowała do niego kobieta.
Potarł zbroję na piersi, która została jedynie zarysowana nieznacznie i rzekł:
- Jesteś dla nas obca... a że cuchnie od ciebie Armią, to drugi powód naszego stosunku wobec ciebie. Zwąchałaś się z Susan Steward, prawda?
Robocica uśmiechnęła się pod nosem.
- Można tak powiedzieć. Ale Steward nie żyje.
Stalowa Pięść zmrużył podejrzliwie oczy.
Robocica wciąż trzymała go na muszce.
- Skąd wiesz? - spytał powoli.
Ta zniżyła broń, lecz nie schowała jej. - Jeśli mnie oszczędzisz, opowiem ci o tym. - powiedziała.
Stalowa Pięść spojrzał na stojącego obok niego Pieniacza.
- Ja bym nie zażynał jeszcze tej żmii, a ty? - spytał.
Pieniacz wzruszył ramionami.
- Czy ja wiem? Lepiej mieć się na baczności. Ona jest mocniejsza od nas wszystkich. Widzę to po jej strukturze. Najwidoczniej nie ma pojęcia o cyborgu, ale może nam pomóc w pozbyciu się McDavida.
Stalowa Pięść spojrzał z zaskoczeniem na towarzysza.
- Masz więcej rozumu niż Stalrat. - powiedział. - Pytanie tylko, czy na to przystanie. - dodał szeptem.
Zwrócił się potem do robocicy:
- Dobrze, oszczędzimy cię... ale od tej pory będziesz musiała funkcjonować na naszych zasadach!
Robocicy jednak nie przestraszył jego groźny ton.
Zaśmiała się gorzko.
- Każdy nowy monarcha chce wprowadzić własne zasady... ja nie mam nic do stracenia.
- Więc może powiedz nam, jak się nazywasz?
Robocica schowała pistolet i podeszła do Pięści na kilka kroków. - Mów mi Tacata. Stalowa Pięść zbliżył się do niej i syknął:
- Zanim jednak cię przyjmiemy, musimy wiedzieć nieco więcej o tobie samej... mnie nazywaj Stalową Pięścią, dla porządku, skoro mamy się do siebie odnosić po imieniu... skąd przybywasz?
Robocica wskazała ciemne już niebo.
- Narodziłam się na planecie, którą większość z was nazywa Ziemią. - powiedziała. - Zostałam skazana na wygnanie przez autoboty podczas wielkiej wojny w Vancouver roku 2297.
- Chwileczkę. - przerwał jej Pięść. - Chcesz powiedzieć, iż byłaś członkiem tej wojny?... Robocica spojrzała na niego z odrazą.
- A co? Może nie?
- W naszym wojsku nie było kobiet. - powiedział Stalrat. - Inferno wtedy nami kierował i zadecydował, iż zaatakujemy jako armia robotów płci męskiej... zresztą każdy z naszych ma formę mężczyzny.
- Fakt, w Kosmosie też była nas jedynie garstka. - dodał Pieniacz. - Umocniliśmy się po zmianie struktury cielesnej tego starego głupca.
- To ja zabiłam Susan Steward. - powiedziała Tacata. - Oszołomiłam ją strzałem, a potem ona sama odebrała sobie możliwość przetrwania... potem zaś zatrzymał mnie jeden z tych autogłupków i aresztował pod tym zarzutem... musiał mnie śledzić.
Stalowa Pięść spojrzał na Stalrata i Pieniacza. Potem przeniósł znowu wzrok na Tacatę.
- Co się wtedy stało? - spytał.
- Walczyłam niegdyś z Armią w osobnej drużynie robotów. - powiedziała Tacata. - Nie byliśmy tak potężni, jak niektórzy, ale przez pewien czas dawaliśmy radę. Nasza działalność istniała czterdzieści lat (czasy 2240-80, lecz nie było to tak istotne), lecz Armia ją wykryła trzy lata później. Więc autoboty, po zniszczeniu tego wojska, poczęły czyhać na moje życie. Wiedziały, że niektórzy członkowie zostali zniszczeni, jeszcze przed wielką wojną w 2270 (wtedy Scott uciekł z Ziemi dzięki statkowi kosmicznemu, a w jej czasie urodził się jego przyjaciel, Corlett). Musiałam się ukrywać przed ludźmi i przed autobotami, co nie było łatwe. Wiedzieli, że powstałam dzięki zebraniu próbki DNA autobota, lecz przerobili mnie na robota, co wywołało u nich gniew. Widocznie przypomnieli sobie dawną drużynę, do której należałam. Gdy zaczęły podejrzewać mnie o związek z kosmicznymi misjami, na które leciała Armia... w jednej z nich badacze omal nie zostali zabici – zaczęli mnie ścigać. Uciekłam, kiedy wezwano pomoc dla nich. Ukryłam się w jednej z grot i tam czekałam rok.
Wysłałam sygnał do sondy i gdy doczekałam się statku, uciekłam stamtąd. Udało mi się wylądować na Ziemi, ale autoboty wciąż o mnie pamiętały... obiecałam sobie, że wtedy zemszczę się na Armii. Przez wiele lat ją obserwowałam z ukrycia i znałam bardzo dobrze jej przywódcę. Nienawidziłam jej...
Wybuchła pierwsza wojna (Tacata wylądowała na Ziemi nieco później niż Armia, krótko po urodzinach Scotta), z której nic mi nie przyszło. Musiałam się wycofać. Lecz nadal starałam się łamać kody szyfru, uszkadzać sygnały sondownicze zbliżające się do Ziemi. Wydaje mi się, że w ten właśnie sposób autoboty mnie wykryły.
Czułam, że szykują się do drugiej wojny... więc i ona przyszła... i wtedy poczułam, że musiałam coś ze sobą zrobić. Ukrywałam się w różnych miejscach, lecz zawsze tak, aby autoboty mnie nie wykryły. Nadeszła jeszcze większa wojna (wojna w roku 2297, po odzyskaniu życia Inferna z ciała człowieka do ciała cyborga), po której Vancouver na długo nie mogło się podnieść. Mnóstwo autobotów spłonęło, zanim jeszcze jatka rozpoczęła się na dobre. Z różnych stron nadciągały samoloty bojowe.
Zrozumiałam, że to sprawka Armii. Postanowiłam walczyć. Lecz działałam z ukrycia. Bałam się ujawnić swoją tożsamość...
- Spotkałaś się kiedyś z cyborgiem? - przerwał jej Stalowa Pięść.
Tacata umilkła na chwilę, myśląc, lecz odparła:
- Na mojej drodze nie stanęła inna istota, prócz autobotów i ich ludzkich ochroniarzy. Pieniacz zaklął.
- Przebiegły szczur! Był nam przywódcą, a on nas zdradził... Umarł, lecz przywróciliśmy mu życie i nadaliśmy nowe ciało. A on nas tak...
Stalowa Pięść nakazał robotowi milczenie gestem ręki.
- Kto to był? - spytała Tacata.
Stalowa Pięść odrzekł: - Nasz dawny przywódca... zabójca dowódcy naszego wojska... cyborg, Sebastian Patricia, kryjący się pod pseudonimem Inferno.
Tacata zamarła z podziwu.
- Przecież to piekło! - powiedziała.
Stalowa Pięść wiedział przecież co oznacza imię ich dawnego wodza – wszakże był swojego rodzaju Kanadyjczykiem, i wiedział, co ono kryje.
- Tak... - odparł wolno. - Wcielił się w piekło...
Tacata jednak nie dosłyszała tej kwestii.
- Sebastian Patricia, powiadasz? - spytała robocica. - Może kiedyś otarło mi się to nazwisko o system słuchowy, ale nigdy nie widziałam go na oczy.
Stalowa Pięść odwrócił się do niej.
- Nie miałaś okazji go ujrzeć. - powiedział. - Tak samo McDavida...
- Możliwe. - potwierdziła Tacata.
- Co się wtedy stało, jak walczyłaś? - spytał ciekaw końca opowieści Stalrat.
Tacata westchnęła.
- Jak wam zapewne wiadomo, walka się zaostrzała. - powiedziała. - Lecz to nie było najgorsze. Nadal się bałam. Chciałam stamtąd zbiec, ale coś mnie tam wtedy trzymało, mówiło mi wewnętrznie że mam zostać i walczyć... a ja... nie mogłam.
- Miałaś broń? - spytał Pięść.
- Jak każdy. - odparła obojętnie Tacata. - Z początku miałam tą broń, którą udało mi się zdobyć w hotelu. Ale była zbyt słaba... bałam się, że jeśli się ujawnię, zginę.
- Ciekawe, czy autoboty zauważyły kradzież broni. - powiedział Pieniacz. - Bo, o ile się nie mylę, powinni coś wykryć.
- Nawet jeśli wykryli, to za późno. - odparła Tacata. - Więc jedynie w tej kwestii miałam szczęście. Ale przez długi czas nie widziałam okazji, aby ją wypróbować, wystrzelić... bo coś mnie blokowało.
- Więc byłaś idiotką. - syknął Pieniacz. - Ja na twoim miejscu utłukł wszystkich, którzy wpadliby mi pod nogi.
- Nie rozumiesz. - przerwał mu Stalowa Pięść. - Autoboty chciały ją unicestwić. Zbyt dobrze się znaliście.
- To prawda. - powiedziała Tacata. - Ale później i tak szukaliby mnie w mniejszych grupach. A wtedy nie miałabym gdzie uciekać. Nie miałam wyboru... musiałam walczyć. Nadal strzelałam do niektórych, którzy byli bliżej z ukrycia, podpalałam budynki... to mi się jak dotąd udawało. Walka wrzała nadal, a ja miałam coraz mniej energii... Ubiłam trzech z tych ogromnych silników, podsyłając im bombę. Jednak miałam jeszcze taktykę...
- Spotkałaś się ze Steward twarzą w twarz? - spytał Stalowa Pięść.
Tacata wzruszyła ramionami.
- Raczej nie. - odparła. - Ale zaatakowałam ją zaraz po jej osłabieniu przez innego żołnierza. Upadła na ziemię. Krwawiła... zrozumiałam, że aby wykazać się godną jej przeciwniczką, muszę dać jej szansę samej się zabić. I o dziwo, udało się. Zamknęła wtedy oczy i nigdy już ich nie otworzyła... a ja czułam satysfakcję. Upajałam się tym zwycięstwem parę chwil, aż nie poczułam na skroni lufy pistoletu. Zrozumiałam, że to autoboty. Chciałam uciec, ale byli szybsi i silniejsi. Wynieśli mnie z pola bitwy, zanim nie zobaczyłam dobiegającego do jej ciała mężczyzny... ale więcej już nie zobaczyłam.
Zamknęli mnie skutą kajdankami w jednym z radiowozów i zawieźli na posterunek. Bitwa wciąż jeszcze się toczyła, lecz gdy usadzili mnie w fotelu i zaczęli wypytywać kolejno o różne bzdury, wyczułam, że wojna dobiegła końca. Ale nie mój proces.
Siedziałam w areszcie kilka dni, zanim nie ogłosili dla mnie wyroku. Byłam samotna, opuszczona... tylko strażnik z mechanicznym psem przechodził tamtędy od czasu do czasu. Mój pokój był monitorowany. Czułam się śledzona każdego dnia. Nie mogłam w spokoju pomyśleć, zamknąć się w sobie... Broń, którą mi zabrali zaraz po areszcie zamknęli w specjalnej gablocie na klucz. Czułam się niemalże naga bez broni.
Zaczęłam obwiniać sama siebie, dlaczego w tym właśnie momencie się ujawniłam, a nie w innym. W telewizji rozpowszechnili pogrzeb Susan Steward. Ale ja nie miałam żałoby, ani następnego dnia po pogrzebie, ani w następnych... nie czułam żalu.
Dopiero po kilku dniach poznałam ostateczny wyrok: wygnanie na planetę poza Układem. Nim po mnie przyszli, wykradłam im beznabojową broń. Wypuścili mnie wtedy z celi i zaprowadzili do kapsuły kosmicznej, położonej o kilkadziesiąt jardów stąd. Kazali mi do niej wejść, a gdy odmówiłam, dwa autoboty wepchnęły mnie tam do środka.
Czułam się osaczona, ale po dokładnym odliczeniu energii tych autobotów, wyczułam, że nie mam z nimi szans, więc poddałam się ich woli. Byłam uwięziona w tej kapsule, a fakt, że jednak udało mi się wykraść broń, wcale mnie nie satysfakcjonował. Wiedziałam jednak, że gdziekolwiek mnie poślą, będę mogła uciec... ale myliłam się.
Lot trwał prawie piętnaście godzin. Gdy się skończył, czułam pewnego rodzaju ulgę, lecz wiedziałam, że moje życie na Ziemi dobiegło końca. Gdy stanęłam na tej planecie, wyczułam, że nie jest pusta i martwa. Byłam skazana na życie w ciągłym strachu, w nieprzerywanym stresie, w lęku o własny żywot. Nadajnik co jakiś czas alarmował mnie o obecności kosmitów, więc musiałam przed nimi uciekać – nie byli przyjaźnie nastawieni.
Tak żyłam przez prawie trzy lata. Kryłam się przez cały ten czas, z wielkim trudem zdobywając materiały niezbędne do przetrwania. Zdarzało się, że musiałam zabijać tych, którzy wchodzili mi w drogę. Każdego dnia marzyłam o ucieczce stąd... Marzyłam, aby wrócić na Ziemię.
- A co się stało ze statkiem, który przyniósł cię tutaj? - spytał Stalowa Pięść.
- Został zniszczony po moim przylocie. - powiedziała Tacata. - Wtedy właśnie musiałam umknąć do lasu, aby tam się ukryć... ale już następnego dnia musiałam uciekać w inny zakątek lasu aby spędzić tam dwa, góra trzy dni i znowu uciekać w inne miejsce... i tak przez cały czas. Ta piekielna ucieczka z tego miejsca zaczyna się szybko, lecz nie tak łatwo kończy. Skoro więc teraz wy tu wylądowaliście, nie umkniecie stąd tak szybko... jakaś wielka moc kontroluje tą planetę...
Roboty były zdumione historią robocicy.
Wyczuwały niemal, że one, mimo wszystko, przeżyłyby tutaj góra dwa dni, ale ona musiała przetrwać na tym globie aż trzy lata. Zdawały sobie sprawę, jak musiało być jej trudno każdego dnia ścigać się o życie z kosmitami, którzy – jak niedawno sami się zorientowali – byli wyjątkowo nieprzyjaźnie nastawieni. Zaczęli się dziwić Armii, w jaki sposób udało im się dokonać badań. Tacata jednak wydawała im się twardą, opanowaną wojowniczką. Stalowa Pięść spojrzał na nią i rzekł:
- Wiele przeszłaś, to pewne. I właśnie takich wojowników poszukujemy... a ty jesteś niemal doskonałą członkinią wojska.
- Do czego zmierzasz? - spytała Tacata, mrużąc oczy.
Stalowa Pięść spotkał się z nią spojrzeniem. Tacata nie poruszyła się. Wyczuła jednak w jego spojrzeniu zdecydowanie.
- Proponuję ci współpracę w zamian za oswobodzenie cię z tej planety.
Roboty zadygotały za plecami Pięści. Pieniacz ścisnął wargi.
Stalrat zakasłał głośno, lecz przywódca nie zwrócił na to uwagi.
Tacata uśmiechnęła się zimno (co bardzo odpowiadało Pięści) i odpowiedziała:
- Obym nie pożałowała tej decyzji, żołnierzu. Jesteś wielkim wojownikiem, lecz czy godzien zaufania?
Ale Stalowa Pięść, który nimi sterował, nie uspokajał ich, bo wiedział, że to nic nie da. Wiedział, że są rozgniewani, ale nie przejmował się tym.
- Durnie! - burknął tylko i wyciągnął zza pazuchy kosę, którą zaczął ciąć pnącza przed sobą.
Zapadło pełne zdumienia milczenie, ale dowódcy to nie zdziwiło. Uśmiechnął się tylko pod nosem i ruszył przed siebie, a żołnierze za nim. Niektórzy również wyciągnęli swoje noże i zaczęli ciąć dla zabawy kory drzew. Towarzyszył temu głupawy śmiech.
Lecz nie trwało to długo. Po kilku chwilach Stalowa Pięść odwrócił się do nich.
- Co wy robicie, durnie? - warknął na nich.
Stalrat spojrzał na niego z drętowatym uśmiechem.
- Przestańcie! - rozkazał im Pięść. - To czyjaś planeta!
Roboty naburmuszyły się. W ich oczach błyskał wyraźny ogień gniewu.
- Bo co? - spytał Pieniacz. - Boisz się kosmitów?
Pięść chciał do niego podejść, aby chwycić go za gardło, lecz Czarna Kobra stanął między nimi. Uderzył go w pierś, Stalowa Pięść zatoczył się, ale nie upadł.
Spojrzał ze złością na Kobrę i na Pieniacza.
- Sami boicie się siebie nawzajem. - syknął. - Wydałem rozkaz. Mamy zbadać tą planetę. Ten glob jest jak żyła złota! Nadal tego nie rozumiecie?
Czarna Kobra spojrzał na Stalową Pięść.
- Być może to nie jest dla nas zrozumiałe. - powiedział. - Poza tym, dążysz do zniszczenia autobotów, a ta planeta nie ma z nimi nic wspólnego.
Wódz robotów poczuł gniew.
Nie spodziewał się, że nowe roboty, takie jak Czarna Kobra będą tak nieobeznane w sytuacji. Sądził, że jego dzieło unowocześnienia armii robotów będzie w pełni udane.
Ale zdał sobie sprawę, że się mylił.
Z Infernem wojsko to nie byłoby takie złe... ale przecież Inferno zdradził! I to boleśnie zdradził! Dołączył do Armii i jej autobotów, nie myśląc kompletnie o tym, co się stanie z robotami w całej Kanadzie. Co za bezmyślność, jak na takiego starca! Z pewnością tego pożałuje, pożałuje tego gorzko! Jeszcze się przekona, co to znaczy zemsta robotów...
Oprzytomniał, spojrzał na Kobrę... i przypomniał sobie jego słowa.
Odparł mu gorzkim tonem:
- Jak to nie ma nic wspólnego? Chyba zbyt mało znasz McDavida... to przecież on... legendarny wojownik Armii... leciał wraz ze swoją załogą na tą planetę... wiele lat temu. Ta właśnie planeta nosi w sobie piętno, znak Armii... dlatego tu jesteśmy.
Czarna Kobra jednak nie okazywał po sobie, aby rozumiał to, co Pięść do niego mówił. Widać było, iż krótszy czas przebywa na Ziemi niż Pięść i Stalrat.
Nie znał też Inferna tak dobrze, jak oni i nie wiedział, jaką broń posiada Armia. Autoboty zaś już wiedziały, że Pięść z pewnością stworzył garść nowych robotów, aby nimi sterować w swoich celach. A cel od odejścia Inferna był jeden, taki sam jak sprzed laty, kiedy załoga wylądowała po wieloletniej misji w Galaktyce na Ziemi.
Wciąż łaknęły władzy – kolejny raz i teraz po tak gorzkich porażkach w roku 2297 nie zamierzali się już cofać.
Lata tchórzostwa minęły. Chciały roznieść autoboty w pył! Wydawało się, że nic ich nie zatrzyma. Nie tym razem. I na pewno nie następnym, jak nadarzy się okazja.
Gdyby Inferno był po ich stronie, na pewno nie pozwoliłby na taką słabość. Słabość to nie jego cecha. Słabość to cecha tchórzów.
- Czuję niemal, jak to ciężkie powietrze napiera na mnie krzepą Armii. - powiedział z obrzydzeniem Stalrat. - Nasz pamięci najdroższej wódz, z pewnością dostałby ataku histerii, gdybyśmy razem z nim teraz tu wylądowali.
- Nie sądzę. - zaprzeczył Stalowa Pięść. - Napawałby się odorem zapachu tych dziwnych tlenków. Przypomniałoby mu to stare czasy... nasze loty sprzed lat, za panowania Susan Steward. To były dobre chwile, nie zwątpię... Ale wtedy Steward wykryłaby nas jedną sondą. Chociaż Inferno z pewnością nie pozwoliłby nam wpadać w panikę.
- Miałem na myśli Gallardo, ty bufonie! - warknął Stalrat.
Stalowa Pięść syknął groźnie:
- Taak? A chcesz znowu się zaksztusić własną śliną?
Stalrat zasyczał, jak to zawsze robił, gdy wpadał w złość. Nie był jednak już tak głupi, aby sprzeciwić się dowódcy. Wiedział, że Stalowa Pięść mógłby w ataku niepohamowanego gniewu zabić go jednym pociągnięciem za spust. Wolał odtąd zawsze się wycofywać, lecz gdy sprawa ocierała się o temat autobotów – nic go nie zatrzymywało. Zawsze chciał spełnić pragnienie swego pana – teraz już tylko Gallarda. Bo przecież kiedyś i robot i człowiek dążyli do tego samego celu, ramię w ramię, jak druhowie... ale teraz wszystko to uległo bolesnej i trudnej zmianie, ciężkiej do ,,przetrawienia''.
Roboty myślały, iż za przywódcę będą mieli prawdziwego wojownika. Pięść darzyli nie tyle co nienawiścią, lecz także zimnym, wymuszonym posłuszeństwem.
Czuli, że jak nie wykonają jakiegokolwiek rozkazu, zginą, chociaż Pięść wolał ich karać tak surowo, aż wymusi na nich pokorę. Mawiali, że nerwowość była przywilejem przywódcy, lecz nie o każdego przywódcę tu chodziło. Trafiał się wódz uporządkowany, spokojny, opanowany... i o dziwo, cierpliwy. Trudno było znaleźć w dzisiejszych czasach właściwą osobę na tą rolę. Ale roboty wiedziały, że Pięść jednak nie spełnia żadnych oczekiwań ,,ich przywódcy'', tego prawdziwego. Owszem, Inferno również bywał nerwowy... ale on potrafił opamiętać się we właściwej chwili...
Roboty przez długi czas myślały, jaki wódz jest dla nich najlepszy, teraz, gdy nie ma z nimi ani Gallarda, ani Inferna. Stalowa Pięść spotykając się z ciszą, wybuchł maniakalnym śmiechem.
- Ha! Jednak macie przede mną respekt. To dobrze... bardzo dobrze. Przywódca musi być twardy i opanowany, muszą mieć do niego szacunek... Inferno wiele was nauczył... jednak coś mu zawdzięczamy.
Kopnął kamień, leżący na drodze i rzekł:
- Musicie być czujni, przygotowani na wszystko. Lecz panika jest tu nie na miejscu. Zbadamy tą planetę, a potem może wykorzystamy jakoś zdobytą wiedzę... bo wiedza, która trafia do rozumu, nie ma prawa się ulotnić. Wiecie o tym... z czasem samo przyswajanie wiedzy i wykorzystywanie jej w praktyce wejdzie wam w nawyk... tak uczył nas Gallardo i ten stary głupiec... a my musimy słuchać ich zardzewiałych rad, bo, jak widać, nadal są zdatne do użytku.
Roboty ruszyły dalej, teraz już w pełni świadomi sytuacji; musieli słuchać rozkazów Stalowej Pięści. Wiedzieli, że jeśli jednak jak nadarzy się okazja, aby go zabić, wybiorą sobie lepszego przywódcę. Zachowały, jak można się było domyśleć, ten zamiar w głębokiej tajemnicy.
Gdy przez ścieżkę pnącza rosły coraz rzadziej, Pięść zarządził skręt w prawo, gdzie natrafili na ogrom rozgałęzionych drzew, skąpanych w gorących oparach.
Roboty uklękły przy ziemi i zebrały próbkę do probówki. Przydałyby się takie do badań. Nie wiedzieli oczywiście, jak długo te próbki roślin wytrzymają bez atmosfery rodzimej planety, lecz musieli podjąć się ryzyka. Roboty pilnie oglądali każdy napotkany okaz i nawet zebrali garstkę tamtejszej gleby.
Musieli zacząć badania. Pięść przyglądał się temu obojętnie – zbieranie próbek nie było jednym z jego ulubionych zajęć.
- Bardzo dobrze. - powiedział, gdy roboty skończyły swoje zadanie. - Flora została zebrana. Pozostały nam ślady istot żywych. Ruszamy dalej.
Roboty włączyły komunikaty z nadajnikiem, które mogły pomóc w wyszukaniu istot żywych. Przez pewien czas napotkali jedynie kilka gatunków ptaków i jaszczurek, lecz to nie wystarczało – potrzebowali śladów istot inteligentnych.
Stalowa Pięść jednak nakazywał im iść dalej.
- Jak nie znajdziemy istoty inteligentnej do zachodu Słońca, będziemy musieli wrócić tu za dwa, może trzy dni... przez ten czas możemy poddać badaniom to, co mamy.
Roboty musiały przystać na ten układ, więc nic nie odpowiedziały. Pięść poprowadził ich dalej w puszczę, prawie nie odzywając się do nich – potrzebował skupienia.
Starał się wybadać tutaj ślady Armii, lecz jak dotąd, nic mu się nie udało w tym kierunku. Starał się znosić kąśliwe uwagi robotów. Lecz wiedział, że jednocześnie musiał trzymać nerwy na wodzy. Przez dłuższy jeszcze czas mogli jedynie podziwiać dziwne i dzikie widoki leśnej natury.
Wszelkie ptactwo leśne szykowało się do snu – znakiem tego, że zbliżał się wieczór. Roboty zauważyły to jednak z pewnym opóźnieniem i Stalowa Pięść wpadł w złość.
- Durnie! - warknął, gdy utknęli w głębokim borze. - Musimy wracać i to zaraz! Jak my teraz wrócimy?
Kręte ścieżki utrudniały rozeznanie trasy i dodatkowo cienie na drzewach ułożyły się tak niefortunnie, że nie można było określić kierunków świata.
Roboty zaczęły na ślepo doradzać, w którą stronę należy iść, ale Stalowa Pięść nie chciał ich słuchać.
- Jesteście durniami. - powtórzył.
Jeden z robotów powiedział półgębkiem, że nie posiadają kompasu. To jeszcze bardziej rozzłościło przywódcę.
- Teraz mi gadacie takie rzeczy! - syknął. - Trzeba było o tym pomyśleć, zanim tu wylądowaliśmy!
Roboty zaświeciły reflektorami, które chwyciły w ręce, aby oświetlać sobie drogę.
Ale widać było, że boją się iść dalej.
- No, co? - warknął na nich Pięść. - Który taki mądry, niech prowadzi! No, proszę!
Ale roboty nie ruszały się z miejsca.
- Durnie! - syknął Stalowa Pięść i zaczął iść na wprost przed siebie.
Nie uszedł jednak kilku kroków, gdy Stalrat krzyknął:
- Hej, stój! Stój!
Stalowa Pięść zasyczał jak rozgniewany wąż i odwrócił się wolno w stronę robotów.
- A wam co strzeliło do łbów? Od kiedy tak bardzo się o mnie troszczycie?
Roboty patrzyły to na niego, to na otoczenie dookoła.
- Coś tu jest. - szepnął Pieniacz. Stalowa Pięść umikł i zaczął nasłuchiwać.
Usłyszał szelest zarośli i drgnął. Roboty milczały.
- Nie ruszać się. - rzekł Stalowa Pięść i przeładował swój karabin.
Podszedł do robotów i zaczął wpatrywać się w daleki punkt za nimi. Roboty zadrżały, chcąc obejrzeć się za siebie, ale Pięść powstrzymał je gestem. Przez pewien czas wodził wzrokiem za nieokreślonym obiektem. Widać było jego skupienie i czujność.
Roboty nie zrozumiały, ale były przejęte. Usłyszały w chwilę później silniejszy i głośniejszy szelest. Roboty skierowały lufy karabinów w miejsce, skąd usłyszeli hałas.
- Nie strzelać! - wstrzymał ich Pięść. - Nie wiemy jeszcze, co to za licho.
W tej chwili usłyszeli głośny wrzask i nad głową Stalowej Pięści przeleciało coś, co przypominało robota, lecz było smuklejsze, bardziej delikatne...
Roboty jednak i tak zamarły z przerażenia. W chwilę później Pięść zatrzymał robocicę, która lądując na ziemi została przez niego przypadkiem potrącona ramieniem i upadła. Nim jednak Pięść się do niej zbliżył, ta objęła go pełnym przerażenia wzrokiem i spojrzała w stronę, skąd słychać było szelest, który nie cichł, a narastał.
Stalowa Pięść przyjrzał się uważnie robocicy. Widać było, iż była nowocześniejszej technologii, gdyż jej sylwetka bardziej przypominała kobietę, niż sylwetka Soprano. Była uzbrojona w pistolet i elektryczny bicz.
- Kim jesteś? - spytał twardo Pięść.
Robocica położyła palec na ustach i szepnęła:
- Zamilcz, żołnierzu! Oni nadchodzą.
- Kto? - spytał Pieniacz.
Robocica zadrżała. Rozległ się potężny ryk, który narastał z każdą chwilą. Przypominało to trochę ryk rozwścieczonego stada tyranozaurów, jednak w ich mrożącej krew w żyłach nucie było coś jeszcze...
- Gospodarze. - syknęła robocica i wyciągnęła bicz.
W tej chwili przez zarośla wyskoczyli kosmici przypominający zmutowane jaszczury, które szczerząc kły naparły na nich całą siłą. Roboty uniosły karabiny i rozpoczęły strzelaninę.
Kosmici przełamali opór gałęzi.
- Zabić te bydlęta! - krzyknął Stalowa Pięść.
Obcy jednak okazali, że nie zamierzają się poddać. Brnęły wielką nawałnicą na roboty, które starały się je zatrzymać za wszelką cenę. Roboci żołnierze dokładnie przyjrzeli się przybyszom.
Przypominali trochę efekt skrzyżowania jaszczura z człowiekiem.
Miały szarozieloną skórę i żółte oczy, którymi omiotały okolicę. Ich spiczaste uszy były w niektórych miejscach powygryzane. Kosmici mieli płaskie nosy, przypominające nieco ludzkie, lecz mniejsze i ich odległość od ust była większa.
Mierzyły co najmniej dwa metry wzwyż. Ich sylwetki były potężnie zbudowane, a ich dziki wygląd przekonał roboty, że nie mają dobrych zamiarów.
Roboty jednak również nie chciały ustanowić z nimi pokoju. Strzelali bez ostrzeżenia, tak jak oni ich zaatakowali. Byli naprawdę silni, chociaż nic na to nie wskazywało.
Roboty z początku myślały, że napoją się zwycięstwem i wrócą w jednym kawałku jako drużyna, lecz się mylili.
Kosmici rzucali się na nich znienacka i czynili wszystko, ażeby zwycięstwo należało się im. Roboty jednakże strzelały do nich w dalszym ciągu, lecz jaszczury zaczęły odważać się na wytrącanie im uderzeniami ogonów broni z rąk, a następnie pożeraniu ich żywcem – jednak po chwili wypluwały szczątki pozostałego metalu.
Strzelanina połączyła się z rzezią. Była to niebezpieczna mieszanka. Sytuacja zaczęła wymykać się spod kontroli.
Wrzaski umierających w męczarniach robotów, zagłuszała skupienie na przetrwaniu tym, co pozostali. Wkrótce jaszczury stąpały po szczątkach pokonanych robotów, lecz Stalowa Pięść i jego wciąż zmniejszająca się drużyna stawiali uparty opór.
Pięść samodzielnie ubił trzech i doskoczył do Stalrata, aby pozbawić życia kolejnych kosmitów.
Kosmici ryczeli, przypiekani żywcem roztapiającym się metalem, a niebawem powstał pożar. Wciąż jeszcze nie mogli się od nich oswobodzić. W ten sposób prezentowali swoją siłę. Stalowa Pięść wrzeszczał na swoich, aby ich wszystkich położyć... to był zacięty bój. Nim się skończył, na wodza robotów skoczył jeden z ogromnych jaszczurów i niemal zdusił go uderzeniem ogona. Robot odleciał w tył i uderzył o konar drzewa.
Poczuł ból. Jednak nie zamierzał się poddać. Spojrzał w oczy jaszczurowi, który już na niego napierał. Złamał jego opór strzałem w oko.
Ryczący z bólu kosmita zatoczył się, a w tej chwili na kark skoczyła mu robocica. Uniosła w górę świetlisty bicz i uderzyła z całej sily nim o bark jaszczura. W miejscu, gdzie uderzyła, na grubej skórze obcego powstała gruba szrama.
Robocica wrzasnęła w przypływie odwagi i strzeliła laserowym pociskiem w gardziel kosmity pięć razy. Następnie drugi raz przyłożyła mu biczem i kosmita zaczął się zataczać, czując zbliżającą się śmierć. Pieniacz dobiegł do stóp jaszczura wbijając mu nóż w udo. Następnie zaczął biec w przeciwną stronę, aby pokonany wróg nie zgniótł go własnym cielskiem.
- Skacz! - wrzasnął do robocicy. Ta przygrzała mu biczem jeszcze dwa razy i skoczyła wykonując salto w powietrzu. Pięść wstrzymał gestem strzelców, dopóki robocica nie wylądowała na ziemi.
- Dobić! - wrzasnął i zaczęli w grupie ostrzeliwać już na wpółmartwego kosmitę. Gdy padł już ostatecznie pokonany, Pięść powiedział do robocicy:
- No, skoro już ubiliśmy gospodarzy – chwycił ją za gardło – czas się dowiedzieć, kim jest gość na tej planecie! Robocica nie spodziewała się tego ruchu. Przywódca robotów ścisnął jej szyję i spojrzał w oczy. W jego wzroku było podejrzenie i gniew. Roboty pierwsze to wyczuły.
- Czego chcesz? - syknęła robocica.
- Zadać ci kilka trudnych pytań. - odparł gorzkim tonem Pięść.
Robocica wyczuła teraz, że jej rozmówca jest zapalczywy i bezlitosny.
Wiedziała, że pochodzi z innej, dalszej epoki, niż ona i być może rządzi się innym, surowszym prawem. Ale widocznie nie zdziwiło ją to.
Wpatrywała się w twarz Stalowej Pięści bez poruszenia powieką. Roboty wokół milczały, w skupieniu czekając na wyrok dla obcej im istoty – obcej, bo niestworzonej przez ich dawnego pana. - Niech zgadnę, żołnierzyku. - powiedziała zimno robocica. - Chcesz się dowiedzieć, kim jestem, i skąd się tu wzięłam? Pięści spodobał się jej zimny, wyniosły ton, chociaż był skierowany do jego osoby.
- Mniej więcej. - odparł. - Ale ja nie mam czasu na żarty.
Skierował lufę swojego karabinu w jej skroń.
- Poczekaj, głupcze. - powiedziała. - Może i nie masz poczucia humoru, ale za to potrafisz się śmiać z czyjejś śmierci, prawda? To się nazywa czarny humor. Zapamiętaj to sobie.
W tym momencie uderzyła obiema rękoma ściśniętymi w pięści głowę dowódcy robotów, przez co zaskoczony wódz puścił ją, a ona wywinęła się kozłem w powietrzu (lecz zamierzonym kozłem) i kopnęła go w locie w twarz.
Pięść cofnął się zatoczony, lecz w chwilę później odzyskał równowagę. Tymczasem jego rywalka dopadła swojej broni i wcelowała w niego pistoletem. Roboty z podziwem obserwowały całą akcję.
- Żmija! - warknął Stalowa Pięść. - Gdyby nie my, kosmici przeżuwałyby teraz nasze kable!
- Kosmici zaatakowali nie tylko was. - odparła robocica. - Tak naprawdę chcieli zabić mnie.
Stalowa Pięść zmrużył oczy.
- Więc cię ocaliliśmy, choć nie leży to w naszej naturze. - powiedział. - W innym razie, zginęłabyś najpierw przetrawiona przez kosmitę, a potem ten kosmita padłby przysmażony laserem z naszych dział. I tak śmierć ma zawsze równe szanse.
Robocica zaśmiała się lodowato.
- To prawda. Ale nie wyklucza to faktu, że zawdzięczam wam życie, a wy zaś, chcecie mnie teraz zabić... więc jeśli tak ma wyglądać to dziwne koło, może ja mam was pozabijać?
- Nie masz szans. - powiedział Stalowa Pięść. - Ty jesteś jedna, a nas jest siedmiu. Poza tym, reszta naszej załogi krąży w sondach kosmicznych, które możemy wezwać jednym kodem sygnałowym.
- Nie wiesz na co mnie stać. - odparła robocica.
Pięść zaśmiał się.
- Tak? Może i masz rację, ale za to ty nie wiesz, z jakim wojownikiem się mierzysz.
- Jesteś w końcu wojownikiem, czy zabójcą? - spytała robocica. - Bo jak dobrze zauważyłam, równie dobrze możesz być hybrydą.
Wystrzeliła z pistoletu tak niespodziewanie, że Pięść od razu został postrzelony.
Na jego twarzy pojawiło się szczere zaskoczenie. Nie był zdumiony faktem, iż został postrzelony (niegroźnie), lecz samym szczegółem, iż celowała do niego kobieta.
Potarł zbroję na piersi, która została jedynie zarysowana nieznacznie i rzekł:
- Jesteś dla nas obca... a że cuchnie od ciebie Armią, to drugi powód naszego stosunku wobec ciebie. Zwąchałaś się z Susan Steward, prawda?
Robocica uśmiechnęła się pod nosem.
- Można tak powiedzieć. Ale Steward nie żyje.
Stalowa Pięść zmrużył podejrzliwie oczy.
Robocica wciąż trzymała go na muszce.
- Skąd wiesz? - spytał powoli.
Ta zniżyła broń, lecz nie schowała jej. - Jeśli mnie oszczędzisz, opowiem ci o tym. - powiedziała.
Stalowa Pięść spojrzał na stojącego obok niego Pieniacza.
- Ja bym nie zażynał jeszcze tej żmii, a ty? - spytał.
Pieniacz wzruszył ramionami.
- Czy ja wiem? Lepiej mieć się na baczności. Ona jest mocniejsza od nas wszystkich. Widzę to po jej strukturze. Najwidoczniej nie ma pojęcia o cyborgu, ale może nam pomóc w pozbyciu się McDavida.
Stalowa Pięść spojrzał z zaskoczeniem na towarzysza.
- Masz więcej rozumu niż Stalrat. - powiedział. - Pytanie tylko, czy na to przystanie. - dodał szeptem.
Zwrócił się potem do robocicy:
- Dobrze, oszczędzimy cię... ale od tej pory będziesz musiała funkcjonować na naszych zasadach!
Robocicy jednak nie przestraszył jego groźny ton.
Zaśmiała się gorzko.
- Każdy nowy monarcha chce wprowadzić własne zasady... ja nie mam nic do stracenia.
- Więc może powiedz nam, jak się nazywasz?
Robocica schowała pistolet i podeszła do Pięści na kilka kroków. - Mów mi Tacata. Stalowa Pięść zbliżył się do niej i syknął:
- Zanim jednak cię przyjmiemy, musimy wiedzieć nieco więcej o tobie samej... mnie nazywaj Stalową Pięścią, dla porządku, skoro mamy się do siebie odnosić po imieniu... skąd przybywasz?
Robocica wskazała ciemne już niebo.
- Narodziłam się na planecie, którą większość z was nazywa Ziemią. - powiedziała. - Zostałam skazana na wygnanie przez autoboty podczas wielkiej wojny w Vancouver roku 2297.
- Chwileczkę. - przerwał jej Pięść. - Chcesz powiedzieć, iż byłaś członkiem tej wojny?... Robocica spojrzała na niego z odrazą.
- A co? Może nie?
- W naszym wojsku nie było kobiet. - powiedział Stalrat. - Inferno wtedy nami kierował i zadecydował, iż zaatakujemy jako armia robotów płci męskiej... zresztą każdy z naszych ma formę mężczyzny.
- Fakt, w Kosmosie też była nas jedynie garstka. - dodał Pieniacz. - Umocniliśmy się po zmianie struktury cielesnej tego starego głupca.
- To ja zabiłam Susan Steward. - powiedziała Tacata. - Oszołomiłam ją strzałem, a potem ona sama odebrała sobie możliwość przetrwania... potem zaś zatrzymał mnie jeden z tych autogłupków i aresztował pod tym zarzutem... musiał mnie śledzić.
Stalowa Pięść spojrzał na Stalrata i Pieniacza. Potem przeniósł znowu wzrok na Tacatę.
- Co się wtedy stało? - spytał.
- Walczyłam niegdyś z Armią w osobnej drużynie robotów. - powiedziała Tacata. - Nie byliśmy tak potężni, jak niektórzy, ale przez pewien czas dawaliśmy radę. Nasza działalność istniała czterdzieści lat (czasy 2240-80, lecz nie było to tak istotne), lecz Armia ją wykryła trzy lata później. Więc autoboty, po zniszczeniu tego wojska, poczęły czyhać na moje życie. Wiedziały, że niektórzy członkowie zostali zniszczeni, jeszcze przed wielką wojną w 2270 (wtedy Scott uciekł z Ziemi dzięki statkowi kosmicznemu, a w jej czasie urodził się jego przyjaciel, Corlett). Musiałam się ukrywać przed ludźmi i przed autobotami, co nie było łatwe. Wiedzieli, że powstałam dzięki zebraniu próbki DNA autobota, lecz przerobili mnie na robota, co wywołało u nich gniew. Widocznie przypomnieli sobie dawną drużynę, do której należałam. Gdy zaczęły podejrzewać mnie o związek z kosmicznymi misjami, na które leciała Armia... w jednej z nich badacze omal nie zostali zabici – zaczęli mnie ścigać. Uciekłam, kiedy wezwano pomoc dla nich. Ukryłam się w jednej z grot i tam czekałam rok.
Wysłałam sygnał do sondy i gdy doczekałam się statku, uciekłam stamtąd. Udało mi się wylądować na Ziemi, ale autoboty wciąż o mnie pamiętały... obiecałam sobie, że wtedy zemszczę się na Armii. Przez wiele lat ją obserwowałam z ukrycia i znałam bardzo dobrze jej przywódcę. Nienawidziłam jej...
Wybuchła pierwsza wojna (Tacata wylądowała na Ziemi nieco później niż Armia, krótko po urodzinach Scotta), z której nic mi nie przyszło. Musiałam się wycofać. Lecz nadal starałam się łamać kody szyfru, uszkadzać sygnały sondownicze zbliżające się do Ziemi. Wydaje mi się, że w ten właśnie sposób autoboty mnie wykryły.
Czułam, że szykują się do drugiej wojny... więc i ona przyszła... i wtedy poczułam, że musiałam coś ze sobą zrobić. Ukrywałam się w różnych miejscach, lecz zawsze tak, aby autoboty mnie nie wykryły. Nadeszła jeszcze większa wojna (wojna w roku 2297, po odzyskaniu życia Inferna z ciała człowieka do ciała cyborga), po której Vancouver na długo nie mogło się podnieść. Mnóstwo autobotów spłonęło, zanim jeszcze jatka rozpoczęła się na dobre. Z różnych stron nadciągały samoloty bojowe.
Zrozumiałam, że to sprawka Armii. Postanowiłam walczyć. Lecz działałam z ukrycia. Bałam się ujawnić swoją tożsamość...
- Spotkałaś się kiedyś z cyborgiem? - przerwał jej Stalowa Pięść.
Tacata umilkła na chwilę, myśląc, lecz odparła:
- Na mojej drodze nie stanęła inna istota, prócz autobotów i ich ludzkich ochroniarzy. Pieniacz zaklął.
- Przebiegły szczur! Był nam przywódcą, a on nas zdradził... Umarł, lecz przywróciliśmy mu życie i nadaliśmy nowe ciało. A on nas tak...
Stalowa Pięść nakazał robotowi milczenie gestem ręki.
- Kto to był? - spytała Tacata.
Stalowa Pięść odrzekł: - Nasz dawny przywódca... zabójca dowódcy naszego wojska... cyborg, Sebastian Patricia, kryjący się pod pseudonimem Inferno.
Tacata zamarła z podziwu.
- Przecież to piekło! - powiedziała.
Stalowa Pięść wiedział przecież co oznacza imię ich dawnego wodza – wszakże był swojego rodzaju Kanadyjczykiem, i wiedział, co ono kryje.
- Tak... - odparł wolno. - Wcielił się w piekło...
Tacata jednak nie dosłyszała tej kwestii.
- Sebastian Patricia, powiadasz? - spytała robocica. - Może kiedyś otarło mi się to nazwisko o system słuchowy, ale nigdy nie widziałam go na oczy.
Stalowa Pięść odwrócił się do niej.
- Nie miałaś okazji go ujrzeć. - powiedział. - Tak samo McDavida...
- Możliwe. - potwierdziła Tacata.
- Co się wtedy stało, jak walczyłaś? - spytał ciekaw końca opowieści Stalrat.
Tacata westchnęła.
- Jak wam zapewne wiadomo, walka się zaostrzała. - powiedziała. - Lecz to nie było najgorsze. Nadal się bałam. Chciałam stamtąd zbiec, ale coś mnie tam wtedy trzymało, mówiło mi wewnętrznie że mam zostać i walczyć... a ja... nie mogłam.
- Miałaś broń? - spytał Pięść.
- Jak każdy. - odparła obojętnie Tacata. - Z początku miałam tą broń, którą udało mi się zdobyć w hotelu. Ale była zbyt słaba... bałam się, że jeśli się ujawnię, zginę.
- Ciekawe, czy autoboty zauważyły kradzież broni. - powiedział Pieniacz. - Bo, o ile się nie mylę, powinni coś wykryć.
- Nawet jeśli wykryli, to za późno. - odparła Tacata. - Więc jedynie w tej kwestii miałam szczęście. Ale przez długi czas nie widziałam okazji, aby ją wypróbować, wystrzelić... bo coś mnie blokowało.
- Więc byłaś idiotką. - syknął Pieniacz. - Ja na twoim miejscu utłukł wszystkich, którzy wpadliby mi pod nogi.
- Nie rozumiesz. - przerwał mu Stalowa Pięść. - Autoboty chciały ją unicestwić. Zbyt dobrze się znaliście.
- To prawda. - powiedziała Tacata. - Ale później i tak szukaliby mnie w mniejszych grupach. A wtedy nie miałabym gdzie uciekać. Nie miałam wyboru... musiałam walczyć. Nadal strzelałam do niektórych, którzy byli bliżej z ukrycia, podpalałam budynki... to mi się jak dotąd udawało. Walka wrzała nadal, a ja miałam coraz mniej energii... Ubiłam trzech z tych ogromnych silników, podsyłając im bombę. Jednak miałam jeszcze taktykę...
- Spotkałaś się ze Steward twarzą w twarz? - spytał Stalowa Pięść.
Tacata wzruszyła ramionami.
- Raczej nie. - odparła. - Ale zaatakowałam ją zaraz po jej osłabieniu przez innego żołnierza. Upadła na ziemię. Krwawiła... zrozumiałam, że aby wykazać się godną jej przeciwniczką, muszę dać jej szansę samej się zabić. I o dziwo, udało się. Zamknęła wtedy oczy i nigdy już ich nie otworzyła... a ja czułam satysfakcję. Upajałam się tym zwycięstwem parę chwil, aż nie poczułam na skroni lufy pistoletu. Zrozumiałam, że to autoboty. Chciałam uciec, ale byli szybsi i silniejsi. Wynieśli mnie z pola bitwy, zanim nie zobaczyłam dobiegającego do jej ciała mężczyzny... ale więcej już nie zobaczyłam.
Zamknęli mnie skutą kajdankami w jednym z radiowozów i zawieźli na posterunek. Bitwa wciąż jeszcze się toczyła, lecz gdy usadzili mnie w fotelu i zaczęli wypytywać kolejno o różne bzdury, wyczułam, że wojna dobiegła końca. Ale nie mój proces.
Siedziałam w areszcie kilka dni, zanim nie ogłosili dla mnie wyroku. Byłam samotna, opuszczona... tylko strażnik z mechanicznym psem przechodził tamtędy od czasu do czasu. Mój pokój był monitorowany. Czułam się śledzona każdego dnia. Nie mogłam w spokoju pomyśleć, zamknąć się w sobie... Broń, którą mi zabrali zaraz po areszcie zamknęli w specjalnej gablocie na klucz. Czułam się niemalże naga bez broni.
Zaczęłam obwiniać sama siebie, dlaczego w tym właśnie momencie się ujawniłam, a nie w innym. W telewizji rozpowszechnili pogrzeb Susan Steward. Ale ja nie miałam żałoby, ani następnego dnia po pogrzebie, ani w następnych... nie czułam żalu.
Dopiero po kilku dniach poznałam ostateczny wyrok: wygnanie na planetę poza Układem. Nim po mnie przyszli, wykradłam im beznabojową broń. Wypuścili mnie wtedy z celi i zaprowadzili do kapsuły kosmicznej, położonej o kilkadziesiąt jardów stąd. Kazali mi do niej wejść, a gdy odmówiłam, dwa autoboty wepchnęły mnie tam do środka.
Czułam się osaczona, ale po dokładnym odliczeniu energii tych autobotów, wyczułam, że nie mam z nimi szans, więc poddałam się ich woli. Byłam uwięziona w tej kapsule, a fakt, że jednak udało mi się wykraść broń, wcale mnie nie satysfakcjonował. Wiedziałam jednak, że gdziekolwiek mnie poślą, będę mogła uciec... ale myliłam się.
Lot trwał prawie piętnaście godzin. Gdy się skończył, czułam pewnego rodzaju ulgę, lecz wiedziałam, że moje życie na Ziemi dobiegło końca. Gdy stanęłam na tej planecie, wyczułam, że nie jest pusta i martwa. Byłam skazana na życie w ciągłym strachu, w nieprzerywanym stresie, w lęku o własny żywot. Nadajnik co jakiś czas alarmował mnie o obecności kosmitów, więc musiałam przed nimi uciekać – nie byli przyjaźnie nastawieni.
Tak żyłam przez prawie trzy lata. Kryłam się przez cały ten czas, z wielkim trudem zdobywając materiały niezbędne do przetrwania. Zdarzało się, że musiałam zabijać tych, którzy wchodzili mi w drogę. Każdego dnia marzyłam o ucieczce stąd... Marzyłam, aby wrócić na Ziemię.
- A co się stało ze statkiem, który przyniósł cię tutaj? - spytał Stalowa Pięść.
- Został zniszczony po moim przylocie. - powiedziała Tacata. - Wtedy właśnie musiałam umknąć do lasu, aby tam się ukryć... ale już następnego dnia musiałam uciekać w inny zakątek lasu aby spędzić tam dwa, góra trzy dni i znowu uciekać w inne miejsce... i tak przez cały czas. Ta piekielna ucieczka z tego miejsca zaczyna się szybko, lecz nie tak łatwo kończy. Skoro więc teraz wy tu wylądowaliście, nie umkniecie stąd tak szybko... jakaś wielka moc kontroluje tą planetę...
Roboty były zdumione historią robocicy.
Wyczuwały niemal, że one, mimo wszystko, przeżyłyby tutaj góra dwa dni, ale ona musiała przetrwać na tym globie aż trzy lata. Zdawały sobie sprawę, jak musiało być jej trudno każdego dnia ścigać się o życie z kosmitami, którzy – jak niedawno sami się zorientowali – byli wyjątkowo nieprzyjaźnie nastawieni. Zaczęli się dziwić Armii, w jaki sposób udało im się dokonać badań. Tacata jednak wydawała im się twardą, opanowaną wojowniczką. Stalowa Pięść spojrzał na nią i rzekł:
- Wiele przeszłaś, to pewne. I właśnie takich wojowników poszukujemy... a ty jesteś niemal doskonałą członkinią wojska.
- Do czego zmierzasz? - spytała Tacata, mrużąc oczy.
Stalowa Pięść spotkał się z nią spojrzeniem. Tacata nie poruszyła się. Wyczuła jednak w jego spojrzeniu zdecydowanie.
- Proponuję ci współpracę w zamian za oswobodzenie cię z tej planety.
Roboty zadygotały za plecami Pięści. Pieniacz ścisnął wargi.
Stalrat zakasłał głośno, lecz przywódca nie zwrócił na to uwagi.
Tacata uśmiechnęła się zimno (co bardzo odpowiadało Pięści) i odpowiedziała:
- Obym nie pożałowała tej decyzji, żołnierzu. Jesteś wielkim wojownikiem, lecz czy godzien zaufania?
Nim jednak Pieniacz chciał coś wtrącić, Stalowa Pięść
odrzekł:
- Masz na to słowo wodza i całej Gwardii.
Tacata spojrzała na niego i chwyciła jego dłoń.
- Pomogę ci zniszczyć autoboty. Daję ci słowo honoru.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz