Ostatecznie
przeładował pistolet i nacisnął spust.
Z jego lufy
wydobył się czerwony pas będącego ni to laserem, ni to ogniem.
Scott umknął za pierwszym razem
skacząc w bok. Spojrzał za siebie, w stronę, gdzie celował
Inferno. Ku jego zdumieniu ścieżka pokryta wprawdzie cienką
warstwą śniegu była przepalona. W miejscu, gdzie ugodził,
powstała czarna podłużna dziura. Inferno wystrzelił drugi raz i
strumień gorąca osmalił rękaw na ramieniu Scotta.
Poparzenie było lekkie, lecz niezwykle
bolesne. Scott chwycił garść śniegu i przyłożył do ugodzonego
miejsca.
Ból ustał jedynie w części.
- Jesteś
wspaniałym wojownikiem. - odezwał się Inferno. - Wiesz, jak sobie
radzić w obliczu niebezpieczeństwa. Z chęcią przygarnąłbym cię
do siebie... ale wpierw bym musiał wymazać ci pamięć o Armii.
- Nie ośmielisz
się! - wrzasnął Scott i wystrzelił w jego stronę czterdzieści
pocisków.
Inferno wykonał w skoku salto w tył, jednocześnie
wystrzeliwując pocisk w stronę Scotta.
McDavid jednak pozostał czujny.
Nie zwracał uwagi na walące się
budynki, na krzyki, przekleństwa... widział przed sobą tylko
Inferna i tylko na nim skupił cały swój umysł.
Skupił
wzrok na jego sylwetce - obserwował, aby wypatrzeć w nim słaby
punkt. Będąc przez wiele lat żołnierzem w Armii, wiedział
doskonale, na co trzeba zwracać uwagę u wroga, aby wiedzieć, gdzie
najdogodniej uderzyć.
Instynkt wojownika kazał mu
atakować tam, gdzie nieprzyjaciel nie będzie się spodziewał.
Przypominało to trochę chwile przed starciem dwóch wilków z
wrogich sobie stad.
Scott dobiegł do niego, ciągle strzelając, wykonując niefortunne
uniki przed jego atakiem. Starzec zamachnął się pięścią i
wymierzył mu cios w twarz, lecz Scott zdołał się uchylić.
Chwycił dłoń starca z pistoletem, który był już wcelowany w
jego pierś.
- Poddaj się, Inferno! - krzyknął Scott. - Nie pozwolę
ci zniszczyć autobotów.
-
Poddanie się oznacza z góry przegraną. - odparł Inferno mierząc
się z nim wzrokiem; starał się wyrwać z uścisku dłoni Scotta
siłując się z nim. - Ale ja poddałem się tylko raz... i to był
mój błąd. Już nigdy więcej go nie popełnię.
Uniósł nogę ponad kolano Scotta i kopnął go z całej siły.
Uniósł nogę ponad kolano Scotta i kopnął go z całej siły.
Scott upadł parę
kroków od cyborga, czując pulsujący ból. Inferno stanął nad
nim, trącając nogą jego bok.
- Teraz to ty się poddaj. - powiedział, celując w jego twarz.
- Jesteś panem autobotów, a ja władcą robotów. Roboty istnieją
setki lat przed autobotami, więc to one mają prawo do władzy.
Rozkaż swoim się poddać, albo zginiesz razem z nimi.
- Skąd możesz wiedzieć, że nawet jeśli umrę, świat padnie
ci do stóp? - spytał Scott, nabierając powietrza w płuca.
- Jesteś tylko człowiekiem. - powiedział
Inferno. - Era ludzi mija. Stają się coraz słabsi. Maszyny
wyręczają ich w nawet najbardziej banalnie prostych pracach. I tak
nie zmienia to faktu, że zginą... Człowieczeństwo stanie się
społeczeństwem maszyn, to pewne.
- Sam byłeś człowiekiem. - powiedział
Scott. - A teraz oczerniasz własny gatunek? To, że stałeś się
cyborgiem, niczego nie dowodzi. Cyborg to nic innego jak krzyżówka
maszyny z człowiekiem. Ludźmi byli twoi przodkowie i jako jeden z
ludzi przyszedłeś na świat... a teraz wypierasz się własnego
pochodzenia?
- Pokażę ludziom, na co stać
cyborgów. - powiedział Inferno. - Sami zapragną nimi być.
Przeładował ponownie pistolet.
- Pamiętaj o naszym partnerstwie, Inferno. - powiedział Scott
rzucając karabin. - Wiedz, że maszyna nie dorówna wierności
człowiekowi.
Wooooooooow
OdpowiedzUsuńCZEMJ W TAKIM MOMENCIE KONIEC???
;______;
Ale cos czuje ze za chwile bedzie wielkie KABOOM XD
ale mkge sie mylic :3
Szczerze przyznam, ze jest to jedyne opowiadanie sci-fi ktore naprawde mi sie podoba wiec ani mi sie waz przeatac pisac :D
Pozdrawiam i czekam na kolejny rozdzial ^^
Iza