-
No, spokojnie, Badaczu 1. - mówił zimny głos. - Odwróć się
powoli, a nie uszkodzę ci mózgu... mam nadzieję.
Scott wstał powoli i odwrócił się
w stronę, skąd słyszał wcześniej głos.
To, co zobaczył - a raczej kogo - przeszło jego
najśmielsze oczekiwania.
Przed nim stał rosły, szczupły mężczyzna w wieku około lat
sześćdziesięciu, a może nawet ponad.
Lecz w pierwszej chwili
Scott uważał go za robota łudząco
podobnego do człowieka; miał zbroję na piersi,
ramionach i nogach.
Lecz ,,robot” ten miał ludzką sylwetkę
zbudowaną jak gdyby z robocich części.
W jego piwnych oczach błyskał znajomo
zimny blask...
- Inferno? - krzyknął Scott.
Mężczyzna uśmiechnął się sarkastycznie, a jego kąciki ust uniosły się triumfalne do góry.
Mężczyzna uśmiechnął się sarkastycznie, a jego kąciki ust uniosły się triumfalne do góry.
Scott patrzył na wpół ze
strachem, na wpół ze zdumieniem.
- Miło cię widzieć, towarzyszu. -
powiedział Inferno.
- Ale... jak ty...?
- No cóż, wygląda na to, że weszłem w
moje drugie wcielenie. - powiedział Inferno. - Miło cię
ujrzeć po tych całych trzech latach...
Scott nadal nie mógł uwierzyć.
Patrzył na byłego działacza Armii, nie potrafiąc przyswoić sobie
tego faktu.
Inferno nadal się uśmiechał, celując w jego głowę.
- Cudowne wojsko zbudowałem,
nieprawdaż? I w niedalekiej przyszłości to właśnie wojsko będzie
obraniało przyszłe pokolenia Kanady...
- Rząd nie
pozwoli ci na to. - odparł Scott.
- To
wygląda na to, że będę musiał ich usunąć. - powiedział surowo
Inferno. - Wtedy, gdy Armia upadnie, a Rząd wraz z nim, ludzie staną
się potulniejsi... a autoboty upadną mi do stóp.
- Ambitne są twoje plany. - powiedział Scott. - A co będzie z
nami?
Inferno zmrużył
oczy.
- Z wami? Nad waszą
przyszłością jeszcze pomyślę... gdy staniecie się zwykłymi
ludźmi z ulicy. A ja będę wam panem i dawcą.
Scott spojrzał w zimne oczy byłego działacza.
Wiedział, że dążył do unicestwienia autobotów, ale nie
podejrzewał go, aby chciał społeczeństwo zamienić w sługów.
- Wymordowałeś wielu niewinnych ludzi.
- powiedział z nastającą złością. - Czym ci zawinili? Tym, że
istnieją...?
Inferno
zacmokał z lubością.
- Nie
zastanawiałem się nad tym. - odparł z zimną satysfakcją. - Ale
dziękuję, że podsunąłeś mi to pytanie. Z przyjemnością zadam
je Gallardo.
- Przecież pracowaliśmy razem. W twoim
poprzednim wcieleniu...
Inferno
uniósł brew.
-
Nie przypominam sobie, Scotty.
Wściekły Scott
uniósł pięść.
- To
odświeżę ci pamięć!
- No, nie tak szybko. - przyhamował go Inferno i
uderzył go lufą pistoletu.
Scott
syknął z bólu, nieświadomy takiej siły po sześćdziesięcioletnim
starcze. Spojrzał na niego ze zdumieniem.
- Widzisz? Moja moc zakorzeniła
się w ciele cyborga. - rzekł Inferno. - Teraz, ja mam władzę nad
całą Kanadą. Teraz nie jesteś jej mieszkańcem, a niewolnikiem.
Nie uciekniesz stąd bez mojej wiedzy. Tak, McDavid... jesteś mój.
Scott wciąż nie mógł uwierzyć temu wszystkiemu.
- Nie chciałeś nam pomagać. - powiedział, cały drżąc. -
Dlatego odeszłeś. Inferno
przekręcił głowę w bok, jak nasłuchujący pies, ale milczał.
Scott postąpił krok naprzód,
ale w tej samej chwili Inferno cofnął się, nie opuszczając
pistoletu.
- Dlaczego to robisz? - spytał Scott. -
Przecież nie chcieliśmy ograniczać ci życia na tej planecie. To
ty nas zdradziłeś. Susan i Clara od dłuższego czasu to
podejrzewały. Przypuszczenia Venus podtwierdziły się... ale pytam
się ciebie jeszcze raz: po co to robisz?
Inferno milczał w dalszym ciągu, tylko brwi uniósł wyżej.
-
Byliśmy dla siebie partnerami. - ciągnął Scott. - Wiedzieliśmy o
sobie wszystko... ocaliłeś nam życie... a ty...
- A ja obrałem
własną drogę. - przerwał mu Inferno. - Tobie pozostanie w Armii
było przeznaczeniem, co innego ja... ja odnalazłem swoje powołanie
gdzie indziej.
Scott patrzył na
Inferna, milcząc.
Widział przed sobą lufę jego pistoletu i
drwiący uśmiech...
Inferno spojrzał nieznacznie na opuszczone ciało Susan.
- Powinieneś
wyciągnąć bardzo ważny wniosek z tej lekcji. - rzekł. - Czy nie
rozumiesz? Armia upadła.
- Ale jej członkowie wciąż żyją! -
krzyknął McDavid i cofnął się w biegu, aby porwać z ziemi
karabin. Spodziewał się ciosu ze strony Inferna, ale on wciąż
trzymał go na muszce w bezruchu.
- Jakiś ty
intuicyjny. - powiedział niby drwiącym tonem. - Tego się po tobie
nie spodziewałem, Scott.
- Więc czemu nie strzelasz? - spytał mężczyzna.
Inferno
przeładował pistolet; rozległ się trzask.
- Tak
szybko chcesz rozstawać się z życiem, Scotty?... czy naprawdę
sądzisz, że nie masz dla kogo żyć? Cóż... ja z przyjemnością
to zrobię... i jeszcze cię ucałuję na pożegnanie.
Lecz nim
Inferno zdążył wypalić w jego stronę, karabin Scotta okazał się
szybszy. Pocisk laserowy wypalił niewielką dziurę w metalowej
piersi Inferna.
Były działacz wyglądał na zszokowanego tym ciosem. Dotknął
wypalonego fragmentu zbroi i objął Scotta spojrzeniem tak
jadowitym, że nawet najniebezpieczniejszy gad nie był w stanie mu
dorównać.
- Punkt dla ciebie. - powiedział. -
Chciałem, abyś ty to zaczął... ale teraz moja kolej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz