Corlett
zeskoczył z siodełka Komety, a ona przeistoczyła się ze skutera –
swojego alt-moda - w autobota.
- Więc co, Scotty? -
skinął na towarzysza. - Poprzytulamy ich na dzień dobry?
Scott przeładował karabin i kiwnął głową.
Scott przeładował karabin i kiwnął głową.
Z
miejsca mężczyźni zaczęli strzelać, wspomagani przez autobotki.
Roboty starały się stłamsić ich w ogniu, ale autoboty Aleca
skutecznie odwracali ich uwagę tak, aby mogli uśmiercić tych,
którzy się na to odważyli.
W chwilę później dołączyły
autoboty innych Kanadyjczyków oraz Susan Steward z Harleyem i Clarą.
Było to wsparcie niemałej wartości.
Ludzcy żołnierze też podążali za autobotami, przyleciwszy drugim
samolotem nad miasto.
W kilka minut później z oszalałej
strzelaniny utworzyła się zaciekła bitwa, która rosła z każdą
chwilą. Alec starał się kontrolować sytuację, mając do pomocy
pięć samolotów o czteroosobej załodze każdy.
To umocniło wały
obronne autobotów i już potem dzielnie stawiali czoła najeźdzcom.
Z kolejnych samolotów, wysypała się dwudziestoosobowa armia
autobotów, która z zapałem walki w reflektorach dobiegła swoich,
by wspólnie położyć ich trupem.
Scott uznał to za
dobry znak, chociaż wiedział, że nie samą liczbą się zwycięża.
W większości starć działał samodzielnie, później dołączyła
do niego Venus.
- Zablokujemy ich
Scotty, nie ruszą się, póki im nie rozkażemy! - krzyknęła
powalając na ziemię wielkiego robota przecinając mu wcześniej
kable laserem. Scott był dumny ze swej autobotki. Cały czas obierał
sobie na cel te roboty, które zbytnio zbliżyły się do większych
budynków. Usłyszeli głośny trzask wybuchu, ale nie odwracali się,
wiedząc, że ukryty wróg może wykorzystać sytuację.
Scott wybiegł zza wałów cały
czas strzelając, a za nim podążyła autobotka. Wkrótce cała
ulica była zablokowana ciałami poległych robotów i ludzie
walczący na ziemi, musieli się rozpędzać i je przeskakiwać.
Docenili ćwiczenia fizyczne na treningach w wojsku.
Kolejne budynki zajęły się ogniem.
Roboty coraz bardziej napierały, lecz autoboty też
nie pozostały im dłużne. Niektóre atakowały pojedyncze roboty w
duetach lub trójcach, lecz podejmując się takiej akcji musiały
zważać, czy za nimi nikt się nie skrada.
Właśnie przez takie
zamaskowanie się robotów zginęło sześć autobotów.
***
-
Ile zostało naszych? - spytał Inferno odwracając się do Stalrata.
- Jeszcze walczą,
panie. - powiedział robot.
- Pytam się
ciebie, ile zostało? - zirytował się cyborg.
Robot popatrzył po wielkim połaciu
spalonej ziemi, na której wciąż toczyła się bitwa.
- Nie wiem.
Może z piętnaście tysięcy...
-
Było ich przed atakiem kilkakroć więcej. - powiedział Inferno. -
Ze trzydzieści tysięcy jak nic.
- Może dziesięć,
a może jedenaście. - przeliczał z trudem Stalrat. - Trudno
powiedzieć.
Inferno machnął ręką. Wyciągnął zza pasa pistolet
laserowy z długą lufą. - Czas
im ogłosić powrót. - powiedział. - Osłaniaj mnie, gdyby te
silniki starały się mnie uszkodzić.
- Tak jest. - odparł
Stalrat i Inferno odszedł w ogień wojenny.
***
Kometa
walczyła sama. Ale dawała sobie radę.
Była tak samo odważna jak
Venus. Szybko wczuła się w sytuację.
Jak wojna, to wojna!
Przeczuwała, iż Alec będzie starał się jej pomóc
z powietrza, ale widocznie tego nie potrzebowała. Roboty starały
się ją osaczyć nawet we czwórkę, ale szybko podejmowała
właściwe kroki, by szybko pozbawić oddechu delikwentów.
Corlett był z
niej dumny.
Nie spodziewał się,
że tak szybko odnajdzie się w obliczu wojny. Przez ten czas mógł
wspomagać Clarę i Susan, które tymczasowo walczyły naziemnie.
Ogień w mieście narósł,
chociaż roboty widocznie osłabły.
Pożary były szybko gaszone,
lecz w chwilę później budynki sypały się w pył, by zadusić
kurzem ludzi Aleca. Zginęło tak pięciu, lecz autoboty skutecznie
ochraniały przednią ścianę, aby walący się dom nie padł na ich
głowy.
Droga zasypała się szczątkami przepalonych autobotów i ich
rywali, mieszając się z ciałami ludzkimi.
***
W
jednej z potężnych szarży Susan upadła na ziemię, postrzelona
przez pomocnika Stalowej Pięści.
W ogłuszającym pędzie masakry
nie mogła rozróżnić już, który jest z jej wojska.
Dotknęła podbrzusza. Poczuła ból i ciepło wyciekającej krwi.
Nie bała się śmierci.
Widocznie przeznaczone jej
było zginąć.
Obraz przed jej oczami zaczął się
powoli zamazywać... uśmiechnęła się.
Czuła ulgę, wiedząc, że umrze.
Chciała rozstać się z Armią, z
tym wiecznym ryzykowaniem życia dla dobra nauki... dla przyszłości.
Wiedziała, że jest za młoda na to, aby
umierać, ale nie widziała innego wyjścia. Przecież jest jeszcze
Clara, o wiele od niej młodsza... ona musi działać dla Armii.
,,Przeczuwałam, że przeżyję jedynie czterdzieści
wiosen'' - pomyślała. - ,,Jeżeli muszę umierać, to niech umrę
teraz.”.
Z trudem
wyciągnęła pistolet zza pasa i przymierzyła lufę jego do skroni.
Oddychała nieco głębiej, chociaż nadal spokojnie.
Czuła
narastający ból tam, gdzie została ugodzona i marzyła o tym, aby
już to się skończyło. Łzy napłynęły jej do oczu.
- Wybacz mi, Scott. -
szepnęła i pociągnęła za spust.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz