Hej.
To
ja, Łajka ^.^
Odzywam
się oto z kolejnym rozdziałem.
Na
dobry początek bardzo chciałam podziękować wszelkim Anonimom i
niewielu blogerom, którzy poświęcili (tak jak Iza) czas, aby tu
zaglądać.
Nie
muszę chyba mówić, że wkraczamy w nowy dział, to znaczy, w nową
tematykę, załączoną do opowiadania.
Będzie
to cyberpunk.
W
jaki sposób on się objawi?
Odpowiedź
w niniejszym rozdziale.
Jeśli
podoba Wam się jakaś postać, chcecie się podzielić
spostrzeżeniami na temat rozdziału – piszcie, nie gryzę...
<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<
Groźba znowu wisiała w powietrzu.
Nim ludzie
odetchnęli upojeni wątłą nadzieją, że w końcu Kanada zyska
spokój - mylili się. Armia miała pełne ręce roboty. Coraz
częściej ludzie zgłaszali nielegalne ich zdaniem przejście
uzbrojonych robotów przez ich domostwa. Mówili, że wykonywali spis
domowników, ale po co - tego nikt nie potrafił zrozumieć.
Kanadyjczycy uważali
powrót robotów z Kosmosu (myśleli, że Inferno zginął w
Galaktyce) za zły znak i podejrzany manifest.
- Gallardo kontroluje roboty bardziej niż zazwyczaj. -
powiedział Scott, kiedy zebrali się w ogromnym pokoju, w którym
spraszali wszystkich, którzy alarmowali ich o niebezpiecznej energii
robotów. - Myślę, że Gallardo chciałby się zemścić za swojego
pana.
- Z pewnością.
- zgodził się Alec, jedyny czarnoskóry członek Armii. - Wie, że
autoboty wyczuły ich powrót. Szykują się do wojny... być może
straszniejszej, jaka miała miejsce w pobliżu Vancouver dwa lata
temu.
Strach nie opuszczał ludności.
Mogło to nawet dojść do skutku emigracji z całego kraju, ale
wiadomo było, że roboty były obecnie na całym świecie - nie
wiadomo było, czy te, które były daleko od Gallardo mogłyby
dołączyć do jego Gwardii Maszyn, jego wojska.
- Wszyscy uciekają. -
powiedziała Venus. - Ludzie, autoboty... mnóstwo jest też sierot z
przytułków.
- Niebawem ludzie zaczną się nawzajem wyżynać, aby
Gallardo nie miał kogo uśmiercić. - dodała poruszona Kometa.
- Czy napewno scenariusz
wojny będzie tak czarny? Nie mam pojęcia. - odparł Scott. - Ale
możliwe, że wielu Kanadyjczyków zginie w próbie ucieczki.
- Nie pozwolą
im uciec. - powiedziała Clara. - Trzymają ich na muszce, czy to idą
ulicą, czy śpią. Dla nich okoliczność śmierci jest bez
znaczenia.
***
Ciało
niedawnego Ferrari ,,połączyło się” z ciałem Inferna...
Roboty na to tylko czekały.
Uznały go już nie za człowieka, lecz za
cyborga. Zbudowany był z fragmentów zbroi Ferrari, lecz z kształtu
ciała był podobny do człowieka.
Roboty zbudowały mu poszczególne
części ciała z fragmentów robotów, które przemalowali na kolor
skóry człowieka rasy białej. Za to twarz była niemalże kropka w
kropkę podobna do tej, jaką ją zapamiętali w jego ludzkim ciele –
te same rysy twarzy, takie samo ułożenie zmarszczek, takie same,
piwne oczy, siwe opadające lekko włosy... a nawet kształt klatki
piersiowej.
Byli dumni ze swojego dzieła - wierzyli już w jego
moc.
Przez to sprawiał wrażenie siły.
Jego
arsenałem został ciężki pistolet laserowy. Miał również ukrytą
pod nadgarstkiem parę luf, z której mógł wystrzeliwać zarówno
ogniste, jak i metalowe pociski.
Jego nowe ciało wzbudziło zachwyt wśród robotów, a
Gallardo poczuł satysfakcję - nareszcie jego pan jest żywy... i
silny. Mimo iż jego sucha twarz i białe włosy pozostały bez
zmian, teraz nie mógł umrzeć ludzkim sposobem.
Gdy
otworzył oczy, poruszył metalowymi palcami.
Oglądał ze zdumieniem swoje nowe ciało, nie przypominając sobie,
iż jest zbudowany z części Ferrari.
Z tyłu jego głowy, na karku roboty
umiejscowiły specjalne zloty na przewody do komputera, który
przekazywał mu niegdyś energię przez wenflon na dłoni.
Patrzyły na niego, nareszcie
żywego i silnego, czekały, aż przemówi.
Inferno w nowym ciele spojrzał na nich i rzekł:
- Wy...
wy mnie ocaliliście.
Proces przekształcenia
go na cyborga wymazał z jego ludzkiej pamięci śmierć w poprzednim
wcieleniu.
Myślał teraz zupełnie
inaczej, ale roboty uznawały to za dobry znak.
- Gdzie jesteśmy? - spytał; barwa jego
głosu nie uległa zmianie.
- Na Ziemi, panie. - odparł Gallardo klękając przed nim. -
Wylądowaliśmy na Ziemi.
Inferno spojrzał piwnymi oczyma na
najwierniejszego robota.
- Mój Gallardo... - rzekł. - właśnie zdałeś egzamin
na moją ufność wobec ciebie. Ocaliłeś mnie... tak... byłem
ledwo żywy, a teraz żyję naprawdę.
- Panie... - zaszemrały
roboty. - Będziemy ci służyć równie wiernie, jak w twoim
poprzednim wcieleniu.
Inferno
spojrzał na nich wzrokiem prawdziwego przywódcy, takim jak dawniej;
zawiązała się w tym spojrzeniu i duma, i zdecydowanie, i siła - w
jego niegdyś wygasłych oczach teraz zapalił się blask dawnej
mocy, którą utracił jako człowiek, a uzyskał jako cyborg.
- Ileż my mamy do zrobienia! -
westchnął. - Wydaje mi się, że zanim zaczniemy działać, skończę
drugie studia.
***
-
Roboty kiedyś tu powrócą. - mówili między sobą przypadkowi
ludzie przeglądając prasę kanadyjską. - W Kosmosie owszem, można
się zgubić, ale można też z niego powrócić.
- Mimo to strach pozostał. -
mówili inni przechodnie. - McDavid został bohaterem, obronił nas,
bez względu na cenę... on się nie boi.
- Prostak, jak my wszyscy. - odpowiadali im jeszcze inni. - Taki
sam Kanadyjczyk. Członek Armii, wiadomo. Walczy, bo musi... i chce.
Nie pozostawi nas, póki Kanadyjczycy trzymają się w kupie.
Działalność
Armii nie spoczywała na laurach.
Wiedzieli, że im więcej dowiedzą
się o tymczasowej sytuacji robotów, tym szybciej opanują nerwowy
okres.
Lecz
ludzie czuli już nie strach, a panikę.
A
autoboty coraz częściej próbowały buntować się przeciw swoim
właścicielom.
- Boję się o nas, Venus. - wyznał
pewnego dnia swojej autobotce Scott. - Że będzie tak jak ze mną i
z Luke'em... z tą różnicą, że nigdy znak jedności nie pojawi
się między nami.
Venus spojrzała ze smutkiem na tatuaż na ramieniu swojego stwórcy.
Czuła, jakby te dwie dłonie, ludzka i
autobota zaciśnięte w wiecznym sojuszu i przyjaźni, nagle
rozłączyły się i ,,uszły swoją drogą''.
Nie
potrafiła sobie tego wyobrazić. Było to dla jej umysłu o wiele za
trudne. Jednak nie miała serca smucić Scotta.
- Jeżeli Gallardo przeżył, i tak nie
unikniemy wojny. - powiedziała. - Musiał zebrać potężną
armię... ale teraz czeka na stosowny moment, aby uderzyć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz