poniedziałek, 27 lipca 2015

II. Nowe wcielenie: Rozdział Dwudziesty


Hej.

To ja, Łajka ^.^



Odzywam się oto z kolejnym rozdziałem.

Na dobry początek bardzo chciałam podziękować wszelkim Anonimom i niewielu blogerom, którzy poświęcili (tak jak Iza) czas, aby tu zaglądać.

Nie muszę chyba mówić, że wkraczamy w nowy dział, to znaczy, w nową tematykę, załączoną do opowiadania.

Będzie to cyberpunk.



W jaki sposób on się objawi?



Odpowiedź w niniejszym rozdziale.



Jeśli podoba Wam się jakaś postać, chcecie się podzielić spostrzeżeniami na temat rozdziału – piszcie, nie gryzę...

<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<

Groźba znowu wisiała w powietrzu. 
 Nim ludzie odetchnęli upojeni wątłą nadzieją, że w końcu Kanada zyska spokój - mylili się. Armia miała pełne ręce roboty. Coraz częściej ludzie zgłaszali nielegalne ich zdaniem przejście uzbrojonych robotów przez ich domostwa. Mówili, że wykonywali spis domowników, ale po co - tego nikt nie potrafił zrozumieć. 
 Kanadyjczycy uważali powrót robotów z Kosmosu (myśleli, że Inferno zginął w Galaktyce) za zły znak i podejrzany manifest. 
- Gallardo kontroluje roboty bardziej niż zazwyczaj. - powiedział Scott, kiedy zebrali się w ogromnym pokoju, w którym spraszali wszystkich, którzy alarmowali ich o niebezpiecznej energii robotów. - Myślę, że Gallardo chciałby się zemścić za swojego pana. 
 - Z pewnością. - zgodził się Alec, jedyny czarnoskóry członek Armii. - Wie, że autoboty wyczuły ich powrót. Szykują się do wojny... być może straszniejszej, jaka miała miejsce w pobliżu Vancouver dwa lata temu. 
Strach nie opuszczał ludności. Mogło to nawet dojść do skutku emigracji z całego kraju, ale wiadomo było, że roboty były obecnie na całym świecie - nie wiadomo było, czy te, które były daleko od Gallardo mogłyby dołączyć do jego Gwardii Maszyn, jego wojska. 
 - Wszyscy uciekają. - powiedziała Venus. - Ludzie, autoboty... mnóstwo jest też sierot z przytułków. 
 - Niebawem ludzie zaczną się nawzajem wyżynać, aby Gallardo nie miał kogo uśmiercić. - dodała poruszona Kometa. 
 - Czy napewno scenariusz wojny będzie tak czarny? Nie mam pojęcia. - odparł Scott. - Ale możliwe, że wielu Kanadyjczyków zginie w próbie ucieczki. 
- Nie pozwolą im uciec. - powiedziała Clara. - Trzymają ich na muszce, czy to idą ulicą, czy śpią. Dla nich okoliczność śmierci jest bez znaczenia.

***

Ciało niedawnego Ferrari ,,połączyło się” z ciałem Inferna... 
Roboty na to tylko czekały. Uznały go już nie za człowieka, lecz za cyborga. Zbudowany był z fragmentów zbroi Ferrari, lecz z kształtu ciała był podobny do człowieka. 
Roboty zbudowały mu poszczególne części ciała z fragmentów robotów, które przemalowali na kolor skóry człowieka rasy białej. Za to twarz była niemalże kropka w kropkę podobna do tej, jaką ją zapamiętali w jego ludzkim ciele – te same rysy twarzy, takie samo ułożenie zmarszczek, takie same, piwne oczy, siwe opadające lekko włosy... a nawet kształt klatki piersiowej. 
Byli dumni ze swojego dzieła - wierzyli już w jego moc. 
Przez to sprawiał wrażenie siły. 
Jego arsenałem został ciężki pistolet laserowy. Miał również ukrytą pod nadgarstkiem parę luf, z której mógł wystrzeliwać zarówno ogniste, jak i metalowe pociski. 
Jego nowe ciało wzbudziło zachwyt wśród robotów, a Gallardo poczuł satysfakcję - nareszcie jego pan jest żywy... i silny. Mimo iż jego sucha twarz i białe włosy pozostały bez zmian, teraz nie mógł umrzeć ludzkim sposobem. 
 Gdy otworzył oczy, poruszył metalowymi palcami. Oglądał ze zdumieniem swoje nowe ciało, nie przypominając sobie, iż jest zbudowany z części Ferrari. 
 Z tyłu jego głowy, na karku roboty umiejscowiły specjalne zloty na przewody do komputera, który przekazywał mu niegdyś energię przez wenflon na dłoni. Patrzyły na niego, nareszcie żywego i silnego, czekały, aż przemówi. 
 Inferno w nowym ciele spojrzał na nich i rzekł: 
 - Wy... wy mnie ocaliliście. 
Proces przekształcenia go na cyborga wymazał z jego ludzkiej pamięci śmierć w poprzednim wcieleniu. 
Myślał teraz zupełnie inaczej, ale roboty uznawały to za dobry znak. 
- Gdzie jesteśmy? - spytał; barwa jego głosu nie uległa zmianie.
 - Na Ziemi, panie. - odparł Gallardo klękając przed nim. - Wylądowaliśmy na Ziemi. 
Inferno spojrzał piwnymi oczyma na najwierniejszego robota. 
- Mój Gallardo... - rzekł. - właśnie zdałeś egzamin na moją ufność wobec ciebie. Ocaliłeś mnie... tak... byłem ledwo żywy, a teraz żyję naprawdę. 
 - Panie... - zaszemrały roboty. - Będziemy ci służyć równie wiernie, jak w twoim poprzednim wcieleniu. 
Inferno spojrzał na nich wzrokiem prawdziwego przywódcy, takim jak dawniej; zawiązała się w tym spojrzeniu i duma, i zdecydowanie, i siła - w jego niegdyś wygasłych oczach teraz zapalił się blask dawnej mocy, którą utracił jako człowiek, a uzyskał jako cyborg.
 - Ileż my mamy do zrobienia! - westchnął. - Wydaje mi się, że zanim zaczniemy działać, skończę drugie studia.

***
- Roboty kiedyś tu powrócą. - mówili między sobą przypadkowi ludzie przeglądając prasę kanadyjską. - W Kosmosie owszem, można się zgubić, ale można też z niego powrócić. 
 - Mimo to strach pozostał. - mówili inni przechodnie. - McDavid został bohaterem, obronił nas, bez względu na cenę... on się nie boi. 
 - Prostak, jak my wszyscy. - odpowiadali im jeszcze inni. - Taki sam Kanadyjczyk. Członek Armii, wiadomo. Walczy, bo musi... i chce. Nie pozostawi nas, póki Kanadyjczycy trzymają się w kupie. 
Działalność Armii nie spoczywała na laurach. Wiedzieli, że im więcej dowiedzą się o tymczasowej sytuacji robotów, tym szybciej opanują nerwowy okres. 
Lecz ludzie czuli już nie strach, a panikę. A autoboty coraz częściej próbowały buntować się przeciw swoim właścicielom. 
 - Boję się o nas, Venus. - wyznał pewnego dnia swojej autobotce Scott. - Że będzie tak jak ze mną i z Luke'em... z tą różnicą, że nigdy znak jedności nie pojawi się między nami. Venus spojrzała ze smutkiem na tatuaż na ramieniu swojego stwórcy. Czuła, jakby te dwie dłonie, ludzka i autobota zaciśnięte w wiecznym sojuszu i przyjaźni, nagle rozłączyły się i ,,uszły swoją drogą''. Nie potrafiła sobie tego wyobrazić. Było to dla jej umysłu o wiele za trudne. Jednak nie miała serca smucić Scotta. 
- Jeżeli Gallardo przeżył, i tak nie unikniemy wojny. - powiedziała. - Musiał zebrać potężną armię... ale teraz czeka na stosowny moment, aby uderzyć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz