czwartek, 6 sierpnia 2015

II. Nowe wcielenie: Rozdział Rozdział Dwudziesty Trzeci cz. I


Dla usprawiedliwienia znacznej nieobecności, daję jeden rozdział i 

pół – to znaczy jeden cały rozdział (dwudziesty drugi) i połowę 

następnego (dwudziestego trzeciego).


Mam nadzieję, że Wam się spodoba.




<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<

Scott przespał jedynie pół nocy - dalej już nie mógł zasnąć. 
 Leżał na poduszce, przejęty różnymi, zmiennymi myślami. 
Myślał o Kanadzie, jej przyszłości, o rodakach... ale też myślał o Armii i o tym, czy do niej nie powrócić. Czuł się zduszony niewywiązalną pętlą niepewności i lęku. Ale jednocześnie wiedział, że bez szybkiego działania, nie zdołają uchronić miasta przed armią Gallardo. 
Mimo to starali się działać po cichu nawet w nocy.
 Usiadł na łóżku, czując narastający ból głowy. 
Wiedział, że był związany ze stresem. Ale nie potrafił teraz mu przeciwdziałać. Wstał, wziął szklankę ze stolika i podszedł do syfonu, aby nalać wody. Opróżnił szklankę drobnymi łykami, powoli i niespiesznie, aż w końcu ból ustał. 
Ale strach go nie opuszczał. Odwrócił się, by spojrzeć na ,,śpiącą” Venus. 
Tak mu było jej żal... o wiele bardziej niż niegdyś Luke'a. 
 Zdawał sobie sprawę, że ona nigdy go nie opuści. 
Bała się tak samo, jak on. 
Z tą samą siłą. 
Nie zamierzał dłużej czekać na to, co będzie dalej. Chciał, aby Kanada zaznała spokoju, szczęścia... aby Gallardo został zniszczony. Każdy prosty mieszkaniec kraju chciał, aby groźba nieuniknionego konfliktu stała się nierealna. 
 Ale to nie było łatwe. 
Człowiek od tysiącleci musiał dźwigać broń - i broń tę obsługiwać.

***

Tymczasem powoli już zaczęło świtać, gdy Gallardo wraz ze swoimi żołnierzami stanęli w centrum miasta Vancouver. 
Tak jak poprzednio - bez ostrzeżenia zaczęli strzelać w stronę przypadkowych przechodniów, którzy byli zmuszeni wcześnie zacząć dzień... i wcześnie go skończyć. 
Krzyki pojedynczych jednostek ludzi nie dały sygnału pomocy. 
Dopiero gdy słońce zajrzało w okna mieszkańców, ci wyczuli niebezpieczeństwo, słysząc zamieszanie dochodzące z ulicy. 
Wstępna strzelanina nie była tak agresywna - czekali na przybycie członków Armii. Mimo wszystko biały śnieg już był oznaczony niewinną, krwią ludzką... Roboty zaczęły rozbiegiwać się na ulicę, atakując okoliczne domostwa. 
Na razie nie używali bomb - chcieli nastraszyć ludność.
***
Daleko od centrum miasta w hotelu Camping Canada kolejni członkowie Armii żyli w niewiedzy. 
Byli zajęci planami. 
Susan od razu negocjowała. Chciała już całą operację mieć z głowy. 
- Gallardo zaatakuje lada chwila. - przeczuwała. - Może nawet już wkroczył do któregoś miasta. 
- Daj spokój. - machnął ręką Corlett. - Nie odważyłby się bez sygnału Inferna. 
- Ale Inferno nie żyje! - przypomniał mu Scott. 
- A autoboty mimo wszystko zachowują dawną postawę. - dodała Venus. - Nie są głupi. - rzekła Kometa. - Wiedzą, że coś się szykuje. 
 - Skontaktuję się z Harleyem. - powiedział Corlett. - Może on będzie wiedział coś więcej. W końcu należy do wojska Aleca.

1 komentarz:

  1. Łał (wiem, że pisze się wow, ale chce być wierny polskości ;P), naprawdę solidnie się za to wzięłaś! Lubię to opowiadanie, jestem strasznie ciekaw co będzie dalej. Pachnie wojną, jak mi się dobrze zdaje, Gwardia zadziera łapska, a Armia szykuje się do opensywy... gratuluję mroczności i tajemniczości ;)

    Emil Srebrzyński < Emil S.

    OdpowiedzUsuń