Gallardo
jednak podjął już decyzję.
Mieli zaatakować
Kanadyjczyków, w tym okresie.
Traf chciał, aby grudzień nastał
na dobre i śnieg pokrył białą pościelą ulice miast. Zaczął
uzbrajać roboty w lepszą, celniejszą broń.
- Poprowadzisz ich, panie. - powiedział do Inferna. - Ci
głupcy myślą, że nie żyjesz.
Inferno pogładził karabin,
który trzymał w dłoni. Nareszcie zemsta będzie jego... Czekał na
to, już długi czas, bardzo długi.
- Pamiętajcie, że każdy ma swoje obowiązki. - powiedział
robotom. - Naszym celem jest osłabić ludność i zniszczyć
autoboty... naszą nagrodą jest władza. Gallardo was poprowadzi.
Macie się słuchać zarówno jego, jak i mnie. Bądźcie gotowi na
najgorsze... ale i też na najlepsze.
***
Komputer
w kwaterze głównej wyczuł niebezpiecznie silny sygnał.
Nikogo nie było w pokoju - każdy z
członków był o tak późnej godzinie w domu. Straszna i
niewybaczalna była ta niewiedza.
A tymczasem Gallardo już stanął w mieście ze swoimi robotami.
Ich metalowe stopy,
ubezpieczone taką mieszanką chemicznych substancji, że nie
szkodziło im żadne zjawisko pogodowe, odbijały wyraźne ślady w
miękkim śniegu, który prószył tego wieczoru wyjątkowo
delikatnie, prawie niewyczuwalnie.
Ludzie nie spodziewali się ataku o tak późnej porze.
Roboty czekały na znak swojego najczelniejszego wodza - a on nadal
kazał im iść do przodu.
Na samotną, nocną wędrówkę wybrał się
Gepard. Gdy stanął przed samym Gallardo, zaczął się gwałtownie
obracać i piszczeć. Ale znajdował się za daleko od ludzi. Robot
zachichotał cicho pod nosem i kopnął urządzenie, a następnie
strzelił w niego laserem. To rozczłonkowało Geparda na dwoje, a z
jego szczątków już chwilę później wydobywał się dym.
Spojrzał
na swego pana... lecz ten milczał.
Owszem, był zadowolony z jego
zniszczenia, ale wciąż po cichu marzył o zemście na ludziach...
zemście, która się dopełni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz