Roboty
były w ogromnym szoku i zaskoczeniu.
Nie wierzyły temu, co się
stało. Patrzyły na martwe ciało ich prawdziwego dowódcy i
pogrążały się w melancholii.
- Co teraz zrobimy, Gallardo? - pytali inni zirytowani, inni
przestraszeni. - Musimy wrócić na Ziemię. I to zaraz. Nie ma innej
drogi, tam jest nasze miejsce. Niech nas wtedy autoboty zaduszą, nie
chcemy już walczyć... chcemy się ukryć. Gallardo milczał.
- Co nam
oferujesz? Śmierć po wylądowaniu na Ziemię? - pytali ci, którzy
bardziej wierzyli Inferno. - I tak zginiemy, zapasy energii są na
wyczerpaniu... Wracajmy na Ziemię. Zginiemy bez walki. Trudno, być
może tak dla nas lepiej. Gallardo zasiadł do pulpitu sterniczego i
pociągnął za dźwignię.
Mieli wracać.
- Przechowajcie naszego pana w jakimś bezpiecznym
miejscu. - powiedział. - Owińcie go w coś. Nie pozwólcie na jego
rozkład przed powrotem na Ziemię. Roboty narzuciły na głowę
Inferno mocny, foliowy płaszcz i zanieśli go do pokoju
chłodniczego.
Gallardo wciąż nie mógł uwierzyć w to, czego był
świadkiem.
- Właśnie widziałem
śmierć człowieka. - mawiał do siebie samego. - Śmierć istoty
ludzkiej... a czym jest śmierć dla maszyny rozumującej? Końcem
wszystkiego, czy początkiem czegoś nowego?...
***
Susan
i Clara również zaczęły pomagać ludziom w budowaniu autobotów.
Zdały sobie sprawę, że nowe autoboty mogą być
kluczem do przyszłości. Przyszłość... jaka ona jest? - od zawsze
ludzie zadawali sobie podobnego typu pytania.
Człowiek od zawsze
taki był... ciekawy Nieznanego. Ciekawy prawdy.
Nie znosił
niepewności.
Chciał wszystko wiedzieć na już!
A co było z jego
przyszłością? Czy dorośnie, założy rodzinę...? Niektórych
własna przyszłość nie interesowała - skupiali się na całej
ludzkości.
Ale jak objąć jednym okiem ludność? Jak do nich dotrzeć, skoro
mieszkają w różnych miastach, wsiach...
Zawsze jak przypatrujesz się
jednemu, tracisz z oczu drugie.
Czemu tak jest?
Gdy członkowie Armii pomagali zwykłym ludziom w
dążeniu do niezwykłych rzeczy, działy się rzeczy piękne i
niepojęte - wracała doń wiara, wracało zaufanie.
To była
nadzieja dla Kanady, Stanów... wszystkich krajów anglojęzycznych.
Ale nie tylko.
Dalej za oceanami też ludzie spełniali obowiązki życiowe.
Cieszyli się, że będą
żyć lepiej, dogodniej... nie chcieli spać na pieniądzach, lecz
przynajmniej mieć co rano świeży chleb - to im wystarczało.
Gdy budowa autobotów się
rozwijała, Alec oddał kilkadzieścia z nich do jednostek
wojennych, aby pomagali ludzkim żołnierzom.
Kanada odradzała się... nic
jej nie zatrzymywało.
Ooo, widzę że w opowiadanie science fiction wstąpiła filozofia i psychologia ;P
OdpowiedzUsuńNawet nie wiesz, jak uwielbiam ;-* Maxuka
Bardzo rozwinięty rozdział, daje sporo do myślenia.
OdpowiedzUsuń