sobota, 4 lipca 2015

II. Nowe wcielenie: Rozdział Czternasty

Roboty były w ogromnym szoku i zaskoczeniu. 
Nie wierzyły temu, co się stało. Patrzyły na martwe ciało ich prawdziwego dowódcy i pogrążały się w melancholii. 
- Co teraz zrobimy, Gallardo? - pytali inni zirytowani, inni przestraszeni. - Musimy wrócić na Ziemię. I to zaraz. Nie ma innej drogi, tam jest nasze miejsce. Niech nas wtedy autoboty zaduszą, nie chcemy już walczyć... chcemy się ukryć. Gallardo milczał. 
 - Co nam oferujesz? Śmierć po wylądowaniu na Ziemię? - pytali ci, którzy bardziej wierzyli Inferno. - I tak zginiemy, zapasy energii są na wyczerpaniu... Wracajmy na Ziemię. Zginiemy bez walki. Trudno, być może tak dla nas lepiej. Gallardo zasiadł do pulpitu sterniczego i pociągnął za dźwignię. Mieli wracać. 
 - Przechowajcie naszego pana w jakimś bezpiecznym miejscu. - powiedział. - Owińcie go w coś. Nie pozwólcie na jego rozkład przed powrotem na Ziemię. Roboty narzuciły na głowę Inferno mocny, foliowy płaszcz i zanieśli go do pokoju chłodniczego. 
Gallardo wciąż nie mógł uwierzyć w to, czego był świadkiem. 
 - Właśnie widziałem śmierć człowieka. - mawiał do siebie samego. - Śmierć istoty ludzkiej... a czym jest śmierć dla maszyny rozumującej? Końcem wszystkiego, czy początkiem czegoś nowego?...
***
Susan i Clara również zaczęły pomagać ludziom w budowaniu autobotów. 
Zdały sobie sprawę, że nowe autoboty mogą być kluczem do przyszłości. Przyszłość... jaka ona jest? - od zawsze ludzie zadawali sobie podobnego typu pytania. 
Człowiek od zawsze taki był... ciekawy Nieznanego. Ciekawy prawdy. 
Nie znosił niepewności. 
Chciał wszystko wiedzieć na już! 
A co było z jego przyszłością? Czy dorośnie, założy rodzinę...? Niektórych własna przyszłość nie interesowała - skupiali się na całej ludzkości.
 Ale jak objąć jednym okiem ludność? Jak do nich dotrzeć, skoro mieszkają w różnych miastach, wsiach... Zawsze jak przypatrujesz się jednemu, tracisz z oczu drugie. 
 Czemu tak jest? 
 Gdy członkowie Armii pomagali zwykłym ludziom w dążeniu do niezwykłych rzeczy, działy się rzeczy piękne i niepojęte - wracała doń wiara, wracało zaufanie. 
To była nadzieja dla Kanady, Stanów... wszystkich krajów anglojęzycznych. 
Ale nie tylko. 
Dalej za oceanami też ludzie spełniali obowiązki życiowe. 
Cieszyli się, że będą żyć lepiej, dogodniej... nie chcieli spać na pieniądzach, lecz przynajmniej mieć co rano świeży chleb - to im wystarczało. 
Gdy budowa autobotów się rozwijała, Alec oddał kilkadzieścia z nich do jednostek wojennych, aby pomagali ludzkim żołnierzom. 
Kanada odradzała się... nic jej nie zatrzymywało.

2 komentarze:

  1. Ooo, widzę że w opowiadanie science fiction wstąpiła filozofia i psychologia ;P
    Nawet nie wiesz, jak uwielbiam ;-* Maxuka

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo rozwinięty rozdział, daje sporo do myślenia.

    OdpowiedzUsuń