Martwili się
przyszłością Armii.
Czuli, że jak
przynajmniej do połowy listopada budynek nie będzie gotowy, ich
działalność rozpadnie się na dobre i na zawsze.
- Jest
coraz zimniej. - powiedziała Soprano. - Niebawem deszcz zacznie
doskwierać dwadzieścia pięć dni w miesiącu.
- Nie mów mi o takich rzeczach. - odparł Alec. - Nie po to
przeprowadziłem się z Waszyngtonu, abyś teraz mi mówiła takie
rzeczy.
- Mieszkasz w Kanadzie nie od wczoraj. - powiedziała
Soprano, która miała jak na starego robota żelazną pamięć. -
Już dziesięć lat.
Alec jednak nie
wiedział czemu robocica to wszystko mu mówi. Wiedział przecież
doskonale, że trzeba nakłonić autoboty do wytężniejszej pracy.
Ale jak?
Coraz bardziej skracał się dzień.
Autoboty nie miały sił
pracować do późna. Problem był też w tym, że sam Scott czasami
nie dawał rady.
Nadal pomagał odbudowywać domy poszkodowanym
rodzinom.
Alec spojrzał
w okno.
Bał się
zimy.
Czuł
niemal, jak nadchodzi.
Spojrzał na
robocicę. Wiedział, że nie będzie w stanie go zrozumieć.
Ale
mimo wszystko... znali się już tyle lat.
***
Corlett
jeszcze przed nocą zjawił się u Scotta. A było to niespodziewaną
wizytą.
Gdy
Venus szykowała wszystko do podania kolacji, a Scott pomógł jej w
obsłudze palnika kuchenki (zawsze obawiał się że zbyt wysoka
temperatura w pobliżu ciała z metalu może grozić jej wybuchem),
nagle zadzwonił dzwonek u drzwi.
-
Już późno, Scott. - powiedziała Venus. - Spodziewasz się kogoś?
Scott
pokręcił z niedowierzaniem głową. Też był tym zadziwiony. Umył
ręce, wytarł do sucha i podszedł do drzwi frontowych. Gdy nacisnął
niepewnie klamkę, usłyszał niewyraźny głos męski:
-
Nie obawiaj się, przyjacielu, nie okradnę ci domostwa.
W
jego tonie była wesołość i... coś znajomego.
Docisnął klamkę do
końca, już pewniejszym naciskiem dłoni i otworzył drzwi. Oczy mu
rozbłysły z radości.
Objął
serdecznie najlepszego przyjaciela.
-
Mój Boże... wiedziałem, że z tego wyjdziesz, Corlett.
Venus
dosłyszała radosne głosy mężczyzn i również przyszła
zobaczyć, co to za powód.
Czara
radości się dopełniła.
Przyjaciele
ściskali się tak serdecznie, że aż łzy stanęły im w oczach.
Susan też płakała.
-
Mój drogi - powiedział Scott. - Przepraszam, że przez cały ten
czas nie miałem okazji cię odwiedzić... brakło czasu, stary...
-
Nie gniewam się. - odparł lekko Corlett. - Każdy ma swoje
sprawy... i dzięki ci za syrop... poratował mnie.
Scott
nie mógł zaprzestać uśmiechu.
-
Wchodź do nas, zjemy razem. - powiedział.
***
Inferno
nie był jeszcze w pełni świadomości. - tak uważały roboty.
A
przecież to wszystko powiedział tak dobitnie... nic z tego nie
rozumieli. Wydawało im się nierealnością, iż Inferno chce ,,nie
mieć ciała".
Bez
ciała nie ma życia - wiedzieli to napewno.
Więc,
czy ich pan naprawdę się poddał?
Chce
zginąć w Kosmosie, a na Ziemi mają już o nim nie pamiętać?
A
może nadal miał urojenia?
Chciały
go o to spytać - ale powtarzał jedno i to samo, że nie chce być
już człowiekiem.
A
kim chciałby być?
Istota
rozumna na Ziemi była tylko jedna.
-
Odzyskał już nieco sił. - analizował Ferrari. - Lecz nadal są to
tylko siły fizyczne. Nie może jeszcze w miarę racjonalnie myśleć,
tak jak kiedyś.
-
To co go tak przyblokowało aż na tak długo? - spytał inny robot
zwany Stalową Pięścią.
-
A skąd mam wiedzieć? - rozzłościł się Ferrari. - Nie do mnie
kieruj takie pytania.
Roboty
usłyszały mocne chrząknięcie Gallardo. Odwróciły się.
-
A myślicie, że ja to wiem? - spytał przywódca robotów. - Owszem,
osłabł po bitwie, no ale minęły od niej dwa lata. To bardzo
dziwne... niewielu z nas wyszło stamtąd bez szwanku... ale w końcu
wróciliśmy do formy.
-
Taaa - mruknął Stalowa Pięść. - Tylko mi nie przypominaj, że na
rozkaz Inferno musieliśmy dopilnować, aby twój łeb przywiercił
się idealnie do twojego złomowatego cielska...
-
Milcz! - warknął Ferrari. - Jeszcze raz użyjesz tego typu
słownictwa odnośnie wodza, a rozbiorę cię na części i nie
poskładam dopóki Inferno mi nie rozkaże! Stawiasz się, kupo
metalu?
Lecz
Gallardo był szybszy. Z prędkością światła chwycił Stalową
Pięść za gardło i przydusił do ściany.
-
Jesteś z nami czy przeciw? - syknął Gallardo; jego czerwone
reflektory-oczy ,,ściaśniły się'' jakby je mrużył. Robot wyczuł
jego niezadowolenie, nie złość, lecz już gniew - niemal tak samo
groźny jak irytacja Inferna.
-
Ufaliśmy tobie od początku naszej znajomości. - powiedział
Gallardo wciąż trzymając w garści jego szyję. - Widziałeś sam,
jak autoboty nam dokopały... mieliśmy się rozpaść tylko dlatego,
że te wielkie bryki broniły miasta jak lew zdobyczy? Sam chyba
zdajesz sobie sprawę, że to nie w porządku. Nasz pan osłabł
wtedy i sam wiesz, że niechybnie zginąłby gdyby nie nasza
ucieczka. A uciekliśmy w Galaktykę dlatego, że w innych miastach,
może nawet krajach ludzie publicznie by nas rozszarpali... Jesteśmy
wojskiem, ale przeciw ludowi nie mamy szans.
-
Nie jesteście wojskiem. - wyksztusił Stalowa Pięść. - Jesteście
rasowymi tchórzami.
Gallardo
jeszcze mocniej ścisnął go za gardło (w tym przypadku człowiek
umarłby uduszony) i syknął:
-
Ty zdradziecki złomie! Myślisz, że my to wszystko robimy dla
siebie? Nie! Nie rozumiesz pojęcia tej misji. Jesteś członkiem tej
operacji od niedawna. Ale uważaj, bo nabawisz się strucia olejem...
i to dobrym, kanadyjskim olejem.
P.S.:
No, nareszcie wypłodziłam coś dłuższego! Mam nadzieję, że Was
nie
zanudziłam.
Chciałabym,
abyście mi napisali, jaką postać do tej pory polubiliście.
Piszcie
śmiało, a może się zrewanżuję kolejnym rozdziałem ;)
P.S.2: Pozdrawiam Izę i Magdę, których komentarze dały mi kopa do napisania
kontynuacji ^^
Dziekuje za pozdrowienia ^^
OdpowiedzUsuńA najlepszymi postaciami sa moim zdaniem Scott i Venus i Soprano i... jak tu wybrac? XD
Nareszcie znalazłam czas żeby przeczytać. Mi się chyba najbardziej podoba Venus. No nie wiem, przyzwyczaiłam się do tej postaci ;) Jeśli chodzi o mnie to dziękuje :)
OdpowiedzUsuńCieszę się że piszesz dalej.. zmiany, zmiany , zmiany
http://kreatywnieprzezzycie.blogspot.com/
Świetnie sie czyta xD Maxuka
OdpowiedzUsuń