Zadzwonił
telefon w salonie.
Scott
zerwał się z tapczanu i podszedł do stolika, na którym leżał.
Wziął go do ręki i lekkim poruszeniem palca odebrał połączenie.
-
Halo?
-
Scott? - zabrzmiał w słuchawce głos Susan.
-
O co chodzi? - spytał.
-
Mamy poważne problemy na budowie. - powiedziała Susan. - Ogółem,
chodzi o instalację radia. Brak sygnału od pięciu dni.
Scott
zaniepokoił się. Bez radia i sprzętu elektronicznego, nie będą w
stanie wysłać sond, czy innego sygnału w Kosmos.
Scott
od razu sobie wszystko przypomniał. Podejrzewał, że po wojnie z
autobotami Inferno mógł uciec w Kosmos. Wiedział, że jeśli on i
jego roboty wciąż żyją, mają poważne utrudnienie realizacji
planów. Ale nie zamierzał mówić o swoich podejrzeniach przez
telefon - wolał wyznać to Susan osobiście.
-
Masz może dzisiaj chwilę? - spytał. - Mogę podjechać do ciebie
razem z Venus.
-
No, znając ciebie, raczej nie wypożyczysz innego autobota. -
stwierdziła słusznie Susan.
-
Ale pamiętaj, że o równej dwudziestej drugiej zamykają hotel i
panuje cisza nocna.
Scott
spojrzał na zegar stojący w salonie. Do zamknięcia hotelu
pozostały trzy godziny.
-
Zdążę. - powiedział po chwili. - Podaj mi swój numer pokoju.
***
Dojechanie
Scotta na miejsce zajęło niecałe dwadzieścia minut.
Po
szybkim wyjaśnieniu powodu zjawienia się kierowniczce, dotarł do
pokoju Susan.
Dawna
dowódczyni Armii powitała go nieco sztywno - jakby coś ją gryzło.
Poczęstowała Scotta szklanką napoju i poprosiła, by usiadł.
Venus
stanęła obok niego. Potem Susan zaczęła wyjaśniać całą
sprawę. Gdy wszystko już powiedziała,
Scott rzekł:
-
Wiesz, myślę, że skoro zakłócenia pochodziły z Kosmosu... to
wyjaśnienie mamy jedno.
-
Jakie? - spytała Susan.
-
Pamiętasz dzień po wojnie z robotami? Wśród poległych nie było
Gallardo i Inferna, co mogłoby wytłumaczać, iż oni nadal żyją.
-
Może masz rację. - powiedziała Susan. - Ale skąd mieliby
wiedzieć, że my na Ziemi budujemy stację radiową?
-
Tego też nie pojmuję. - odparł Scott. - Ale czuję, że Inferno
kiedyś tu powróci, by się zemścić.
-
Z pewnością. - zgodziła się Susan. - Chociaż może się tak
zdarzyć, że w ich statek mógł uderzyć meteoryt... albo coś
większego.
-
Tak, od razu UFO. - burknął Scott. - Zrozum Susan, póki Inferno
żyje, Ziemi grozi niebezpieczeństwo.
Susan
umilkła.
W
duchu przyznawała mu rację.
Liczyła
na to, że kiedy będą mieli odpowiednie warunki, aby rozpoczęli
nowy rozdział w działalności jako Armia, musi jeszcze minąć
kilka miesięcy - jeżeli nie tygodni.
Ale
również była tym zmartwiona.
-
Więc, co teraz? - spytała.
-
Mnie się pytasz, co teraz? To ja się ciebie pytam. Ty jesteś
dowódcą.
Susan
jednak nie miała dzisiaj szczęścia do szybkiego myślenia. Scott
od razu to zauważył.
-
Poczekaj - powiedział. - Sądzę, że musisz niedługo zwołać nas
wszystkich. Całą Armię. Naradzimy się i będziemy negocjować, co
dalej.
-
A co z autobotami? - spytała Susan.
Scott
naburmuszył się.
-
A czy Venus też należy do Armii, czy jest tylko gadającą maszyną
i środkiem transportu?
Venus
spojrzała na niego z lekką domeną zirytowania. Susan też to
zauważyła.
-
Sam wiesz, że nie mam serca skreślać jej z naszej grupy. -
powiedziała. - Musi jednak liczyć się z tym, że potrzebuje do
tego bardziej... ludzkiego myślenia.
-
Przecież zawsze myślę jak człowiek. - oburzyła się Venus. - Co
innego, gdyby stworzyła mnie maszyna.
-
A ja też wcale nie powiedziałem, że ktoś wyklucza cię z tej
operacji, Venus. - powiedział Scott patrząc na autobotkę. - Jednak
mamy poważny problem. Za mało autobotów w mieście. A jeszcze
przed bitwą było ich tyle, ile ludności, a może więcej.
-
Ano było. - przytaknęła Susan. - Trzeba apelować i zachęcać
ludzi, aby zaczęli znowu je budować. To jedyna droga.
-
Ale jak? Ludzie już dawno zapomnieli wiedzy o ich konstrukcji.
-
Mógłbyś ich uczyć. - powiedziała Susan. - Sam, będąc
chłopakiem bez pomocy ojca stworzyłeś Venus i Luke'a... więc
czemu wizja bycia nauczycielem dla tych prostych Kanadyjczyków cię
przerasta?
Scott
pomyślał chwilę, spojrzał na Venus... na chwilę przed oczy
wyobraźni wyjrzał mu Luke...
Nigdy
nie myślał o tym.
Ale,
jeżeli to była jedyna droga, to czemu nie wartoby było nie
spróbować?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz