czwartek, 16 kwietnia 2015

II. Nowe wcielenie: Rozdział Piąty

Zadzwonił telefon w salonie. 
Scott zerwał się z tapczanu i podszedł do stolika, na którym leżał. Wziął go do ręki i lekkim poruszeniem palca odebrał połączenie. 
- Halo? 
- Scott? - zabrzmiał w słuchawce głos Susan. 
- O co chodzi? - spytał. 
- Mamy poważne problemy na budowie. - powiedziała Susan. - Ogółem, chodzi o instalację radia. Brak sygnału od pięciu dni. 
Scott zaniepokoił się. Bez radia i sprzętu elektronicznego, nie będą w stanie wysłać sond, czy innego sygnału w Kosmos. 
Scott od razu sobie wszystko przypomniał. Podejrzewał, że po wojnie z autobotami Inferno mógł uciec w Kosmos. Wiedział, że jeśli on i jego roboty wciąż żyją, mają poważne utrudnienie realizacji planów. Ale nie zamierzał mówić o swoich podejrzeniach przez telefon - wolał wyznać to Susan osobiście.
- Masz może dzisiaj chwilę? - spytał. - Mogę podjechać do ciebie razem z Venus. 
- No, znając ciebie, raczej nie wypożyczysz innego autobota. - stwierdziła słusznie Susan. 
- Ale pamiętaj, że o równej dwudziestej drugiej zamykają hotel i panuje cisza nocna. 
Scott spojrzał na zegar stojący w salonie. Do zamknięcia hotelu pozostały trzy godziny. 
- Zdążę. - powiedział po chwili. - Podaj mi swój numer pokoju.
 
***

Dojechanie Scotta na miejsce zajęło niecałe dwadzieścia minut. 
Po szybkim wyjaśnieniu powodu zjawienia się kierowniczce, dotarł do pokoju Susan. 
Dawna dowódczyni Armii powitała go nieco sztywno - jakby coś ją gryzło. Poczęstowała Scotta szklanką napoju i poprosiła, by usiadł. 
Venus stanęła obok niego. Potem Susan zaczęła wyjaśniać całą sprawę. Gdy wszystko już powiedziała, Scott rzekł: 
- Wiesz, myślę, że skoro zakłócenia pochodziły z Kosmosu... to wyjaśnienie mamy jedno. 
- Jakie? - spytała Susan. 
- Pamiętasz dzień po wojnie z robotami? Wśród poległych nie było Gallardo i Inferna, co mogłoby wytłumaczać, iż oni nadal żyją.
- Może masz rację. - powiedziała Susan. - Ale skąd mieliby wiedzieć, że my na Ziemi budujemy stację radiową? 
- Tego też nie pojmuję. - odparł Scott. - Ale czuję, że Inferno kiedyś tu powróci, by się zemścić.
- Z pewnością. - zgodziła się Susan. - Chociaż może się tak zdarzyć, że w ich statek mógł uderzyć meteoryt... albo coś większego. 
- Tak, od razu UFO. - burknął Scott. - Zrozum Susan, póki Inferno żyje, Ziemi grozi niebezpieczeństwo. 
Susan umilkła. 
W duchu przyznawała mu rację. 
Liczyła na to, że kiedy będą mieli odpowiednie warunki, aby rozpoczęli nowy rozdział w działalności jako Armia, musi jeszcze minąć kilka miesięcy - jeżeli nie tygodni. 
Ale również była tym zmartwiona. 
- Więc, co teraz? - spytała. 
- Mnie się pytasz, co teraz? To ja się ciebie pytam. Ty jesteś dowódcą. 
Susan jednak nie miała dzisiaj szczęścia do szybkiego myślenia. Scott od razu to zauważył. 
- Poczekaj - powiedział. - Sądzę, że musisz niedługo zwołać nas wszystkich. Całą Armię. Naradzimy się i będziemy negocjować, co dalej. 
- A co z autobotami? - spytała Susan. 
Scott naburmuszył się. 
- A czy Venus też należy do Armii, czy jest tylko gadającą maszyną i środkiem transportu? 
Venus spojrzała na niego z lekką domeną zirytowania. Susan też to zauważyła.
- Sam wiesz, że nie mam serca skreślać jej z naszej grupy. - powiedziała. - Musi jednak liczyć się z tym, że potrzebuje do tego bardziej... ludzkiego myślenia. 
- Przecież zawsze myślę jak człowiek. - oburzyła się Venus. - Co innego, gdyby stworzyła mnie maszyna. 
- A ja też wcale nie powiedziałem, że ktoś wyklucza cię z tej operacji, Venus. - powiedział Scott patrząc na autobotkę. - Jednak mamy poważny problem. Za mało autobotów w mieście. A jeszcze przed bitwą było ich tyle, ile ludności, a może więcej. 
- Ano było. - przytaknęła Susan. - Trzeba apelować i zachęcać ludzi, aby zaczęli znowu je budować. To jedyna droga. 
- Ale jak? Ludzie już dawno zapomnieli wiedzy o ich konstrukcji. 
- Mógłbyś ich uczyć. - powiedziała Susan. - Sam, będąc chłopakiem bez pomocy ojca stworzyłeś Venus i Luke'a... więc czemu wizja bycia nauczycielem dla tych prostych Kanadyjczyków cię przerasta? 
Scott pomyślał chwilę, spojrzał na Venus... na chwilę przed oczy wyobraźni wyjrzał mu Luke... 
Nigdy nie myślał o tym. 
Ale, jeżeli to była jedyna droga, to czemu nie wartoby było nie spróbować?


 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz