sobota, 11 kwietnia 2015

II. Nowe wcielenie: Rozdział Drugi

- Zobacz, jak pięknie. - powiedziała Venus do Scotta. - Biedna Cindy... chyba te dzieciaki są zbyt szczęśliwe aby jej słuchać. 
Scott uśmiechnął się. 
Nie znał ani niańki, ani tych dzieci, ale ich zachowanie przypomniało mu własne dzieciństwo. 
Venus spojrzała na Scotta. 
Chwyciła go za rękę. 
Mężczyzna patrzył w dal - gdzieś, gdzie nie sięga czas... 
Myślał, że to dobrze mieć pod ręką kogoś, kto zawsze cię wesprze. Zachował w pamięci minioną podróż w Kosmosie. 
- Powinnyśmy zwiedzić trochę świata, zamiast błąkać się po Wszechświecie. - powiedział przy obiedzie. Niedawno zagościli u niego Alec i Clara.
- Być może słusznie. - powiedziała Venus rozdając talerze. - Chciałabym pojechać do Włoch. 
Alec pokręcił głową. 
- We Włoszech kradną. - powiedział. - A ich autoboty mają zwyczaj oszukiwać turystów we wszelkich dziedzinach. Nie jest tam bezpiecznie... tak, aby zatrzymać się na dłuższy czas. 
Przez chwilę przyjaciele milczeli, zapewne, aby przypomnieć sobie sprawy do omówienia. Gdy Venus podawała obiad, Scott odezwał się: 
- Jak tam z robotą nad waszą bazą, Claro? - wpuścił w wypowiedź trochę humoru. Clara uśmiechnęła się i odpowiedziała: 
- Praca wre, autoboty starają się, aby budynek był gotowy przed zimą. Tyle ludzi się włączyło do pomocy! 
Gdy Clara wypowiedziała słowo ,,włączyło'', Venus spojrzała na nią z podziwem.
- Ludzie tak czasami mówią. - wytłumaczyła jej. - Łatwiej jest im z komunikacją. Venus oczywiście rozumiała co to znaczy ,,włączyć się do pracy'' w rozumowaniu ludzkim, lecz dziwiło ją to, że bardzo często używają takich sformułowań. 
Jakby ludzie zamieniali się w maszyny...
- To dobrze, że chcą pomóc. - powiedział Scott. - My im pomogliśmy - ocaliliśmy ich przed robotami, a oni teraz pomagają nam. 
Venus podała obiad na stół. Gdy ludzie zaczęli jeść, ona natychmiast zwróciła się w stronę kuchni, zapewne, by przygotować deser. 
Scott zatrzymał ją. 
- Siadaj z nami, Venus. - zachęcił życzliwie. - Jak będzie trzeba, sami przyrządzimy sobie posiłek, a syrop klonowy jeszcze się nie skończył. 
Venus usiadła obok Aleca. Naprzeciwko niej siedziała Clara ze Scottem. Goście zaczęli wesoło gawędzić z domownikami o sprawach minionych miesięcy.
- Corlett się rozchorował. - powiedział Alec. - Zaziębił się, biedaczyna. Ale wyjdzie z tego. 
- A jak z Soprano? - spytała Venus. 
Alec pokręcił głową.
- Już nie interesuje ją fortepian. - powiedział. - Błaga mnie, abym kupił jej saksofon. 
Venus uśmiechnęła się. Wszyscy oni znali robocicę Soprano od niedawna. Ale od razu poczuli, że została wpisana na ,,rodzinną listę''. 
Po skończonym posiłku, Scott poszedł na chwilę do kuchni, poszperał w szafkach i potem przyniósł w dłoni słoik z syropem klonowym - specjalność Kanady.
- Przekaż mu go z pozdrowieniami ode mnie. - powiedział podając słoik Aleckowi; mimowolnie uśmiechnął się. 

***

Susan Steward obudziła się pierwsza. 
Było jej lżej na sercu: już dwa lata byli na Ziemi. 
I nastały czasy pokoju. 
To były dobre czasy. 
Wygrali wojnę maszyn - ocalili społeczeństwo. 
I teraz pozostała budowa tego budynku - schronu? 
Apartamentu? 
Kosmita wie, jak to nazwać (sformułowanie oznaczające to samo, co ,,a diabli wiedzą!'')! 
Ale ważne, że ich działalność, zapamiętana jako Gwiezdna Armia nie zginie. Gdy zjadła śniadanie (była już przebrana), poszła do pokoju, gdzie urzędował Corlett. 
Zapukała. 
Mogła wejść. 
Jej oczom ukazał się smutny widok schorowanego działacza. Przy nim były dwie autobotki, które na zmianę podawały mu lekarstwa i zmieniały mu okłady.
- Jak się czujesz, stary druhu? - powitała go. 
Autobotki spojrzały na nią i rzekły: 
- Proszę nie zbliżać się do działacza na odległość nie większą niż metr. - zaalarmowały. - Zachciało mu się spacerków z gołą głową, to teraz ma efekty.
Susan uśmiechnęła się.
- Dziękuję. - odparła, gdy autobotki miały zamiar już odejść. 
Gdy wyszły, Susan wzięła stołek i usiadła na nim. Corlett odwrócił do niej głowę. - Dobrze, że jesteś. - powiedział. - Wiesz, co u Scotta? 
- Napewno w porządku. - zapewniła go Susan. - Venus mu pomaga. Chyba się za tobą stęsknił... dzwonił do mnie wczoraj. 
- A co z resztą? Jak tam Clara? I Alec... 
Susan uśmiechnęła się. 
- Wszyscy zdrowi. - odparła. 
Corlett spojrzał w sufit. Ból gardła dokuczał. 
- Gdzie ciebie tak rozłożyło? - spytała. 
Corlett spojrzał na nią. 
- Byłem na spacerze. - powiedział. - Ale tu opiekunki mają rację - zapomniałem wziąć czapki. Było naprawdę wietrznie. 
Susan popatrzyła na niego. 
- Wyjdziesz z tego. - powiedziała. - Przeżyłeś w bitwie z robotami, to dlaczego przeziębienie ma nam ciebie zabić?

***
  
Małe urządzenie szpiegujące, Gepard, pozostało w hotelu, w pokoju Susan. Tutaj nie wyczuwało zagrożenia. 
Poruszyło niemrawo zgaszonymi reflektorami, jakby ,,spał". 
Co jakiś czas rejestrował obraz pustego pokoju, jakby ,,nudził się". 
Nic się nie działo. 
Tylko za oknem liście wirowały jakby tańczyły... 
Piękna była jesień w Kanadzie...
 

1 komentarz: