Scott
jeszcze tego samego wieczoru zadzwonił do Aleca i dowiedział się,
że Susan organizuje kolejną naradę – nie zdziwili się temu.
Przywódczyni poinformowała ich, że już wie, o co chodzi z
tamtejszymi znakami na niebie – a w międzyczasie Corlett wspomniał
o ów tajemniczym kodzie na wyświetlaczu telefonu.
-
Wojna rozpocznie się teraz, to w tej chwili jest najpewniejsze. -
powiedziała. - Chociaż z drugiej strony, zamiast bawić się w
zgadywanki moglibyśmy wspomóc się radą Inferna, którego tu w tej
chwili wśród nas nie ma.
-
Stchórzył! - warknął jeden z działaczy. - Od zawsze śmierdział
mi łgastwem. Zaufaliście niewłaściwemu człowiekowi!
-
Na początku sprawował się dobrze. - powiedziała jedna z kobiet,
usiłując załagodzić sytuację.
-
Na początku zawsze jest mydlenie oczu. - powiedział Luke. - A
potem... sami widzicie.
-
Niech to szlag! - warknął ten sam działacz i splunął. - Brzydzę
się takim typem jak on. Zawsze się uważał za najmądrzejszego,
nieskalanego... a my to dla niego same diabły!
-
Docenialiśmy jego pracę. - powiedziała inna kobieta.
-
Tak, ale nas zdradził! Czy wszystkie kobiety muszą być takie
naiwne?
-
Nie, nie muszą! - warknęła Clara Botswana. - A przynajmniej w moim
mniemaniu. Niech pan sobie nie ubliża, panie Secondary.
-
To głupstwo zaufać komuś takiemu! - stawiał na swoim Secondary. -
Już kilka razy potknąłem się na takich osobach jak on... Już
nigdy więcej z nim nie będę pracował.
-
Tak więc wycofujesz się i z wojny! - krzyknęła Venus.
Powstał
taki zgiełk, że nic nie można było zrozumieć. Pan Secondary
krzyczał najgłośniej i wzywał wszystkich członków Armii do
walki. Ci nie pozostali mu dłużni i po dłuższej chwili sprzeczki
ktoś trafił go pięścią w twarz.
-
Dosyć! - wrzasnęła Susan.
Scotta
i Corletta aż wbiło w fotel, gdy ujrzeli ją tak rozgniewaną. Ale
nie zamierzali jej się sprzeciwiać – w końcu była dowódczynią
stowarzyszenia. Gdy mężczyźni i kobiety nieco się uspokoili,
dowódczyni rzekła:
-
Musicie mnie wysłuchać, bracia i siostry. Powiem tak: czy wojna
wybuchnie jutro, tego nie wiem, ale pewne jest jedno: Inferna już
nie odzyskamy. Ale zwyciężyć możemy. Jeżeli tylko pragniecie
zwycięstwa, dajcie ją naszej matce, Kanadzie, ona będzie z nas
dumna! Alec nie kłamał, to był z pewnością sygnał do bitwy.
Wybierzcie zatem naszych żołnierzy i dajcie im obronić ten kraj;
zawsze żyli z poświęcenia, to ich praca. I żyjąc, i ginąc są w
stanie zapewnić nam wolność. Wyznaczę wśród was naszego
przyjaciela, który biorąc udział w tej bitwie będzie mógł
obronić tych których kocha.
Susan
wskazała ręką Scotta i poprosiła, aby wyszedł na środek. Scott
wstał i spełnił jej żądanie. Stanął obok przyjaciółki i
popatrzył po twarzach zebranych.
-
Powiedz mi, mój przyjacielu – zwróciła się do niego Susan. -
Czy od tej pory, przysięgasz jako żołnierz żołnierską odwagę i
honor?
Scott
był wzruszony tymi słowami. Poczuł, że nareszcie będzie mógł
wyrazić to, co czuje w tej chwili. Postąpił krok naprzód i rzekł:
-
Moi bracia i siostry czynicie mi wielki zaszczyt, pozwalając mi brać
udział w wojnie, której ja miałem być ofiarą. Obronię Kanadę,
gdziekolwiek stoczy się bitwa i obiecuję (masz na to moje słowo),
że nawet jeśli Inferno zginie w starciu, pomszczę jego śmierć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz