Tajemniczy
znak na niebie okazał się zbytnio zagadkowy, niż zniknięcie
Inferna.
Susan
naciskała przez ten czas na narady, ale nawet z nich nic nie
wynikło.
Corlett
po naradzie wciąż był zszokowany. Nadal widział przed oczami ten
sam rząd cyfr i nie mógł się otrząsnąć.
Gdy
narada się skończyła, a członkowie Armii powstali, Scott podszedł
do niego i spytał:
-
Co się stało?
Corlett
nie mógł zaprzeczyć w duchu, że jakaś siła wyższa wysłała mu
sygnał do bitwy. Ale skoro nawet tak było, to co się teraz działo
z kanadyjskimi żołnierzami?
Bardzo
się tego obawiał. Także po wyznaniu Scotta o jego sytuacji między
nim a Venus, z pewnością nie wróżyło nic dobrego.
-
Nie wiem jak ci to powiedzieć. - odezwał się po chwilowej ciszy. -
Zdaję sobie sprawę, że mnie wyśmiejesz.
-
Ja? Czemu miałbym się do tego posunąć? Jesteśmy przyjaciółmi
Corlett...
-
Wiem...
-
No więc, o co chodzi?
Corlett
oddychał dwa razy głębiej niż normalnie, prawie dyszał.
-
Chciałem ci to powiedzieć. - odezwał się, upewniając się, że
pozostała w pobliżu tylko Susan.
-
Słyszałeś co mówił Alec, prawda?
-
Tak... jakieś opowiastki o niebie...
-
No, wydaje mi się, że to nie są tylko opowiastki.
Corlett
spojrzał na niego ze strachem.
-
Skąd wiesz...?
Scott
spojrzał nieznacznie w bok i szepnął, osłaniając dłonią prawy
policzek, po której stronie stała w pewnym oddaleniu od nich Susan.
-
Myślę, że to właśnie dlatego Inferno uciekł. Bo wiedział od
pewnego czasu, że ten znak się pojawi.
Corlett
nie ukrywał zdumienia.
-
Jesteś pewien? A może to tylko głupie żarty Gallardo?
Scott
wzruszył wolno ramionami.
-
Venus ostatnio dziwnie się zachowuje. Tak jakby miała zamiar mnie
unikać...
-
Chyba nie sądzisz, że to...?
W
tej chwili mężczyźni odwrócili się w stronę Susan, która
notowała coś na kartce brulionu. - W czymś wam pomóc? - spytała.
-
Nie, raczej nie. - odparł prędko Corlett nie zwracając uwagi na
krytyczne spojrzenie Scotta.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz