-
To były najpiękniejsze i najtwardsze słowa, jakie słyszałem z
twoich ust, Scott. - powiedział z uznaniem Corlett.
-
Doprawdy? - spytał rozzłoszczony Scott, mocując u bioder pistolet.
-
Naprawdę... aż zmiękłem.
-
Teraz nie to jest najważniejsze. - powiedział ostro Alec. - Musimy
dotrzeć na miejsce bitwy, zanim Gwardia to zrobi.
-
Wygląda na to, że nasze losy się podzielą, przyjacielu. -
powiedział Luke.
Mężczyźni
w zdenerwowaniu przebierali w poszukiwaniu broni.
-
Musimy trzymać się razem, to pewne. - powiedziała Venus.
-
A jak ich ostrzeżemy? - spytał Alec.
Susan
wzięła granatnik i umocowała go sobie do pasa. - Wyślemy im
sygnał... wielki szum. Taki sam, jaki słyszeli ludzie szesnaście
lat temu.
Scott
pamiętał ten sygnał. Sygnał do bitwy. Wielki, rozpromieniający
się po całym kraju...
-
Zajmij się nim Claro. Uruchomisz go za pomocą nadajnika w centrum
miasta. Jedź tam z Venus.
Clara
kiwnęła głową i gdy upewniła się, że niczego nie zapomniała,
wyszła wraz z autobotką.
***
Ludność
wybiegła na ulicę.
Usłyszeli
wielki szum.
Z
początku, nie zrozumieli - stali zadziwieni.
Ale
gdy zobaczyli wyłaniające się zza pagórka roboty z karabinami w
rękach – pojęli. Ledwie zobaczyli kroczącego na czele Inferna,
zaczęli uciekać.
Ale
ucieczka nie dała wiele.
-
Roznieść ich w pył! - wrzasnął Inferno i roboty zaczęły
strzelać.
Przybliżali
się coraz bardziej... co mniejsze jednostki włamywały się do
domów i mordowała tych, których tam zastała... Roboty będące
mistrzami w podkładaniu bomb, saperzy niszczyli ogromne połacie
ziemi i wysadzali co większe budynki w powietrze. Walka trwała.
Walka
bez obrony.
Sam
atak.
Ludzie
nie byli porywani jako zakładnicy – byli zastraszani i zabijani.
W mieście zapłonął
ogień. Inferno patrzył bez zmrużenia oka na masakrę, czynioną
przez wojów Gallarda.
A
członkowie Armii przybyli na miejsce bitwy.
Dotarło
do nich, iż Alec mówił prawdę. Gdy podtwierdzili jego obawy, Alec
odezwał się z odbiornika na nadgarstku Scotta:
-
Postaram się przybyć z moimi ludźmi najszybciej, jak się da.
Bądźcie ostrożni... przyślę wam posiłki.
***
Członkowie
Armii włączyli się do walki.
Luke
i Venus przybrały bojową formę i uzbrojeni w ogromny arsenał,
rzucili się na robotów.
-
Autoboty! - wrzasnął Gallardo. - Ich jest dwóch, a nas tysiąc
razy więcej! Zabić ich!
Scott
i Susan podeszli bliżej, kryjąc się tymczasowo.
Lecz
gdy spojrzeli w górę, po niespełna pięciu minutach ujrzeli bojowe
samoloty. Rozpoczęli strzelaninę, gdy tylko znaleźli się w
zasięgu robotów – to dało czas autobotom na wymierzenie ich
słabych punktów.
Bitwa
rozgorzała.
Nieco
później na miejsce dotarł Alec z armią autobotów i ludzi.
Walka
zaczęła nabierać sensu...
-
Brać ich! - wrzasnął Alec i pociągnął za spust karabinu.
Wystrzelił z ogromnym hukiem prosto w bandę robocich olbrzymów.
Pięciu z nich padło. Ale reszta wciąż nacierała. Autoboty
wysypały się na nich jak rozżarzony popiół. Skierowali na nich
wielkie lufy, (przypominające lufy armatnie), które wysunęły się
z ich podbrzusza. Rozpoczęli strzelaninę – tą ,,grubszą”.
Alec
obserwował z samolotu swoje autoboty, i na bieżąco prowadził
działanie pancerne. Gdy widział, że zbyt dużo robotów otoczyło
jego armię, natychmiast ostrzeliwał wrogów z powietrza – to
zazwyczaj skutkowało. Zważał też na to, aby regularnie wysyłać
w stronę Venus i Luke'a dodatkowe siły, aby ich wspomóc.
Venus
walczyła niezwykle dzielnie. Sama powaliła na ziemię dwóch
osaczających ją robotów. Z ukrycia Scott strzelił z karabinu, za
czym poległ jeden z większych robotów – mierzył dwa metry
wysokości.
-
Brawo, Scotty! - krzyknął wśród huku strzelaniny Corlett.
Ale
Scott nie pozwalał się rozpraszać. Był na wojnie po raz pierwszy
od powrotu z Kosmosu – i musiał się jeszcze wiele nauczyć.
Clara
dała znak z nadajnika i dołączyła do Aleca. Tym samym sygnałem
poinformowała swoich naziemnych żołnierzy. Corlett podtwierdził
jej decyzję. W chwilę później, wybuchnął ogień po stronie
południowej.
-
Lepiej się narazie rozdzielmy. - powiedział Scott. - Będziemy się
kontaktować przez nadajnik.
Corlett
kiwnął głową i uchylił się od nagłego ciosu. Spojrzał w
stronę potencjalnego pocisku – była to głowa robota.
-
Uważaj na siebie. - powiedział Scott i skoczył w stronę
wschodniego skrzydła.
Luke
też walczył, nie mniej odważnie od autobotki.
Wiedział,
że stawką jest życie nie tylko autobotów, ale i ludzi. Spojrzał
w dal i spostrzegł walczącą ,,siostrę”. Podziwiał ją za
odwagę. Nie sądził, że jest zdolna do czegoś tak wspaniałego.
Tuż obok niego przemknął przyjazny autobot i krzyknął:
-
No, Luke, co z tobą? Walcz bracie, walcz o naszą wolność!
Luke
kiwnął głową. Pogładził lufę karabinu.
-
Z przyjemnością. - odparł i we dwóch zaatakowali najbliższych
robotów.
Super! Nie mogę doczekać się kolejnych części ... Mamo!
OdpowiedzUsuńUzależniłam się :)
http://pechspotykaludziszczesliwych.blogspot.com
No i? Gdzie Inferno, stary dziad ^^?
OdpowiedzUsuńStchórzył!