wtorek, 10 marca 2015

I. Gwiezdna Armia: Rozdział Czternasty

- To były najpiękniejsze i najtwardsze słowa, jakie słyszałem z twoich ust, Scott. - powiedział z uznaniem Corlett. 
- Doprawdy? - spytał rozzłoszczony Scott, mocując u bioder pistolet. 
- Naprawdę... aż zmiękłem. 
- Teraz nie to jest najważniejsze. - powiedział ostro Alec. - Musimy dotrzeć na miejsce bitwy, zanim Gwardia to zrobi. 
- Wygląda na to, że nasze losy się podzielą, przyjacielu. - powiedział Luke. 
Mężczyźni w zdenerwowaniu przebierali w poszukiwaniu broni. 
- Musimy trzymać się razem, to pewne. - powiedziała Venus. 
- A jak ich ostrzeżemy? - spytał Alec. 
Susan wzięła granatnik i umocowała go sobie do pasa. - Wyślemy im sygnał... wielki szum. Taki sam, jaki słyszeli ludzie szesnaście lat temu. 
Scott pamiętał ten sygnał. Sygnał do bitwy. Wielki, rozpromieniający się po całym kraju... 
- Zajmij się nim Claro. Uruchomisz go za pomocą nadajnika w centrum miasta. Jedź tam z Venus. 
Clara kiwnęła głową i gdy upewniła się, że niczego nie zapomniała, wyszła wraz z autobotką. 
 
***
Ludność wybiegła na ulicę.
Usłyszeli wielki szum. 
Z początku, nie zrozumieli - stali zadziwieni. 
Ale gdy zobaczyli wyłaniające się zza pagórka roboty z karabinami w rękach – pojęli. Ledwie zobaczyli kroczącego na czele Inferna, zaczęli uciekać. 
Ale ucieczka nie dała wiele. 
- Roznieść ich w pył! - wrzasnął Inferno i roboty zaczęły strzelać. 
Przybliżali się coraz bardziej... co mniejsze jednostki włamywały się do domów i mordowała tych, których tam zastała... Roboty będące mistrzami w podkładaniu bomb, saperzy niszczyli ogromne połacie ziemi i wysadzali co większe budynki w powietrze. Walka trwała. 
Walka bez obrony. 
Sam atak. 
Ludzie nie byli porywani jako zakładnicy – byli zastraszani i zabijani. W mieście zapłonął ogień. Inferno patrzył bez zmrużenia oka na masakrę, czynioną przez wojów Gallarda. 
A członkowie Armii przybyli na miejsce bitwy. 
Dotarło do nich, iż Alec mówił prawdę. Gdy podtwierdzili jego obawy, Alec odezwał się z odbiornika na nadgarstku Scotta: 
- Postaram się przybyć z moimi ludźmi najszybciej, jak się da. Bądźcie ostrożni... przyślę wam posiłki. 

***
Członkowie Armii włączyli się do walki. 
Luke i Venus przybrały bojową formę i uzbrojeni w ogromny arsenał, rzucili się na robotów. 
- Autoboty! - wrzasnął Gallardo. - Ich jest dwóch, a nas tysiąc razy więcej! Zabić ich! 
Scott i Susan podeszli bliżej, kryjąc się tymczasowo. 
Lecz gdy spojrzeli w górę, po niespełna pięciu minutach ujrzeli bojowe samoloty. Rozpoczęli strzelaninę, gdy tylko znaleźli się w zasięgu robotów – to dało czas autobotom na wymierzenie ich słabych punktów. 
Bitwa rozgorzała. 
Nieco później na miejsce dotarł Alec z armią autobotów i ludzi. 
Walka zaczęła nabierać sensu... 
- Brać ich! - wrzasnął Alec i pociągnął za spust karabinu. Wystrzelił z ogromnym hukiem prosto w bandę robocich olbrzymów. Pięciu z nich padło. Ale reszta wciąż nacierała. Autoboty wysypały się na nich jak rozżarzony popiół. Skierowali na nich wielkie lufy, (przypominające lufy armatnie), które wysunęły się z ich podbrzusza. Rozpoczęli strzelaninę – tą ,,grubszą”.
Alec obserwował z samolotu swoje autoboty, i na bieżąco prowadził działanie pancerne. Gdy widział, że zbyt dużo robotów otoczyło jego armię, natychmiast ostrzeliwał wrogów z powietrza – to zazwyczaj skutkowało. Zważał też na to, aby regularnie wysyłać w stronę Venus i Luke'a dodatkowe siły, aby ich wspomóc. 
Venus walczyła niezwykle dzielnie. Sama powaliła na ziemię dwóch osaczających ją robotów. Z ukrycia Scott strzelił z karabinu, za czym poległ jeden z większych robotów – mierzył dwa metry wysokości. 
- Brawo, Scotty! - krzyknął wśród huku strzelaniny Corlett. 
Ale Scott nie pozwalał się rozpraszać. Był na wojnie po raz pierwszy od powrotu z Kosmosu – i musiał się jeszcze wiele nauczyć. 
Clara dała znak z nadajnika i dołączyła do Aleca. Tym samym sygnałem poinformowała swoich naziemnych żołnierzy. Corlett podtwierdził jej decyzję. W chwilę później, wybuchnął ogień po stronie południowej. 
- Lepiej się narazie rozdzielmy. - powiedział Scott. - Będziemy się kontaktować przez nadajnik. 
Corlett kiwnął głową i uchylił się od nagłego ciosu. Spojrzał w stronę potencjalnego pocisku – była to głowa robota. 
- Uważaj na siebie. - powiedział Scott i skoczył w stronę wschodniego skrzydła.
Luke też walczył, nie mniej odważnie od autobotki. 
Wiedział, że stawką jest życie nie tylko autobotów, ale i ludzi. Spojrzał w dal i spostrzegł walczącą ,,siostrę”. Podziwiał ją za odwagę. Nie sądził, że jest zdolna do czegoś tak wspaniałego. Tuż obok niego przemknął przyjazny autobot i krzyknął: 
- No, Luke, co z tobą? Walcz bracie, walcz o naszą wolność! 
Luke kiwnął głową. Pogładził lufę karabinu. 
- Z przyjemnością. - odparł i we dwóch zaatakowali najbliższych robotów.


2 komentarze:

  1. Super! Nie mogę doczekać się kolejnych części ... Mamo!
    Uzależniłam się :)
    http://pechspotykaludziszczesliwych.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. No i? Gdzie Inferno, stary dziad ^^?
    Stchórzył!

    OdpowiedzUsuń