Walka
trwała nadal. Dochodziło już popołudnie, lecz przez ogólne
zachmurzenie wogóle tego nie wyczuwano.
Bo
przecież działo się teraz rzecz dużo ważniejsza od obserwacji
pogody... Gallardo widział, że
autoboty nie odpuszczają. Powiedział o tym Inferno.
-
Ty nimi dowodzisz – osadził go zimno. - Więc ty nimi kieruj. Ja
kontroluję sytuację.
Gallardo
spojrzał na swojego stwórcę z gniewem. Nie spodziewał się
takiego... lekceważenia z jego strony. Czuł, że to go przerasta.
Ale musiał coś zrobić – w końcu ogień sam nie zgaśnie.
Dowódca
odwrócił się do niego, chwycił go żelazną pięścią za gardło.
-
Czemu nic nie robisz? - krzyknął. - Zrób coś, bo z naszych
zostaną tylko śruby!
Robot
kiwnął głową. Inferno puścił go.
-
Zajmij się tymi dwoma. - wskazał na Luke'a i Venus. - A ja
zaopiekuję się McDavid'em.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz