Warkot
maszyn zagłuszał słowa ludzkie. Niektóre stanęły w płomieniach.
A
gdy żrący wszystko ogień dostawał się do silnika – wybuchały.
Alec
starał się, aby płomienie nie dosięgały autobotów, ale starcie
było tak zaciekłe, że operacja nie była łatwa.
Scott
dobiegł w końcu, cudem nie postrzelony na wschodnie skrzydło pola
walki i kontynuował ciąg wystrzałów.
Wiedział,
że na odwrotnym skrzydle walczył Corlett.
-
Scotty – usłyszał nagle jego głos z nadajnika. - Dzieje się źle
z Venus... zaatakował ją Gallardo. Wysłać Geparda na zwiad?
Scott
zawahał się, słysząc niepokojące wieści. Milczał chwilę, a
potem wyksztusił:
-
Nie, to zbyt ryzykowne. Poinformuj Aleca, niech wyśle tam garstkę
bystrych chłopaków...
-
Dużych? - Corlett miał na myśli autoboty.
Scott
zrozumiał jego sformułowanie.
-
Tych dużych i mniejszych. - odrzekł niby żartując. - Tylko z
życiem, Corly, bo się nie wyrobicie.
-
OK. - odrzekł krótko Corlett i rozłączył się.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz