wtorek, 17 marca 2015

I. Gwiezdna Armia: Rozdział Piętnasty cz. III

Miasto powoli umierało... 
Już to czuli mieszkańcy kraju. Nie było ucieczki, nie było ratunku... umierali razem z miastem, a razem z miastem cały kraj... 
Kanada upadła. 
Przyszłości nie będzie. 
Cierpienie, jakie znosili, przechodziło poza granice rozsądku... maszyny i człowieka. 
Ogień nigdy nie znał litości... śmierć jest niecierpliwa... tak samo wojna... 
Scott raz to biegł, raz padał na ziemię, aby przeczołgać się między osłaniającymi go fragmentami zniszczonych autobotów i ich rywali... 
Musiał dotrzeć do Venus, musiał jej pomóc za wszelką cenę, nie pozwolić jej zginąć. Dwóch robotów starało się przegrodzić mu drogę, lecz na pomoc ruszył mu ten sam autobot, który wcześniej udzielił pomocy Luke'owi. Zadał im potężny cios granatnikiem (Scott musiał cofnąć się w biegu i schować za ciałem poległego robota, by ujść z życiem) a następnie obalił ich nokautem. Roboty nie dawały jednak za wygraną. 
Scott, chcąc pomóc swoim, zaczął ich ostrzeliwać z karabinu laserowego, którego pociski z łatwością przeżerały się przez metal. W chwilę później na miejscu był samolot z Aleckiem i Clarą przy pulpicie. 
To była ciężka strzelanina. 
Roboty z szaleńczym zgrzytem atakowały autobota, chcąc szybciej dostać się do Scotta. Kolejne trzy granaty dosłownie rozerwały robotów na części, nie wykluczając obejmujących ich po chwili ognistych ramion... 
- Harley! - krzyknął Scott w stronę autobota. - Dzięki za współpracę, to było starcie. - wyskoczył z ,,kryjówki” - Słuchaj, Harley, widziałeś może Venus?
Harley spojrzał na niego. 
- Słyszałem sygnał, ale nie wiedziałem, że to sygnał alarmowy. Mechaniczna Siostra ma kłopoty? 
- Tak słyszałem. - powiedział Scott. - Od Corletta. 
Harley w chwilę potem przeistoczył się z ogromnego, ,,barczystego” autobota w czarno-zielony motor. Podjechał do Scotta. 
- Wsiadaj! - zawołał. 
McDavid bez chwili wahania wskoczył na siodło pojazdu. 
Harley mknął przed siebie jak burza i w pewnej chwili motor ostro wyhamował gdy jakiś robot-szaleniec próbował zajechać mu drogę. Scott spadł na ziemię, ale Harley zaraz stanął na nogi i wypalił do robota z potężnego działa rozrywając go na części. 
Podbiegł do Scotta. 
- Jak tam Scott? Jesteś cały? 
Scott miał jedynie zadrapanie nad brwią, ale nic poważniejszego. 
- Jak widzisz, na razie tak. Co to było? 
- Wojownik Gwardii. - odparł Harley zimnym tonem. - Scorpionus, dobrze go znałem.
- Czego on tu szuka? 
- Właściwie: szukał. Spójrz! - wskazał mężczyźnie rozłożone w promieniu kilku kilometrów szczątki robota. 
Scott spojrzał tam, gdzie wskazał mu autobot i przyznał mu rację. 
- No to tego nie znalazł. - powiedział cicho i radośnie.
 
 
 
 
 

1 komentarz:

  1. Robi się coraz niebezpieczniej i ciekawiej. Oczywiście nie sugeruję, że Scott zginie, bo jeśli mają być kolejne części, to... raczej by nie dało rady, sama przyznasz ^^
    No ale Inferno... zdaje się, że coś knuje...
    Ciekawy jestem, jakie konsekwencje będzie miała ta bitwa.

    OdpowiedzUsuń