Venus
poczuła, że przeciw najpotężniejszemu robotowi nie ma szans.
Używała
przeciw nim i lufy i pistoletu większego kalibru, lecz Gallardo był
od niej silniejszy. Nagłym ruchem unieruchomił ją, przyciskając
do ziemi, jedną ręką zablokował jej dłoń z pistoletem, a drugą
nacisnął przycisk obok magazynka na podbrzuszu, co zablokowało jej
wystrzał z tej broni.
Nie
mogła też poruszać nogami, za sprawą energetycznego lassa, które
wyciągnął sobie ze schowka na łopatkach. Widząc, że autobotka
nie ma poparcia, uśmiechnął się mściwie.
-
Żeńskie maszyny są słabsze niż myślałem. - powiedział. - Nie
potrafią nawet przewidzieć, co faceci potrafią zrobić!
Venus
była przestraszona. Wokół toczyło się jeszcze wiele osobistych
starć maszyn, podczas których strach był ogromnym błędem.
Autobotka wiedziała o tym, ale świadomość zbliżającego się
końca było u niej teraz pewne. Gallardo cały czas uśmiechał się
mściwie. Sięgnął po pistolet i wcelował go w jej twarz.
-
Pożegnaj się z tą kochaną planetą. - syknął i przeładował
broń.
Nagle
Venus zobaczyła ogromny motocross. Poznała jego intensywnie
czerwoną barwę. Ręka autobota z pistoletem przybliżył się do
głowy robota.
-
Puść ją, pomocniku Inferna. - zabrzmiał głos Luke'a. - McDavid
chce zaprzestać wojny. Armia rozkazuje wam kapitulację.
Wiadomo
było, że roboty nigdy nie uwierzyłyby w taki krok Armii, skoro
wciąż jeszcze walczyli, a Inferno też nie wycofywał się z
miasta.
Gallardo
odwrócił się do rywala i w ostatniej chwili, nagle wystrzelił
prosto w niego.
Luke
padł na kolana.
-
Ty kupo smaru! - warknął. - Myślisz, że zmusisz Inferna do
uległości? Nie znasz go tak dobrze jak ja. Przez wiele lat byłeś
w tej galaktycznej dziurze i nawet zapomniałeś, jak się walczy z
grawitacją.
Luke
mógłby teraz dać po kryjomu znak Venus, aby do niego strzeliła,
lecz widział, że jest osłabiona. Jednak w jej spojrzeniu była
niesamowita wdzięczność. Czuła teraz, że zginą oboje.
-
Pozdrów ode mnie Drogę Mleczną. - powiedział Gallardo i już miał
wystrzelić, gdy nagle huknął karabin i robot zatoczył się.
Autoboty
usłyszały warkot motora. Do nich dobiegł Scott - ich stwórca.
Obok
niego transformował się Harley i wziął ,,na muszkę” robota.
-
Nic wam nie jest? - spytał McDavid. Venus była jedynie wystraszona,
lecz nieuszkodzona. Scott przyjrzał się jej i pomógł odblokować
jej arsenał.
Kiedy Scott z Venus dotarli do Luke'a, głowa
Gallarda opadła na ziemię. Przetoczyła się do stóp Scotta.
Mężczyzna podniósł ją z ziemi i przyjrzał się jej. Spojrzał
na Luke'a, pozwalając, aby głowa Gallarda samoistnie potoczyła się
po ziemi.
-
Dziękuję, Luke. - powiedziała Venus.
-
Nie pozwoliłbym ci zginąć. - powiedział szeptem Luke. - Dla dobra
Armii...
-
Armia upadła, przyjacielu. - powiedział Harley, który do nich
dołączył; dziesięć metrów dalej pozostawił uszkodzonego
Gallarda.
-
Lecz wciąż pozostanie w naszych sercach... istniała już sto
pięćdziesiąt lat.
Przez
twarz Luke'a przemknął ludzki uśmiech.
Nie
sądził, że Scott poświęci się dla niego, tak samo jak on
poświęcił się Venus.
Jednak czuł, że będzie dalej żyła - a on będzie musiał odejść.
Już zdążył się z tym pogodzić. Chwycił jedną ręką dłoń
Scotta a drugą - Venus.
- Człowiek
i maszyna... są jak jedność. - powiedział. - Teraz to
zrozumiałem.
Autobotka
spojrzała na tak kochanego ,,brata”...
Luke
po raz ostatni uśmiechnął się do wiernych towarzyszy i złożył
głowę na ziemi.
Jego
reflektory powoli zgasły, jak stara żarówka...
Scott
podniósł się z ziemi i stojąc prosto skierował lufę karabinu w
niebo.
Przeładował
i wystrzelił.
Takie
było uczczenie pamięci ludzkiej o autobocie.
***
Miasto
opustoszało.
Kurz
bitewny opadał, a Inferno dawno już uciekł porywając z pola bitwy
szczątki Gallardo (kiedy tam dotarł przyjaciół już nie było, a
ciało Luke'a wzięli ze sobą).
Jego
roboty, które przeżyły wskoczyły razem z nim do kapsuły
kosmicznej.
-
Co my robimy, panie? - spytała głowa Gallardo. - Uciekamy jak ta
tchórzliwa Armia...
Inferno
milczał, po chwili zaś rzekł:
-
Odnowimy arsenał, naprawimy ciebie, umocnimy się... teraz miej to
na uwadze. W Kosmosie nikt nas nie wykryje prócz sond. Tam będziemy
bezpieczni na jakiś czas.
-
Na jakiś czas? - fuknęła głowa Gallardo. - A istoty inteligentne?
Mogą chcieć przejąć nasz statek.
-
A wy to co, nie umiecie się bronić? - syknął Inferno. - Kosmici
nie będą problemem. Problem będzie, gdy członkowie Armii wrócą
w przestworza. A wtedy... będziemy musieli uśpić ich czujność
naszą kołysanką...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz