środa, 18 marca 2015

I. Gwiezdna Armia: Rozdział Szesnasty cz. I

Venus poczuła, że przeciw najpotężniejszemu robotowi nie ma szans.
Używała przeciw nim i lufy i pistoletu większego kalibru, lecz Gallardo był od niej silniejszy. Nagłym ruchem unieruchomił ją, przyciskając do ziemi, jedną ręką zablokował jej dłoń z pistoletem, a drugą nacisnął przycisk obok magazynka na podbrzuszu, co zablokowało jej wystrzał z tej broni. 
Nie mogła też poruszać nogami, za sprawą energetycznego lassa, które wyciągnął sobie ze schowka na łopatkach. Widząc, że autobotka nie ma poparcia, uśmiechnął się mściwie.
- Żeńskie maszyny są słabsze niż myślałem. - powiedział. - Nie potrafią nawet przewidzieć, co faceci potrafią zrobić! 
Venus była przestraszona. Wokół toczyło się jeszcze wiele osobistych starć maszyn, podczas których strach był ogromnym błędem. Autobotka wiedziała o tym, ale świadomość zbliżającego się końca było u niej teraz pewne. Gallardo cały czas uśmiechał się mściwie. Sięgnął po pistolet i wcelował go w jej twarz.
- Pożegnaj się z tą kochaną planetą. - syknął i przeładował broń. 
Nagle Venus zobaczyła ogromny motocross. Poznała jego intensywnie czerwoną barwę. Ręka autobota z pistoletem przybliżył się do głowy robota. 
- Puść ją, pomocniku Inferna. - zabrzmiał głos Luke'a. - McDavid chce zaprzestać wojny. Armia rozkazuje wam kapitulację. 
Wiadomo było, że roboty nigdy nie uwierzyłyby w taki krok Armii, skoro wciąż jeszcze walczyli, a Inferno też nie wycofywał się z miasta. 
Gallardo odwrócił się do rywala i w ostatniej chwili, nagle wystrzelił prosto w niego. 
Luke padł na kolana. 
- Ty kupo smaru! - warknął. - Myślisz, że zmusisz Inferna do uległości? Nie znasz go tak dobrze jak ja. Przez wiele lat byłeś w tej galaktycznej dziurze i nawet zapomniałeś, jak się walczy z grawitacją. 
Luke mógłby teraz dać po kryjomu znak Venus, aby do niego strzeliła, lecz widział, że jest osłabiona. Jednak w jej spojrzeniu była niesamowita wdzięczność. Czuła teraz, że zginą oboje. 
- Pozdrów ode mnie Drogę Mleczną. - powiedział Gallardo i już miał wystrzelić, gdy nagle huknął karabin i robot zatoczył się. 
Autoboty usłyszały warkot motora. Do nich dobiegł Scott - ich stwórca. 
Obok niego transformował się Harley i wziął ,,na muszkę” robota. 
- Nic wam nie jest? - spytał McDavid. Venus była jedynie wystraszona, lecz nieuszkodzona. Scott przyjrzał się jej i pomógł odblokować jej arsenał. Kiedy Scott z Venus dotarli do Luke'a, głowa Gallarda opadła na ziemię. Przetoczyła się do stóp Scotta. Mężczyzna podniósł ją z ziemi i przyjrzał się jej. Spojrzał na Luke'a, pozwalając, aby głowa Gallarda samoistnie potoczyła się po ziemi. 
- Dziękuję, Luke. - powiedziała Venus. 
- Nie pozwoliłbym ci zginąć. - powiedział szeptem Luke. - Dla dobra Armii... 
- Armia upadła, przyjacielu. - powiedział Harley, który do nich dołączył; dziesięć metrów dalej pozostawił uszkodzonego Gallarda. 
- Lecz wciąż pozostanie w naszych sercach... istniała już sto pięćdziesiąt lat. 
Przez twarz Luke'a przemknął ludzki uśmiech.
Nie sądził, że Scott poświęci się dla niego, tak samo jak on poświęcił się Venus. Jednak czuł, że będzie dalej żyła - a on będzie musiał odejść. Już zdążył się z tym pogodzić. Chwycił jedną ręką dłoń Scotta a drugą - Venus. 
- Człowiek i maszyna... są jak jedność. - powiedział. - Teraz to zrozumiałem. 
Autobotka spojrzała na tak kochanego ,,brata”... 
Luke po raz ostatni uśmiechnął się do wiernych towarzyszy i złożył głowę na ziemi. 
Jego reflektory powoli zgasły, jak stara żarówka... 
Scott podniósł się z ziemi i stojąc prosto skierował lufę karabinu w niebo. 
Przeładował i wystrzelił. 
Takie było uczczenie pamięci ludzkiej o autobocie.

***

Miasto opustoszało. 
Kurz bitewny opadał, a Inferno dawno już uciekł porywając z pola bitwy szczątki Gallardo (kiedy tam dotarł przyjaciół już nie było, a ciało Luke'a wzięli ze sobą). 
Jego roboty, które przeżyły wskoczyły razem z nim do kapsuły kosmicznej. 
- Co my robimy, panie? - spytała głowa Gallardo. - Uciekamy jak ta tchórzliwa Armia...
Inferno milczał, po chwili zaś rzekł: 
- Odnowimy arsenał, naprawimy ciebie, umocnimy się... teraz miej to na uwadze. W Kosmosie nikt nas nie wykryje prócz sond. Tam będziemy bezpieczni na jakiś czas. 
- Na jakiś czas? - fuknęła głowa Gallardo. - A istoty inteligentne? Mogą chcieć przejąć nasz statek. 
- A wy to co, nie umiecie się bronić? - syknął Inferno. - Kosmici nie będą problemem. Problem będzie, gdy członkowie Armii wrócą w przestworza. A wtedy... będziemy musieli uśpić ich czujność naszą kołysanką...
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz