sobota, 27 grudnia 2014

I. Gwiezdna Armia: Rozdział Drugi

- Mają kłopoty. - powiedziała Venus w stronę Clary.
Na statku zrobiło się niespokojnie.
- Musimy coś zrobić! - powiedziała Venus – A jeśli tamta istota jest zbyt potężna... Luke z pewnością nie da sam rady. 
Clara kiwnęła głową.
- Uruchomię kapsuły z armią pancerną. - rzekła – Niech wjeżdżą do tego lasu i zobaczą co tam się dzieje. Całe szczęście, możemy się jeszcze skontaktować z Luke'em.
- Możemy. - odpowiedział jej głos działacza. - Ale nie na długo.
Zdumiona autobotka odwróciła się i spojrzała na wysokiego, szczupłego, całkiem siwego już mężczyznę, jednak jeszcze w pełni sił fizycznych. Jego twarz była poorana zmarszczkami, jednak z jego głębokich, piwnych oczu bił blask.
- O czym mówisz, Inferno? - spytała Clara. - Musimy ich uratować.
- Słusznie, kapitanie. - odpowiedział działacz.
- Więc, czemu tego nie zrobimy?
Autobotka spojrzała wpierw na kapitana, a potem na działacza. 
- Ta forma życia może być groźniejsza, niż przypuszczamy. - powiedział Inferno. - Rozumiem jednak, że chcesz ratować swoich towarzyszy... Jednak nie jesteśmy zdolni zrobić tego w tej sytuacji. - Więc chcesz, aby zginęli? - spytała Venus. - Bo tylko to stwierdzenie można wyciągnąć z twoich słów.
- Nad tą rośliną czuwa jakaś energia kosmiczna nieznanego pochodzenia. - rzekł Inferno. - Jeśli użyjecie przeciw niej broni palnej bądź energetycznej, zginiecie. Załoga umilkła. Nic nie rozumieli. Działacz jednak mówił dalej:  - Możemy jednak wysłać sygnał alarmowy do sondy. Jeśli nam odpowie sygnałem z Kosmosu, najprawdopodobniej, przyślą tu autoboty, które ich uwolnią z tej... dziwacznej pułapki.  
- Więc dlaczego nic nie robimy? - spytała Venus.
Inferno zmrużył oczy.                                                                                                                                 - Z tobą nie rozmawiam, nierozgarnięta maszyno. - syknął.                                                                     - Nie masz prawa tak się do niej zwracać! - krzyknęła Clara. - Ona pomagała nam od samego początku, odkąd ty odszedłeś z Armii. Dotychczas ona wypełniała jednocześnie swoje obowiązki i te, które zwykle należały do ciebie... myślisz, że nam wszystkim było łatwiej? Aż ja czasem zastanawiałam się, czy dobrze zrobiłeś, powracając teraz... Jeśli nie zmienisz swojego nastawienia, Inferno, zastąpimy cię kimś innym.                                                                                                           - Tak? A kogo macie? - zainteresował się Inferno. - Kogoś z pewnością znajdziemy. - odparła krótko Clara. - A teraz uspokój się i racz nam pomóc.
 

***

Luke po raz kolejny strzelił do tajemniczej rośliny.
Jednak ta nadal trzymała w objęciach Scotta i Corletta. Potężne konary splatały się ze sobą, tworząc jakby sznur, który umacniał obronę przed oswobodzeniem badaczy.
Luke zaczął teraz strzelać na oślep laserowymi pociskami.
- Co ty wyprawiasz? - wrzasnął Scott. - W ten sposób nas usmażysz!
- Wyślę do nich sygnał! - odkrzyknął Luke. - Może się odezwą!
Zaprzestał strzelaniny i uruchomił w swoim systemie sygnał alarmowy, wpisując kod umiejscowienia statku.

***

- Wysłano do nas sygnał – zaalarmowała Venus - Czyli potrzebują pomocy. 
Clara skinęła na grupę gotowych żołnierzy i rzekła:
- Dowódź nimi, Inferno.


***

Wtedy stało się coś nieoczekiwanego. 
Dziwna roślina puściła mężczyzn.
Gdy upadli blisko konarów, byli bardzo obolali i zmęczeni.
Luke dobiegł do nich i pomógł im się podnieść.
- Nic wam nie jest? - spytał. 
Corlettowi zbierało się na mdłości, zaś Scottowi kołowało się w głowie.
- Może wam przejdzie. - powiedział Luke.
Gepard był już blisko nich. Zaświecił reflektorami, jak zwykle.  
- Musimy stąd iść. - powiedział Luke. - Niebawem powinni być tu nasi.
Scott nadal czuł mocny ból głowy. Nie mógł się skupić. 
- Wiedzą, gdzie jesteśmy? - spytał powoli, żeby przypadkiem nie zwrócić.
- Wiedzą. Venus musiała im powiedzieć. Spróbujcie się podnieść... tylko powoli... idziemy stąd.  
Autobot wziął za lewą rękę Corletta, a za prawą Scotta i dźwignął ich do góry. Mężczyźni stanęli na własnych nogach, chociaż Scott jeszcze się zataczał. 
- Luke, co się dzieje? - spytał Scott. - Gdzie są nasi?
- Powinni niebawem tu być. - odparł Luke. - Zaraz będą... chodźmy stąd.
Nagle Gepard zaczął przeraźliwie piszczeć. Wykonywał szaleńczo szybkie okrążenia i cały czas mrugał światłami.
- Weszli w las. - powiedział Luke. - No, chłopcy, prędzej.

***

Załoga Inferno przypędziła na miejsce. Żołnierze chwycili wyczerpanych badaczy i szybko wyprowadziła ich z lasu – reszta osłaniała ich tyły i boki, na wypadek, gdyby roślina chciała ich również chwycić. Ale nic już im potem nie groziło. Akcja ewakuacyjna i ratownicza przebiegła pomyślnie.
Obu badaczy umieszczono w jednym pomieszczeniu i podłączono ich dożylnie do urządzenia, aby nabrali sił.  
Venus czuwała nad nimi wiele godzin. Nie opuściła ich nawet wtedy, gdy Luke próbował wyprosić ją z pokoju, w którym spoczywali. Clara i reszta załogi skupiła się teraz na dwóch badaczach, którzy zaryzykowali życiem, aby poznać nieznaną planetę.
Mimo to autobotka czuła się winna temu, co się stało.
Cały czas siedziała na stołku między Scottem a Corlettem nie mogąc sobie wybaczyć winy. Czwartego dnia obserwacji komputer wykazał, że jednak mężczyźni przeżyją, lecz wciąż nie zostali wybudzeni, ze względu na mocny spadek energii w ich organizmach.
Gdy tak czuwała niczym wierny kompan, do pokoju wszedł Inferno.
Venus wyczuła to i odwróciła się, obdarzając działacza całej operacji niechętnym spojrzeniem. 
- Wierny z ciebie autobot. - pochwalił ją nieznacznie Inferno.  
- Co to ma do rzeczy? - spytała Venus.    
Przez twarz starca błysnął niewyraźny uśmiech.
- Naraziłaś ich obu na śmierć... a mimo to ich nie opuściłaś.
Venus uniosła się.     
- Że co, proszę? Ja miałabym narażać moich drogich przyjaciół? 
- No właśnie, przyjaciół. - powtórzył wolno działacz. - Od samego początku


wiedziałaś, że prowadzenie badań na tej planecie to czyste szaleństwo.  

  


Spojrzenie Inferno wywołało u łagodnej autobotki gniew. Wiedziała, że


gdyby wytłumaczyła to wszystko po swojemu Scottowi, tak, jak było... napewno


wybaczyłby jej, zdejmując brzemię z jej sumienia. Spojrzała w twarz stwórcy



Luke'a i zadrżała...


- Powiedz mi, droga Venus. - usłyszała obok siebie głos działacza. - jak autoboty


wyrażają ból? Niepewność? Strach o ukochaną osobę? Jak autobot odczuwa to,




co dla człowieka jest tak oczywiste?



Venus milczała.


 
Inferno jednak wiedział, co czuła cierpiąca autobotka. Chciał bezgranicznie



pogrążyć ją w chaosie. Wiedział, że jednak Scott jest jej bliższy niż Corlett.



Corletta traktowała jak przyjaciela, ale Scott był dla niej kimś więcej – nie tylko


stwórcą.
 
Był dla niej jedyną osobą, której mogła powierzyć swoje sekrety, a on jej swoje.


Zawsze dbała o niego i opiekowała się nim od śmierci rodziców badacza.


Wtedy Scott był zaledwie czternastoletnim chłystkiem, a już miał smykałkę do



narzędzi ojca.
 

 Ale kiedy miała narodzić się Venus, wybuchła wtedy straszna i niszcząca wojna


robotów z autobotami. Roboty zabijały zarówno autoboty, jak i ludzi.





Pięcioletni wtedy Scotty, nie wiedział, że to on jest celem tej wojny.


 Miasto płonęło.



Tysiące różnych części poległych autobotów walały się po ziemi, niczym kurz.


Chłopiec nie wiedział dokąd uciekać. Wtedy na jego oczach wylądował statek


kosmiczny, który zabrał go z płonącego wojną miasta i rodzimej planety –
Ziemi.


Od tego czasu Scott wychowywał się na statku pod opieką autobotek, które


zwykle służyły za gosposie. Ludzie, pracujący na statku (między innymi ojciec


Clary) uczyli go szacunku do dwu tak różnych sobie ,,ras” – ludzi i autobotów.



Gdy wojna dobiegła końca, Scott jako czternastoletni młodzieniec zamieszkał na


Ziemi przez pięć lat i w tym czasie zbudował autobotkę. 


Od dziecka interesując się Układem Słonecznym, analizował wiedzę o


Wszechświecie i nadał imię swojej przyjaciółce od nazwy jednej z planet w


Układzie – ponieważ planeta tak zwana wydała mu się pełna kobiecego wdzięku



(w dzieciństwie więcej uwagi poświęcała mu jego matka).



Po tym okresie razem z nią znowu czekał na przylot statku i odnalazł go, dzięki



wysłaniu starej sondy jego ojca. W ten sposób powrócił już z autobotką u boku w



przestrzeń kosmiczną i zaczął pracować tam jako badacz.


 Od tego czasu między autobotką a jej stwórcą nawiązała się silna więź, której


nikt nie był w stanie rozerwać. Tak jak żywe stworzenie przywiązuje się do



swojego właściciela, tak i Venus przywiązała się do Scotta, a on do niej. Oboje



czuli dotychczas, że będą blisko siebie nawet w obliczu śmierci.




***




Venus wyczuwała silną niechęć do Inferna. 



W jego słowach, sposobie mówienia, nawet w gestach było coś nieczystego...   

 


Odpowiedziała mu jednak na jego pytanie: 



- To moja sprawa, co ja w danej chwili czuję, a tobie nic do tego.



Wiedziała, że powiedziała to zbyt dobitnym tonem, zbyt niegrzecznie. Ale nie


potrafiła inaczej.




Inferno jednak, nie wyraził gniewu skurczem mięśni twarzy. Odrzekł tylko:
  



- W porządku. Nie chcesz ofiarowanej przeze mnie pomocy... twój wybór.  




Wstał i wyszedł.


Venus westchnęła z ulgą.



Nie żałowała swoich słów.
















3 komentarze:

  1. No, no... Inferno nie chce pomóc? Nieładnie z jego strony ;-). W sumie jest bardzo interesującą postacią, nie spotkałam się nigdy z tak egoistycznym starym dziadem. ;) ;) Vaavi

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciekawe, ciekawe, czekam na więcej ;-). Jestem zainteresowany dalszymi losami bohaterów.

    OdpowiedzUsuń
  3. No no dobre opowiadanie. Wciągnęłam się.
    pozdrawiam
    my-crazy-day.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń