środa, 3 grudnia 2014

I. Gwiezdna Armia: Rozdział Pierwszy

Statek wyłaniał się powoli z pasma kosmicznego pyłu, lądując na czerwonym piasku nieznanej planety.
Jego właz otwierał się powoli... a z niego wyszła grupa badaczy w otoczeniu swoich autobotów – robotów zmieniający swą postać w elektryczne maszyny. Autoboty potrafiły przemieniać się w motory bądź motocrossy. Osiągały zazwyczaj dwa metry wysokości.
 Na czele posuwał się wolno autobot ochrzczony imieniem Gepard. Przypominał małe, niezręczne pudełko na gąsienicach, lecz był wyposażony w najwyższej jakości sprzęt szpiegowski – najwyższej półki technologia jak na rok 2295.
Badacze ci, ubrani w kombinezony z hełmami połączone z plecakami zapasów tlenu, posuwali się wolno i ostrożnie naprzód. Rozglądali się równie ostrożnie i równie dokładnie notując na nośnikach pamięci, co tu zastali – w miarę, jak odchodzili coraz dalej od statku.
- Pusto, jak wymiótł. - westchnął smutno Scott, patrząc na Luke'a, rozumnego autobota, którego włączył do tej misji.              
- Nie załamuj się, Scotty. - odparł Luke mrugając reflektorami, które służyły mu za oczy. - Jeszcze nie uszliśmy nawet kilometra.
- Może i tak. - potwierdził Scott. - Ale nadal sądzę, że to co wymyśliła ta Venus, żeby wywlec nas aż tutaj, to głupi pomysł.
- Ależ to nie jest Mars! - powiedział oburzony Luke. - Tylko planeta bardzo do niego podobna. A nuż Gepard coś znajdzie? Nie możesz tak szybko się poddawać.
W tej chwili podszedł do nich Corlett, najlepszy przyjaciel Scotta.
- Zgłoś swojej autobotce, że będziemy szukać dalej. Luke ma rację. To nie jest Mars, żeby nie było na nim nawet trzymetrowej mięsożernej rośliny.
- Bardzo śmieszne. - mruknął Scott, ale widać było, że się rozchmurzył.

***

Gepard zaświecił reflektorami z boku. W ten sposób dał badaczom do zrozumienia, gdzie się znajduje. Gdy zrównali się z nim, Luke spytał: 
- No, kotku? Znalazłeś coś?
Gepard zakręcił się wkoło i ponownie zaświecił reflektorami.
Scott dotknął elektronicznej opaski na nadgarstku.
- Venus, prawdopodobnie kicia coś znalazła. - zgłosił. 
- Gadasz z autobotką. - przypomniał mu Corlett.
- I tak Venus siedzi przy odbiorniku częściej niż Clara.
 - No tak... zaczynasz ufać maszynom... a tracisz zaufanie do ludzi. - mruknął Corlett.
W chwilę później z odbiornika urządzenia na ręku Scotta usłyszeli mechaniczny głos Venus: - Tutaj Autobotka 2 do Badacza 1. Odbiór.
- Chyba mamy tutaj coś. - zaalarmował ją Scott. - Sto metrów stąd Gepard wyczuł las.
Przez kilka minut słyszeli głośny szum od zakłóceń.
- Venus? Venus, słyszysz mnie? Badacz 1...    
- Słyszę. - zabrzmiał głos autobotki. - słuchajcie, niedługo będę musiała się rozłączyć, bo niedługo się rozładuję... Połączę was z kapitanem.
- W porządku. - odparł prędko Scott, mając nadzieję, że ktoś na statku ma dobre łącze na kontakt z nimi.                             
Odwrócił się do przyjaciela.
- Słuchaj, teraz musimy być ostrożni... nie wiemy, co tam zastaniemy. 
- W porządku. - odparł Corlett. - Luke, mógłbyś nas poprowadzić?

***

Badacze powoli weszli w las, oświecając sobie wzajemnie drogę. Drzewa, czując na sobie światła reflektorów, zdawały kurczyć swoje konary i ściskać w górze wyprostowane gałęzie, jak przestępcy przyłapani na gorącym uczynku. Luke wyciągnął pistolet laserowy i powoli prześlizgnął się przez załamany, spróchniały konar. Za nim cicho podążali ludzie.
Różne dziwne rośliny, spoczywały na obumarłych konarach niczym czyhające na ofiarę węże-dusiciele. Wokół nie było żywego ducha, prócz roślin, które piętnowały ponad nimi, jakby we śnie.
- Badacz 1. do kapitana. - odezwał się cicho Scott. - Jest las, są różne rośliny, ale brak istot inteligentnych. Mam nadzieję, że zasięg będzie jeszcze przez dłuższy czas silny, pamiętaj, aby Venus była doładowana w porę, będziemy potrzebowali jej pomocy.
- Zakochał się w maszynie, czy co? - burknął Corlett, na co Luke pogroził mu palcem.
Dalej, w miarę, jak się posuwali, Gepard milczał, ale gdy trafili na rozstaje dróg, zaczął błyskać reflektorami.  
- No i co, kotku? - spytał Scott.
- Badacz 2. do kapitana. - odezwał się Corlett. - Mamy rozstaje dróg. Clara, słyszysz nas?
- Wiem, też to widzę na mapie. - odezwał się głos kobiety. - Wybierzcie taką, w której Gepard wykryje najsilniejszą energię życiową. Uważajcie na siebie. 
Badacze jednak zatrzymali się. Nie wiedzieli, gdzie skręcić.
- Musimy coś wybrać. - powiedział Luke. - Wóz albo przewóz. Po co w końcu wylądowaliśmy na tej planecie? Żeby szukać życia. I co? Życia nie ma. A Gepard tylko brzęczy, zamiast ruszać.
- Nie od razu Kosmos powstał. - powiedział Corlett, przekręcając dobrze znane przysłowie.
Luke spojrzał na niego.
- Tak? A ja myślałem, że Kosmos był zawsze. Był... jedna wielka kaszana!
Corlett nie odpowiedział, patrzył na maszynę szpiegującą.                     
Wydawało mu się to niezwykle dziwne. Tutaj badacze wyskakują ze statku, wraz z nimi autoboci, wszystko ładnie, pięknie... Myślą ,,Misja czeka!”, pełni nadziei idą przez jałową pustynię, chronią ich kaski, zapasy tlenu i wody z Ziemi... czym się martwić?
A tu nagle przychodzi rozumowanie: ,,Misji nie ma, bracia, niech nam matka Kanada wybaczy...”      
Po co?
Scott położył przyjacielsko dłoń na ramieniu autobota. 
- Zobacz sam, Luke. Sam mi mówiłeś nie tak dawno że mam się nie poddawać... to tylko misja, nie uda się – trudno. Przynajmniej zapiszą w kartach historii nasze starania.
- To prawda. - potwierdził Corlett. - Jeżeli nie znajdziemy inteligentnej istoty, to przynajmniej weźmy próbkę jakiejś rośliny... na znak, że jednak coś tu jest.
- Ma rację. - potwierdził Scott. - Szukajmy dalej.
Uklęknął nad fioletową rośliną o białych przyssawkach na łodydze i zamyślił się.
Luke zerknął na niego. Corlett milczał.
- Sam chciałeś polecieć na tą planetę, Scott. - powiedział autobot. - Ja wcale nie powiedziałem, że chcę być tutaj z tobą i wąchać kwiatki. Ale jeżeli tobie to odpowiada... - wyciągnął z magazynka na piersi nóż i rzucił go badaczowi. - Masz. 
Scott spojrzał na Luke'a. Wyczuwał jego niezadowolenie. Ale z drugiej strony sam chciał mu towarzyszyć, bo był do niego bardzo przywiązany – ponieważ Scott był jego stwórcą. Dziwił się ludziom – nie rozumiał, jak można podjąć się tak banalnemu zadaniu, z którego i tak nic nie wyniknie. Ale skoro to człowiek go stworzył, człowiekowi musiał być posłuszny. 
Scott sięgnął nóż i ściął roślinę, tuż przy ziemi.
- Podaj mi zbiornik, Luke. - poprosił. Autobot sięgnął ponownie do magazynka i wyciągnął z niego kwadratowy pojemnik wielkości słoika na próbki sypkich materiałów. Bez słowa podał go Scottowi, który również bez słowa go odebrał. Wsadził do niego ostrożnie roślinę i zasypał jej korzenie tamtejszą ziemią.
- A jeśli wymrze po powrocie na statek? - spytał nagle Corlett. 
Scott poruszył się gwałtownie. Rzeczywiście o tym zapomniał.
- I po co ci to było? - prychnął Luke. - Nawet nie wiesz, czy nawet z garścią gleby ten chwast przeżyje. 
Scott spojrzał ze złością na autobota.
- Przynajmniej podejmuję się misji całkowicie, a nie częściowo. - odparł, a w niego głosie zabrzmiała nutka nieplanowanego sarkazmu.   - Jasne! - prychnął Luke. - Wielki badacz, wszystko wie najlepiej! Scotty, ty tu niebawem umrzesz! A my razem z tobą... wszyscy umrzemy, a ty umrzesz pierwszy.
- Milczeć! - krzyknął Corlett. Nagle z oddali badacze usłyszeli szum liści i dziwny jęk, rozprzestrzeniający się dziwnymi falami, jakby raz były echem, a raz naturalną formą dźwięku. 

Gepard zaczął dziwnie brzęczeć. 
 - Ty nędzna kupo śrubek! - powiedział Scott. - Chyba coś wyczuł.  
Badacze pobiegli za nim, aż skierowali się do niezwykle pięknego i dziwnego miejsca. Konary tworzyły tym razem ścieżkę ponad strumieniem, który lśnił i dygotał. Dalej łączyły się z ogromnym drzewem, którego pień był jakby rozpołowiony, tworząc przejście. 
- A niech to! Czy jesteśmy w Krainie Czarów? - spytał Corlett. 
 Badacze nie mogli się nadziwić pięknu tego miejsca. Zaczęli wierzyć, że teraz natrafią na coś interesującego. Poczęli rozglądać się dookoła ruszając ścieżką wyznaczoną przez konary. 
Gdy doszli już do dziwnego drzewa, usłyszeli nad głowami krzyk jakiegoś ptaka. Spojrzeli w górę. 
Był podobny z budowy do ogromnego orła. Dużo większego od orła spotykanego na Ziemi. I nie był ani brunatny, ani szary, ani biały, lecz czerwono-pomarańczowy przepasany błękitnymi wstęgami – dziób i szpony miał czarne.
 - Dziwny ptak. - powiedział Corlett. - Bardzo dziwny. Ta kolorystyka jego piór... piękne. Ptak miał ponoć na głowie ogromny czub, który rozwijał się i zwijał jak pawi ogon. 
- No i co, Luke? Nagrywasz? - spytał Scott. 
Luke kiwnął głową. 
Jego reflektory zamieniły się w okienko kamery, po chwili autobot wcisnął guzik na skroni i skierował głowę w górę.
 - Świetnie. - pochwalił przyjaciela Corlett. - Wreszcie jakiś okaz. 
Luke trwał tak w bezruchu pół minuty, potem światełko zgasło – skończył nagrywanie.  
- Mamy to. - powiedział. - Chodźmy szukać dalej. 
Scott chętnie na to przystał, zadowolony, że wreszcie są jakieś efekty. 
Rozglądał się po okolicy, w nadziei, że może coś jeszcze im się trafi. 
Gepard posuwał się naprzód bardzo powoli. Wydawało im się, że droga przez las jest nieskończona. Ale starali się uzbroić w cierpliwość. 
Wiedzieli, że badacz musi być cierpliwy. Cierpliwością zyskuje się wiele, zaś jeśli jesteś za bardzo zaciekły – tracisz. 
Badacze z autobotem przeszli przez dziwny otwór w drzewie i nagle poczuli, że coś się dzieje. Konary skurczyły się, przejście się zablokowało. 
 - Co się dzieje? - krzyknął Corlett. 
 Gałęzie drzewa poruszyły się gwałtownie i skierowały się prosto na ludzi. 
Luke wystrzelił w nie z pistoletu. 
Ale to niewiele dało. 
W chwilę potem, wielki konar poruszył się i strzelił w górę kolejnymi gałęziami, które niczym polujące węże rzuciły się na ludzi. Jeden z grubszych okazów ścisnął nogi Scottowi, który zatoczył się, ale w chwilę później uniósł go w górę. 
Corlett też nie był bezpieczny. Chciał rzucić się do ucieczki wzdłuż konaru-mostu, ale i tym razem druga gałąź go uniosła. Wystraszeni mężczyźni próbowali się uwolnić, ale na próżno. 
- Luke, Gepard zróbcie coś! - krzyknął Corlett wisząc głową w dół. 
 Luke strzelił w konar kilkoma pociskami, na co podpełzła w jego stronę kolejna gałąź, ale on skoczył z szaleńczym pędem na ogromny kamień – dookoła szumiał strumień. 
- Uważaj, nie wchodź do wody! - ostrzegł go Corlett. 
- Sam o tym wiem, że woda mi szkodzi. - odgryzł się Luke. 
W tej chwili usłyszeli głos Venus: - Autobotka 2. do Badacza 1. Odezwijcie się. 
Corlett zaklął. 
- Tu Autobot 1 do Autobotki 2. - zgłosił Luke. - Venus, potrzebujemy pomocy. Scott i Corlett są uwięzieni przez nieznaną formę życia. Jesteśmy sto mili od statku. Przyślijcie posiłki. Słyszysz, Venus?   

3 komentarze:

  1. Świetne opowiadanie. Daję Obserwację ;) Super piszesz :)
    zuziolandia1.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeju kochana.. świetnie piszesz *.*
    Matko, żebym to ja miała taką wyobraźnię :)
    Zmotywowałaś mnie do dalszego pisania (ja też piszę, ale w porównaniu z tobą, same wypociny :D)
    Dlatego obserwuję, pozdrawiam :*
    zapraszam do mnie: cynamonkatiebooks.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. 48 years old Administrative Officer Dolph Vowell, hailing from Listowel enjoys watching movies like Iron Eagle IV and Knitting. Took a trip to Yin Xu and drives a Ferrari 250 GT California. Dalej

    OdpowiedzUsuń